Pelcery (od nazwiska założycieli Peltzer) – to nazwa, która w miłośnikach historii Częstochowy budzi ciepłe uczucia. To jeden z zakładów włókienniczych miasta, które zbudowały w XIX i XX wieku nowe oblicze podjasnogórskiego miasteczka. Ceba, Stradom, a szczególnie rozpadający się na naszych oczach Elanex los tych dawnych potęg rodzi dziś smutek. Wydaje się, że Wełnopol (Pelcery) wśród nich jest szczęściarzem, który trafił na wielką szansę. Jest nią działanie Spółki z o.o. Maad, która inwestuje w przywrócenie świetności zakupionych pofabryczny hal.
Rozpoczęliśmy działalność w jednym z należących dziś do nas budynków już 10, nawet 11 lat temu – mówi Marcin Stryczak prowadzący spółkę wraz z bratem Przemysławem. Wynajęliśmy wtedy pierwsze 600 metrów historii. Później biznes zaczął się rozrastać, aż wreszcie pojawiła się propozycja nabycia znacznej części zabudowań dawnej fabryki. Dziś jesteśmy właścicielami 15.000 metrów kwadratowych obiektów, w części zabytkowych.
Po upadku socjalistycznego Wełnopolu pozostawiony przez włókienników teren zaczął popadać w postępującą szybko degradację. Drobni przedsiębiorcy najmowali pomieszczenia, nie troszcząc się o stan budynków. Najgorszy był los tych XIX-wiecznych zabudowań fabrycznych – ich rozpadanie się dokumentowali penetratorzy urbexów. Na kompleks zwrócił uwagę Częstochowy nieoceniony Zygmunt Rolat, związany z tym miejscem emocjami dawnego niewolniczego pracownika, działającego tu w czasach II wojny światowej hasagu Pelcery. Z jego inicjatywy zawisła tablica upamiętniająca ofiary tej niemieckiej fabryki zbrojeniowej. Skupieni wokół Rolata i jego idei przyjaciele utworzyli konsorcjum, które zrekonstruowało pierwszy ceglany budynek sprzed 100 lat. Później w miejscu XX-wiecznych gmachów stanął nowoczesny budynek I Urzędu Skarbowego. Wreszcie u wylotu ul. Filomatów do 1 Maja stylizowana kamienica.
Niektórzy o kompleksie Wełnopolu/Pelcerów mówią: częstochowski Nikiszowiec – dodaje Przemysław.
Atmosfera tego miejsca od początku bardzo nas pociągała. Stąd może chęć inwestowania tutaj. Z pełną świadomością, że to w części pamiątki przeszłości objęte opieką wojewódzkiego konserwatora. Jednak i te, które nie są wpisane do rejestru zabytków, chcemy traktować z należnym pietyzmem.
Zabytkiem, którego nie udało się uratować, była parterowa hala mieszcząca kilka lat temu sklep meblowy i odzieżowy. Eksploatowano ją bez remontów tak długo, aż przeminęła jej szansa. Dziś jest tam parking. Tak odsłonił się widok na piętrowy budynek fabryczny jaśniejący dziś starannie oczyszczoną cegłą. Mieszczące się w nim na dole i górze pomieszczenia (każde ok. 300 m) ma w pieczy konserwator zabytków.
Nawet instalacja p.poż. ma tutaj pewnie dobrze ponad sto lat – mówi Przemysław Stryczak. Widać to po stylu tych żeliwnych wsporników, na których spoczywają rury. Pod nami są na dokładkę piękne piwnice z podłogą z ceramiki i żeliwnymi filarami. Z konserwatorem podczas remontu nie mieliśmy kłopotów. Po prostu wykonaliśmy tylko prace zabezpieczające, nie zmieniając niczego. Przy takim podejściu mieliśmy duży problem z wykonawcami.
Większość, słysząc, że chcemy np. oczyścić i zakonserwować cegły ścian zewnętrznych mówiła, że lepiej pokryć je tynkiem albo płytami elewacyjnymi. Najlepiej zaś zburzyć i postawić na nowo – taniej i szybciej. Właściciele „Maad” i tak się skarżą, że wszystko odbywa się strasznie przewlekle. Sądzili, że po tych trzech latach będą już po pracach budowlanych i instalacyjnych. Tymczasem wciąż papierologia i sztywne przepisy. Nawet podłączenie c.o. przez Fortum przeciąga się w nieskończoność.
Za to bracia Stryczakowie mają czas na znalezienie najemców do przygotowywanych pomieszczeń, nie dla wszystkich przestrzeni mają nowe przeznaczenie. Na przykład w jednym z budynków mają na piętrze ogromną powierzchnię, która kiedyś podzielona była ściankami działowymi. Nad halą (ponad 1000 m) jest ogromny świetlik, więc wnętrze jest bardzo dobrze doświetlone. Konstrukcja podpierająca świetlik i dach oparta jest na wspornikach – filarach odlanych z żeliwa. Są pięknym samym w sobie świadectwem historii obiektu, a zarazem ich rozlokowanie w długich szeregach pięknie rytmizuje przestrzeń.
W pomieszczeniu na parterze nadzorowanym przez konserwatora widzimy stylową restaurację – informuje Marcin Stryczak – w piwnicy pod nią może kameralną kawiarnię. Tu, w tej ogromnej przestrzeni, mogłyby być organizowane nawet koncerty. Problem, że jest to na piętrze, więc sporo środków trzeba by zainwestować. Może zrobimy galerię dzieł plastycznych? Tak naprawdę to czekamy na pomysły zagospodarowania pomieszczeń do celów kulturalnych.
Bo obok gastronomii stawiamy na kulturę. Tyle, że najemcy czy współpracownicy muszą podzielać nasze wybory estetyczne, czyli miłość do pięknej architektury i wzornictwa przemysłowego przełomu XIX i XX wieku. Przyznam, że od sąsiadów – z likwidowanych hal Stradomia, kupiliśmy zabytkowe maszyny i meble przemysłowe, które wykorzystamy w naszych wnętrzach. Oczywiście pozostawiamy stare skrzynki rozdzielcze, lampy czy detale, które dostaliśmy w spadku wraz z halami.
W posiadaniu Spółki „Maad” jest również dawny budynek zakładowej straży pożarnej. W nim też zostają dotychczasowe bramy wjazdowe do remizy pochodzące najmniej z lat 70. W remizie bracia realizują swoje pasje (są działaczami Automobilklubu Częstochowskiego i miłośnikami motoryzacji). W strażackim garażu stoją samochody marki Porsche pochodzące z różnych minionych dziesięcioleci. Co więcej, auta tej marki rezydują też na piętrze budynku.
By mogły tam trafić, Stryczakowie dobudowali zewnętrzną windę (z ażurową obudową, żeby nazbyt nie zasłaniała budynku). Siadamy w biurze na piętrze, z widokiem na rezydujące Porsche. Gdybyśmy chcieli zerknąć do remizy na dole, to w podłodze są przeszklone otwory po rurach (na nich zjeżdżali w dół strażacy). My siedzimy w fotelach (pokryte są autentyczną tkaniną tapicerską używaną przez Porsche w latach 60.
To są nasze samochody oraz powierzone nam przez klientów – mówi Marcin Stryczak. Auta trafiają do nas czasem w strasznym stanie: z wygniłą karoserią, zniszczonym wnętrzem, niesprawne mechanicznie. Czasem przyjeżdżają do stylizacji, dopieszczenia, a nawet do wymiany napędu na elektryczny. Zrobiliśmy już dwie takie przeróbki, jedną w modelu z lat 60. Już dawno z naszymi usługami wyszliśmy poza Polskę, do Francji, Niemiec, krajów Skandynawii. Choć – paradoksalnie – dużo nowych samochodów tej luksusowej marki trafia do właścicieli w okolicach Częstochowy i w samym mieście.
Kultywowanie marki Porsche to jeden kierunek działalności braci Stryczaków, drugi to Spółka „Maad”– produkcja na potrzeby kolejnictwa i komunikacji autobusowej. Właściciele chcieliby, żeby „trzecią nogą” była kultura połączona z gastronomią.
Jeździmy po Polsce, patrzymy, jak robią to inni – mówi Przemysław. Teraz byliśmy w Gdańsku, gdzie na terenach postoczniowych jest knajpka przy knajpce, galerie, sklepy ze starociami. Aż miło patrzeć, jak to żyje. Fakt – to Gdańsk, sąsiadami są wielkie osiedla mieszkalne, itd. Ale tu, o rzut kamieniem jest Osiedle Trzech Wieszczów. Wreszcie – niedługo tuż obok Wełnopolu pobiegnie nowa obwodnica. Odciąży centrum i Aleje, ale też stworzy do nas doskonały dojazd, z możliwością komfortowego zaparkowania. Wtedy taki skupiony ośrodek kultury i relaksu może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Na koniec naszego spotkania w Pelcerach pytam braci Stryczaków o ich wykształcenie. Przemysław jest humanistą, Marcin – biznesmenem (chciał zostać architektem). Obaj kochają stare samochody. Ich królestwo będzie nosiło nazwę FABRYCA. Taki napis, długi na dziesięć metrów będzie witał jadących ul. 1 Maja. Oczywiście będzie to neon, zrobiony tradycyjną metodą ze szklanych rurek.
Tadeusz Piersiak
Czytaj także: Wspomnienia z ul. Sobieskiego. Wszędzie nas było pełno