Zespół Wołosi wrócił do Częstochowy ponownie, stając się jedną z gwiazd Festiwalu Wiolinistycznego im. Bronisława Hubermana. W środowy wieczór zagrał w Filharmonii Częstochowskiej z towarzyszeniem jej orkiestry pod batutą Jerzego Klocka. Nagrodzony owacjami wykonał dla publiczności trzy bisy.
Dyrektor Filharmonii i równocześnie autor festiwalowego programu wystąpił też tego wieczoru jako konferansjer. Robi to coraz częściej, ale tym razem temperatura zapowiedzi jasno wskazywała, że zapowiada muzycznych przyjaciół, których podziwia i z którymi solidaryzuje się w ich programowych wyborach. Z kolei fakt powrotów Wołosów do Filharmonii jest pewnie świadectwem odwzajemniania tych sympatii dla człowieka, ale i częstochowskich odbiorców. Fanów – jak wkrótce można było przekonać się podczas występu.

Nie wiem, czy słowo „występ” jest w tym momencie właściwe. Równie dobrze można by napisać: spektakl, a może muzyczny performance. Kiedy bowiem wiolinistyczny kwintet zaczął swój koncert, po sali rozlał się deszcz dźwięków, a na scenie (z jej ledwie narożnika) rozszalał się ogień emocji. Bo to, co zaprezentowali Wołosi, to emocjonalne autodafe – samospalenie; twórcze rozedrganie do granic ekstazy.
Jasne – wszystko jest teatrem. Modne kapele rockowe przyzwyczaiły nas do tego, że wyreżyserować można każdy gest, grymas, każdą ekspresję. Kiedy wiolonczelista Krzysztof Lasoń zastygał w ekstatycznej pozie, można było podejrzewać, że i w przypadku Wołosów tak się dzieje. Kiedy jednak muzycy łączyli się w ekspresyjnych, niewiarygodnie dynamicznych finałach, kiedy przerzucali się dźwiękami, budując szaloną w tempie, a precyzyjną całość, już nie wydawało się, by to można było wyreżyserować. Choć rodziło się przekonanie, że ci artyści się nie rozstają, bo ciągle muszą być w zespołowych próbach, żeby osiągnąć ten poziom zgrania.
Kiedy odwracali się niemal od publiczności tworząc krąg, wyglądało to na inscenizację. Jednak widać było, że oni muszą być w maksymalnej koncentracji, patrzeć sobie wzajemnie na palce i struny, by w odpowiednim – błyskawicznym tempie wsunąć muzyczny klocek w konstrukcję wykonywanego utworu. Budowali w ten sposób dźwiękowe uniwersum, w którym klasyka folkloru ziem górskich (bo przecież nie tylko Beskidów) przenikała w abstrakt współczesnej muzyki skrzypcowej. Z wirtuozerskich, technicznych popisów wysnuwał się natomiast taneczny walc czy jakieś południowoamerykańskie nuty i nastroje.
Przy tym wszystkim, przy całym fizycznym wysiłku wkładanym w grę, Wołosi nieustannie przywoływali na twarze uśmiechy – szczere świadectwa radości muzykowania. Gra artystów, ich energia scenicznego istnienia sprawiły, że – wybaczcie filharmonicy – udział orkiestry miał czysto formalny charakter. Wołosi, grając na skraju sceny, ją całą wypełniali swoją kreacją. Koncert był ucztą dla słuchaczy, bo czy jest coś piękniejszego niż uczestnictwo w tak pięknym akcie tworzenia? Czy dziwić się można, że ta – jak mówią: folkowa kapela – była trzykrotnie wywoływana przez publiczność do bisów?

Jak mówił w zapowiedzi dyrektor Klocek – ten zespół zrodził się z radości wspólnego muzykowania. Jeden z dwóch braci Lasoniów, których rodzina zakochana była w Beskidach, zapragnął na swoim weselu góralskiej muzyki.
Z zaproszoną w tym celu typową kapelą zaczęli się później spotykać dla przyjemności, by przywoływać beskidzkie nuty. Obok siebie stanęli górale, którzy miłością do muzyki dzielili się, grając na weselach i festynach oraz dydaktycy Akademii Muzycznej w Katowicach. Z zapamiętania zrodził się zespół, który błyskawicznie wdarł się na szczyty. Występowali na europejskich i światowych festiwalach, sięgając po najwyższe nagrody. Zagrali dla Króla Szwecji Karola XVI Gustawa oraz przywódców Polski, Holandii, Belgii, Węgier, Czech, Słowacji, Ukrainy, Łotwy, Bułgarii i Izraela. Dzielili scenę z artystami z najróżniejszych muzycznych bajek. Dali ponad 400 koncertów w 20 krajach Europy, Kanadzie, Chinach, Indiach, Nepalu, Japonii i Gruzji. We środę – w Częstochowie. Będziemy go pamiętać!
Tadeusz Piersiak, fot.Agnieszka Małasiewicz
Czytaj także: „Polowanie”. Teatr społecznej wrażliwości

https://www.kotly-patrzyk.pl/oferta/pompy-ciepla/