Aż trudno uwierzyć, że Iwona Chołuj, zadebiutowała na scenie Teatru im. Mickiewicza już ćwierć wieku temu. Swój jubileusz uczci 29 maja o godz. 19 spektaklem „Fałsz”. Tuż przed tym opowiada „Gazecie Regionalnej” m.in. o swoich najbliższych planach.
Pochodzisz z Żar, jak to się stało, że wróciłaś do Częstochowy?
Iwona Chołuj: Urodziłam się w Żarach w woj. lubuskim, nie mylić z Żorami na Śląsku. To dwa różne miasteczka. Żary były dla mnie zawsze bajkowe, mają piękną zabudowę, stary rynek, deptak, a Żory wydają mi się bardziej nowoczesne. Nie wiem, nie byłam. Zawsze podkreślam skąd jestem, bo mnóstwo ludzi się myli.
I z tych Żar trafiłam do Częstochowy… z lenistwa. Nie chciało mi się uczyć języka rosyjskiego, wtedy nie wiedziałam, że może on mi się przydać. Miałaby bardzo mierne oceny, a moja wychowawczyni uczyła właśnie tego przedmiotu. Jedynym moim pomysłem, na wybronienie się, był udział w międzyszkolnym konkursie recytatorskim. Wychowawczyni się ucieszyła, dała mi tekst, nauczyłam się… i nie wygrałam. W komisji zasiadał jednak Roman Krzywotulski, dyrektor Żarskiego Domu Kultury, który stwierdził, że mam talent. Ściągnął mnie na zajęcia teatralne. Tak się zaczęło.
Tak się rozpoczęła Twoja droga do aktorstwa?
– Poezję czytałam od zawsze, ale wtedy odkryłam, że można pracować nad tekstem, czegoś się w nim doszukiwać. Wcześniej dostawałam piątki z recytacji, ale nie wiedziałam dlaczego. Pan Roman wytłumaczył mi, że ja to po prostu czuję. Wkrótce wygrałam konkurs poezji i prozy Miłosza organizowany w Białymstoku. Pomyślałam, że może rzeczywiście mam talent.
Skracając historię, bo możliwe, że czytelnicy już ją słyszeli, pod koniec liceum wszyscy moi przyjaciele zdawali do Łódzkiej Filmówki. Ja jak ten cygan, który dla towarzystwa dał się powiesić, poszłam w ich ślady. Nikt się z nas nie dostał, ja doszłam do trzeciego etapu. W Zielonej Górze był kierunek pedagogika kulturalno-oświatowa, z różnymi fakultetami, dostałam się, jednak, zamiast studiować wpadłam w wir artystyczny. Trafiłam do chóru, z którym jeździłam w tournée. Podróżowaliśmy m.in. po Francji. Dla mnie był to zupełnie nowy świat. Gdy wracaliśmy, zamiast przysiąść do nauki, wolałam iść do Studenckiego Klubu „Gęba” (stamtąd wywodzi się np. zespół Raz Dwa Trzy). Od czasu do czasu szłam na zajęcia i mimo wszystko nieźle mi szło. Taki stan trwał dwa lata, ale potem stwierdziłam, że muszę iść do szkoły, w której będę się tylko uczyć, a nie robić wszystko inne. Nie chciałam jednak by była to uczelnia stricte dramatyczna. Trafiłam do Studium Wokalno-Aktorskiego im. Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Studiowałam tam cztery lata. Na ostatnim roku, okazji kręcenia serialu „Boża podszewka” spotkałam Henryka Talara, ówczesnego dyrektora Teatru im. Mickiewicza, który zaproponował mi etat. Jeszcze będąc studentką, dostałam angaż.
Był rok 1996. Czas szybko płynie, pięć lat temu obchodziłaś 20-lecie pracy artystycznej. Dziś świętujesz już 25-lecie. Co się u Ciebie zmieniło?
-Tak, jak wtedy wydawało mi się, że to bardzo dużo, tak teraz wydaje mi się, że 25 to mniej niż 20. Nie czuję tej liczby. A im więcej przy tym jubileuszu rozmawiam o rolach, pracy, tym bardziej mam wrażenie, że przyjechałam do Częstochowy zaledwie wczoraj.
Zmieniło się to, że przez 25 lat poznałam tu wielu wspaniałych ludzi, i wielu z nich już nie żyje. Gdy myślę o tym, co robiłam te ćwierć wieku temu, od razu widzę te twarze. Kolegów z teatru, przyjaciół, znajomych z koncertów, okolicznych pubów…
Czy coś więcej się zmieniło? Chyba cały świat zmienił się przy pandemii. Ja sama zazwyczaj bardzo dużo grałam, wcześniej wchodziłam z premiery w premierę. Gdy dzwonił ktoś z produkcji serialu czy z agencji aktorskiej, to choćbym nie wiem, jak chciała, to za każdym razem mówiłam, że nie mogę, mam próbę, teatr ważniejszy. Teraz podczas zamknięcia, miałam tyle propozycji do seriali, że naprawdę musiałam je odrzucać. To oczywiście nie główne role, ale epizody. Tym razem mogłam jednak zawsze powiedzieć, że mi termin pasuje, ale najpierw proszę o wysłanie tekstu. Jeśli mi się spodoba, to może przyjadę.
Jakie są efekty? W jakich produkcjach będziemy mogli Cię zobaczyć?
– Wystąpiłam m.in. w „Leśniczówce”. To ciekawa rola, bo o mojej bohaterce dużo się mówi, nawet gdy nie pojawia się ona na ekranie. Podrywałam mężczyznę kobiety, u której miałam nocleg. Gra ją Olga Bończak. Ona go kocha, ale pochodzą do siebie niczym żuraw i czapla. Moja bohaterka wmanewrowała się w tę historię. Przyszła na spotkanie zamiast tamtej. Zabawna sytuacja. Spędziłam na planie trzy dni zdjęciowe.
Ostatnio miałam sporo czasu na takie epizody. Mogłam sporo jeździć. Teraz sytuacja wraca do normy, bo powróciliśmy do grania. Bardzo się z tego cieszę. Zawsze powtarzam, że teatr jest moim domem.
Na brak zajęć nie będziesz narzekać. Trwają przygotowania do dwóch koncertów z Twoim udziałem, wznawiane są także niektóre spektakle.
– Tak, wśród nich choćby „Trzy Świnki”, do których wracamy przy okazji Dnia Dziecka.
Zanim jednak to nastąpi, 29 maja, spektaklem „Fałsz” uczcisz swój jubileusz. Dla odmiany pięć lat temu, na 20-lecie postawiłaś na koncert.
– To był czas, gdy niemal cały zespół aktorski pojechał z „Hamletem” do Grudziądza, nie bardzo miałam więc z kim wystąpić na scenie. Dyrektor Robert Dorosławski zaproponował więc koncert, czego się u nas raczej nie praktykuje. Zaprosiłam do udziału różne osoby, które poznałam w ciągu tych 20 lat. Dzięki temu występ był bardzo różnorodny. Towarzyszyło mi wielu cudownych artystów. Do dziś jestem im bardzo za to wdzięczna. Koncert tak się spodobał, że widzowie często pytali o powtórkę. Zazwyczaj dzieje się tak, że wybierany jest spektakl, w którym jubilat gra jedną z większych ról. W tym momencie jest to właśnie „Fałsz” w reżyserii André Hübnera-Ochodlo. Przedstawienie realizowaliśmy w głębokiej pandemii, w pełnym reżimie sanitarnym. Na scenie oddzieleni jesteśmy szybą z pleksi. Miała być ona utrudnieniem, a doskonale dopełniła „Fałsz”.
Zostając przy świętowaniu, zapytam Cię, czego sobie życzysz z tej okazji?
– Remontuję właśnie mieszkanie, życzę sobie, żeby jakimś cudem remont jak najszybciej dobiegł końca. Chciałabym już móc tam zamieszkać. Pomiędzy próbami, gruntuję ściany. Mógłby więc przyjść Harry Potter, Dumbledore albo nawet Sam Wiesz Kto, machnąć różdżką i to załatwić.
To prywatnie, a jakie masz najbliższe plany zawodowe?
– Po raz pierwszy zdarzyło się tak, że gramy dosyć intensywnie podczas wakacji. Dostałam też propozycję od Teatru Nowego w Częstochowie, prowadzonego przez Pawła Bilskiego i Fundację Oczami Brata. Zagram mamę dwojga synów w spektaklu „Cebula”. Za nami spotkania organizacyjne, przed nami próby i premiera. To budujące, że są młodzi ludzie, którzy chcą robić dużo dla naszego miasta. Cieszę się, że będę tego częścią.
Teatr wraca do gry, jak zachęciłabyś do odwiedzenia go tych, którzy dotychczas od niego stronili?
– Wiem, że duża część widzów nie ufa teatrom takim jak nasz. Wolą pojechać na spektakl do Warszawy. Chciałabym, żeby się przekonali, że nie trzeba nigdzie jechać, bo my też grywamy w Warszawie. Zapraszamy! Mamy świetny zespół, wszyscy jesteśmy spragnieni sceny. Tęskniliśmy za nią bardzo. Dziś możemy gościć tylko 50 proc. widzów, ale to i tak 200 osób. Zasady bezpieczeństwa są zachowane. Nie trzeba się bać. Drodzy widzowie przychodźcie, oglądajcie, oklaskujcie, bo to dla nas bardzo ważne.
Rozmawiała Zuzanna Suliga
Iwona Chołuj
Absolwentka Państwowego Policealnego Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Aktorka, wokalistka. Współpracuje z warszawskim Teatrami: Syrena i Projekt Warszawa. Z Teatrem im. A. Mickiewicza w Częstochowie związana od 1996 r. Na tej scenie wykreowała role m.in. Agafii w „Ożenku”, Pie w „Scenariuszu dla trzech aktorów”, Katie w „Walentynkach” czy „Basi” z „Pamiętnika narkomanki”. Za dwie ostatnie z wymienionych została nominowana do „Złotej Maski”.
Warto też dodać, że wspólnie z Arkadiuszem Głodowskim wyreżyserowała głośne „Ballady morderców” według Nicka Cave’a.
Aktualnie możemy ją oglądać w takich spektaklach jak np. „Fałsz”, „Królowa Śniegu”, „Czyż nie dobija się koni?”, „Trzy świnki” czy „Zaczarowany koń. Piosenki lat pięćdziesiątych”
Iwonę Chołuj znają również telewidzowie i kinomani. W biografii aktorki można znaleźć takie produkcje jak „Darmozjad polski”, „Na Wspólnej”, „Na dobre i na złe” czy „Galeria”.
Czytaj także: Teatralny „Fałsz”. Spektakl, w którym nie ma gotowych odpowiedzi