fbpx

Jordan Jurczyński: Jak zaskoczą młodzi, zaskoczy też Włókniarz…

Jordan Jurczyński to jeden z niespełnionych talentów, który szybko zakończył karierę, ale z żużlem nie zerwał. Przez kilkanaście kolejnych lat można go było spotkać w parku maszyn w roli mechanika, w sezonie 2021 będzie podobnie.

39 letni dziś Jordan Jurczyński przed laty reprezentował barwy Włókniarza Częstochowa. Był złotym medalistą Drużynowych Mistrzostw Polski (2003), srebrnym Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski (2003) i Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych (2003). Poza tym w swojej kilkuletniej karierze wystartował w finale Srebrnego (2003 – 13 m.) i Złotego Kasku (2005 – 10 m.). Poza Włókniarzem jeździł też w klubach z Łodzi i Gniezna oraz w Szwecji, gdzie doznał poważnej kontuzji ręki, po której do ścigania już nie wrócił. Potem pracował jako żużlowy mechanik. Był m.in. w teamie Lee Richardsona i Rune Holty, potem wspierał talent Damiana Dróżdża, pochodzącego z Częstochowy zawodnika, który jeździł m.in. w Sparcie Wrocław i Włókniarzu. Ostatnio Jordan „mechanikuje” u Przemysława Liszki, utalentowanego młodzieżowca Sparty, jednego z rywali Włókniarza w PGE Ekstralidze.

Gazeta Regionalna: Czas płynie nieubłaganie. Minęło już 15 lat jak postanowiłeś zrezygnować z walki na torze, ale można powiedzieć, że z żużlowym motocyklem nie rozstałeś się nigdy…

– No, tak. Okazało się, że bez adrenaliny, całej tej atmosfery związanej z żużlowymi imprezami trudno wytrzymać. Jakoś tak wyszło, że ciągle mnie ktoś potrzebował w parkingu i odkąd prestałem się ścigać ciągle byłem przy żużlu. Najpierw pomagałem Kennethowi Bjerre w lidze angielskiej, potem Hansowi Andersenowi w Anglii, Szwecji, w Polsce i w Grand Prix. Później był Lee Richardson, u boku którego przeżyłem te najbardziej tragiczne chwile. Był też Dalej Rune Holta – miał mnie w domu warsztat – Sebastian Ułamek i jeszcze kilku młodych zawodników, między innymi Mateusz Borowiczem i Damian Dróżdżem, którego uczyłem jeździć od podstaw. Damian jeździł w różnych klubach, teraz jest w Rawiczu, ale II liga to nie jest szczyt jego możliwości. On na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

A ty u kogo będziesz „mechanikował” w rozpoczynającym się właśnie sezonie 2021?

– U Przemka Liszki. To będzie nasz drugi wspólny sezon w Sparcie Wrocław, ale wygląda na to, że zupełnie inny od poprzedniego. Przemek ma szansę być podstawowym młodzieżowcem wrocławian i na pewno ma potencjał aby stanąć na wysokości zadania. Ja będę go w tym wspierał.

Jak określiłbyś swoją profesję. Co należy do twoich obowiązków?

Z tym bywa różnie u różnych zawodników. U Przemka będę m.in. odpowiadał za motocykle, pilnował, aby były w odpowiednim momencie serwisowane. Będę go też wspierał mentalnie, wskazywał jakie popełnia błędy i podpowiadał jak je wyeliminować.

Często wracasz pamięcią do lat kariery, okresu kiedy będąc juniorem Włókniarza, wspólnie z Adamem Pietraszką i Zbigniewem Czerwińskim odnosiłeś największe sukcesy?

– Zdarza się, że wspominam tamten okres. To były fajne czasy, a jakieś sukcesy też udało się osiągnąć. Żałuję Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski, rozgrywanych w Zielonej Górze. Podstawili mi wtedy silnik od Rune Holty. To był dobry sprzęt, ale ja go nie czułem. A myślę, że stać mnie wtedy było na 10 punktów. W finale mi nie poszło, ale w eliminacjach było OK.

Jak z perspektywy czasu spoglądasz na swoją przygodę z żużlem?

– Na pewno nie czuję się spełniony. Zbyt łatwo mi wszystko przychodziło, myślałem, że tak będzie w nieskończoność, a tak nie było. Gdy pracowałem nad sobą to wyniki były, gdy trochę luzowałem bywało gorzej. Gdybym miał wtedy takie doświadczenie jak dzisiaj, to na pewno nie popełniłbym pewnych błędów. Ale wiadomo, gdy człowiek jest młody, różne ma pomysły… Trudno, widocznie tak miało być. Chociaż trochę żałuję, bo wiem, że miałem tę zadrę na torze…

Jakie były początki twojej przygody z żużlem?

– Trudne. Nie pochodziłem z zamożnej rodziny i żeby coś mieć, musiałem jak to się mówi, gryźć tor. Nie dostałem dwóch motocykli od rodziców na tacy i kombinezonu. Zdzierałem sprzęt po starszych kolegach, a na to, żeby dostać dziurawe buty czy gogle musiałem zapracować na torze i poza nim. Gdy zacząłem pokazywać, że zasługuję na wsparcie, to można powiedzieć, że miałem już wszystko co potrzebne.

Przejdźmy do tego co czeka nas wkrótce, a więc sezonu 2021, który, wiele na to wskazuje, rozpocznie się bez kibiców na trybunach.

– Niestety. Pandemia zmieniła też żużel, na co nie mamy wpływu. Ale trzeba wierzyć, że sytuacja szybko się zmieni i kibice będą mogli wypełniać stadiony. Bo ich obecność, doping robi niesamowite wrażenie. Potęguje też presję, która i tak w parkingu jest ogromna. To jest ta wyjątkowa atmosfera żużla.

Co ci podpowiada twój „żużlowy nos”, będą zmiany w czołówce PGE Ekstraligi?

– Trudno powiedzieć. Ja spodziewam się wyrównanych rozgrywek.

Mówi się jednak, że Unia Leszno ligi już nie zdominuje?

– To się okaże. Ja byłbym spokojny o Leszno. W czołówce będą na pewno. Unia to Unia, od lat jest na fali i chyba tutaj nic się nie zmieni.

Jeden z wielkich talentów Unii – Bartosz Smektała będzie jeździł dla Włókniarza. Jak widzisz ten transfer?

– Włókniarz generalnie postawił na młodych i bardzo dobrze. Smektała to świetnie rokujący, skromny chłopak, który może dać drużynie bardzo wiele. Podobnie Woryna, choć to inny charakter niż „Smyku”. Kacper wiele razy pokazywał, że na naszym torze potrafi jeździć bardzo dobrze. Jak dobrze pamiętam zrobił tu kiedyś w lidze 16 punktów. Jest młody, ambitny i również powinien być atutem Włókniarza. Do tej dwójki dochodzi bardzo dobra para juniorów i silni seniorzy. Jak młodzi zawodnicy zaskoczą, a młody trener (Piotr Świderski przyp. red.) dogada się z całą ekipą, to Włókniarz może zaskoczyć…

Dziękujemy za rozmowę

Jordan Jurczyński: Jak zaskoczą młodzi, zaskoczy też Włókniarz… 2

Rozmowa po raz pierwszy była opublikowana w dodatku żużlowym do „Gazety Regionalnej” w dniu 2 kwietnia 2021r.

Foto: Archiwum Jordana Jurczyńskiego