Nie robimy sztuki dla sztuki. Każdy tytuł jest dobrze przemyślany. Szanujemy naszych widzów i nie możemy sobie pozwolić na obniżenie poprzeczki – zaznacza Krystyna Pietrzak, szefowa częstochowskiej Agencji Artystycznej Certus.
Skąd pomysł, by założyć w Częstochowie agencję artystyczną?
Krystyna Pietrzak: Tej inspiracji dostarczył nam niezapomniany Marek Perepeczko, który wówczas był dyrektorem Teatru im. A. Mickiewicza. Pierwszy spektakl zaprosiliśmy do Częstochowy właśnie za jego namową. Była to „Kolacja dla głupca” Teatru Ateneum z Piotrem Fronczewskim i Krzysztofem Tyńcem w obsadzie. Wyprzedane bilety i pozytywny odbiór zachęciły nas do tego, żeby założyć agencję. Od tego momentu mija już blisko 20 lat. Przez ten czas sprowadzaliśmy do naszego miasta najlepsze spektakle teatrów warszawskich. Zapraszaliśmy Teatry: Kwadrat, Komedia, Syrena. Współpracowaliśmy też m.in. z Zenonem Dądajewskim i Jerzym Bończakiem.
Niemal 20 lat działalności to nie tylko spektakle, ale i przyjaźnie. Marek Perepeczko, dobry duch agencji, nie był wyjątkiem.
– Rzeczywiście zbudowaliśmy wiele ważnych relacji. Tęsknimy nie tylko za Markiem, ale także Janem Kobuszewskim, Krysią Sienkiewicz i Piotrusiem Machalicą. Cała czwórka to legendy kina i sceny, autorytety, ale dla nas przede wszystkim przyjaciele – wrażliwi, wspaniali, niezastąpieni. Te przyjaźnie owocowały tym, że organizowaliśmy także jubileusze. Zwłaszcza te, które wyprawialiśmy Jankowi, odbijały się echem w całym kraju.
Osób, które wpisują się w historię naszej agencji, jest wiele. Przyjaźnimy się z artystami ze starszego i młodszego pokolenia. Warto przypomnieć, że to my sprowadziliśmy spektakl z udziałem debiutującego na scenie Pawła Małaszyńskiego. Miał 27 lat, a u nas grał w „Słudze dwóch panów”. Dziś należy do najpopularniejszych polskich aktorów.
Po pewnym czasie organizacja wydarzeń artystycznych przestała Wam wystarczać. Postanowiliście iść o krok dalej i wyprodukować własny spektakl.
-Zawsze podkreślaliśmy, że musimy trzymać jakość. Na dziesiąte urodziny postanowiliśmy stworzyć coś swojego, zaczęliśmy od razu z wysokiego C. A wszystko wzięło się z naszej miłości do teatru. Musical „Siostrunie” zaproponował duet producencki Ale!Teatr, my dołączyliśmy jako współproducent. Po roku, czy po dwóch przejęliśmy spektakl.
„Siostrunie” były realizacją wymagającą technicznie i artystycznie liczna obsada, zespół grający muzykę na żywo, rozbudowana scenografia… W efekcie spektakl mógł być grany tylko na dużych scenach i na takich podbijał serca publiczności.
To tytuł z przesłaniem, który niezwykle się podobał. Aktorzy czuli się doskonale, gdy wśród publiczności zasiadały prawdziwe zakonnice (a często miało to miejsce). Siostry podkreślały, że prezentujemy kawał życia zakonnego, bo za każdą sceną kryje się prywatna, często zaskakująca historia.
Jedna z opinii miała dla nas szczególne znaczenie. W Częstochowie graliśmy musical piąty czy szósty raz, a wśród zaproszonych gości był bp Antoni Długosz. Bardzo obawialiśmy się tego, jak duchowny odbierze nasze „Siostrunie”. Był zachwycony. Po spektaklu bardzo chciał poznać aktorów. Zorganizowaliśmy spotkanie, podczas którego wyraził im swoje uznanie.
„Siostrunie”, tytuł wielokrotnie nagradzany, zagraliście grubo ponad 100 razy. Czy taki sukces zachęcił Was do dalszych działań w tym kierunku?
-Poszliśmy za ciosem. Nie ukrywamy, że ogromna w tym rola Kasi Żak, która w „Siostruniach” zagrała Matkę Przełożoną. Zarekomendowała nas swojemu mężowi, Cezaremu i tak rozpoczęła się nasza współpraca. Zrealizowaliśmy wspólnie „Złodzieja”.
To ukłon w kierunku wspaniałej roli Janka Kobuszewskiego. Przed laty sprowadziliśmy do Częstochowy „Złodzieja” Teatru Kwadrat, zależało nam aby tytuł powrócił. To teatralna perełka. Obie realizacje się jednak różnią. Wówczas – mimo gwiazdorskiej obsady – reżyser tak poprowadził sztukę, że pamiętano tylko Kobusza. U nas jest inaczej. Wszystkie postacie są mocno zarysowane.
O obsadzie decydował Cezary, który zaproponował tak znakomitych aktorów, jak Izabela Kuna, Renata Dancewicz (która wcześniej występowała w „Złodzieju” z Jankiem), Rafał Królikowski i Leszek Lichota. Gdy ostatni z nich wyjechał na pół roku do Stanów Zjednoczonych, zastępował go Jacek Braciak. To aktorzy, którzy nikomu nie muszą niczego udowadniać.
„Złodzieja” zagraliśmy 220 razy. Podbił on serca Polonii w USA, Kanadzie i Australii. W podróży spędziliśmy wspólnie wiele godzin, zjechaliśmy tysiące kilometrów. Towarzyszyliśmy aktorom – z moim mężem Jarkiem – nie tylko z obowiązku, ale i z przyjemności. To też zasługa Cezarego Żaka, który tak potrafi dobrać zespół, że chce on przebywać razem. Kasia Żak mówi, że w „robocie musi być fajnie”. Bierzemy sobie jej słowa do serca. Aktorzy są ze sobą nie tylko na scenie. Tak naprawdę to 10 procent ich czasu, a 90 procent spędzają w hotelach i podróży. U nas atmosfera jest bardzo rodzinna. Razem świętujemy sukcesy kolejnych produkcji. Każdy 100. czy 150. spektakl jest odpowiednio fetowany, bo aktorów trzeba doceniać. My stawiamy ich na pierwszym miejscu.
Po musicalu i komedii kryminalnej zmieniliście gatunek i sięgnęliście po farsę. Wielu uznaje ją za najtrudniejszą z teatralnych form.
-Postawiliśmy na „Pozory mylą”. Reżysera – Gabriela Gietzky’ego znaliśmy za sprawą realizacji dla Teatru im. A. Mickiewicza. Szczególnie polubiliśmy jego „Być jak Kazimierz Deyna”. W obsadzie – obok „naszych” aktorów – jak Kasia Żak czy Ela Romanowska, pojawiła się plejada gwiazd.
Dobrą farsę stworzyć jest naprawdę trudno. Liczy się pomysł, wykonanie i warsztat. Stąd zawsze podkreślamy, że zapraszamy do współpracy artystów, za którymi stoi nie tylko popularność, ale przede wszystkim warsztat i doświadczenie. To nie celebryci, ale dyplomowani aktorzy.
Reżyserię czwartej produkcji ponownie powierzyliście Cezaremu Żakowi. Dziś łączą Was chyba nie tylko sprawy zawodowe, ale i przyjaźń?
-Zaczęło się od pracy, a dziś rzeczywiście nasze rodziny są zaprzyjaźnione. Dzięki „Sercom na odwyku” udało nam się połączyć Cezarego i Kasię na scenie. To jedyny spektakl jeżdżący po kraju, w którym grają razem. W „Sercach” wcielają się w małżeństwo. Jako druga para, do naszej Certusowej rodziny, dołączyli Hania Śleszyńska i Michał Piela. Ta czwórka skradła serca widzów, kochają ich wszyscy. Spektakl zagraliśmy już ponad 120 razy. Myślę, że mimo napiętych terminarzy artystów, niebawem doczekamy się dwusetnego przedstawienia.
„Serca na odwyku” mają jeszcze piątego bohatera, którego nie można pominąć. To Piotr Machalica, którego, niestety, nie ma już wśród nas. W tym spektaklu nadal możemy słuchać jego charakterystycznego głosu.
-Piotr Machalica był jednym z najbliższych nam przyjaciół. W „Sercach na odwyku” zgodził się „wystąpić” jako terapeuta. Jego porady małżonkowie odtwarzają z płyty. Nie wyobrażamy sobie, żeby zastąpić je jakimś innym nagraniem. Zawsze ten specjalny udział Piotra jest entuzjastycznie przyjmowany. Był artystą, którego uwielbiała nie tylko publiczność, ale i środowisko artystyczne.
Dzięki naszemu spektaklowi, Piotr nadal „spotyka” się z widzami. „Serca na odwyku” niosą w sobie dodatkowe przesłanie. Ten tytuł zaprezentujemy w Częstochowie 1 lipca, w dniu odsłonięcia „ławeczki” Piotra. Pamięć o takich osobach trzeba kultywować.
I to nie jedyne wartości, które jako Agencja Certus pielęgnujecie. Dzięki Wam na sceny całej Polski powrócił najpierw „Złodziej”, potem „Kolacja dla głupca”. To takie spektakle-drogowskazy pokazujące, jak powinna wyglądać teatralna rozrywka na wysokim poziomie.
-Zawsze stawiamy na dobre sztuki. Przyzwyczailiśmy publiczność do wysokiego poziomu, pierwszorzędnej reżyserii, znakomitego aktorstwa, odpowiedniej oprawy. Nie robimy sztuki dla sztuki. Każdy tytuł jest dobrze przemyślany. Nie zabieramy się do realizacji, jeśli nie mamy wartościowego tekstu i najlepszych twórców. Szanujemy naszych widzów i nie możemy sobie pozwolić na obniżenie poprzeczki.
Podobno wielu chciałoby poznać Wasze producenckie sekrety. Jak to robicie, że w tych spektaklach grają same gwiazdy?
-To pozostanie naszą tajemnicą. Nigdy tego nie zdradzimy. Efekty są jednak widoczne. Stworzenie takiego spektaklu, jak „Kolacja dla głupca”, w którym grają Cezary Żak, Bartłomiej Topa, Małgorzata Pieczyńska, Michał Zieliński oraz zamiennie Agnieszka Więdłocha i Marta Chodorowska, to rzadkość. Terminy mamy wyprzedane do końca 2023 r., a cały czas ktoś dopytuje o spektakl. Robi on furorę także w Warszawie, co nie jest taką oczywistością. Tam widz nastawiony jest raczej krytycznie na sztukę.
Realizacja „Kolacji dla głupca” przypadła na niespokojne czasy. Spektakl gotowy był przed pandemią, jej wybuch sprawił, że premierę przekładaliście kilkakrotnie.
-Termin ogólnopolskiej premiery w Częstochowie przekładaliśmy trzykrotnie. Udało nam się ją zorganizować dopiero w styczniu tego roku. Odbiór był znakomity, czterokrotnie zapełniliśmy salę koncertową Filharmonii Częstochowskiej, a chętnych do obejrzenia nadal było więcej niż dostępnych miejsc. Na prośbę częstochowskich widzów „Kolacja dla głupca” powróci w nowym sezonie. Zapraszamy na nią 2 października.
Nim to nastąpi, będziemy prezentować przedstawienie na scenach całej Polski. Za nami setny spektakl, który zagraliśmy w Poznaniu. „Kolację dla głupca” można oglądać wielokrotnie. Znana nam jest osoba, która widziała go już siedmiokrotnie, a podkreśla, że w tej kwestii nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Sami oglądamy go za każdym razem.
Nie zwalniacie tempa. W styczniu odbyła się wspomniana ogólnopolska premiera „Kolacji”, a już 4 czerwca zapraszacie na „I Love You, a teraz się zmień”. Tym razem teatralne święto odbędzie się jednak nie w Filharmonii Częstochowskiej, a w Teatrze im. A. Mickiewicza.
-Marzyłam o realizacji tego spektaklu. „I Love You” to klasyczny Broadway, nie sposób nie zakochać się w tych piosenkach i postaciach. Z wykształcenia jestem muzykiem, więc takie przedstawienia są mi bardzo bliskie. Nie jest to jednak łatwa forma. Widzowie często nie wiedzą czego spodziewać się po takim spektaklu, niemniej wychodzą z teatru zauroczeni. I to jest magia. Każda scenka to przebój. Mamy nie tylko doskonalą obsadę, ale i świetny zespół muzyczny (tworzą go znakomici, dyplomowani muzycy). To czarowanie każdym dźwiękiem, prawdziwa wirtuozeria, wręcz poezja dla ucha.
To najtrudniejsza z dotychczasowych produkcji?
-Zdecydowanie. To najbardziej wymagający spektakl w naszym dorobku. I to pod każdym względem. Musieliśmy więc postawić na sprawdzony zespół. Zaprosiliśmy twórców, z którymi pracowaliśmy już przy „Siostruniach”. Reżyseruje więc Mariusz Kiljan, scenografię stworzył Wojciech Stefaniak, choreografię ułożyła Ania Głogowska, a za kostiumy odpowiada Sebastian Krupiński.
Publiczność i krytycy zwracają uwagę na wszystko, jednak szczególnie chwalą kostiumy. Sebastian przygotował ich aż 60. Aktorzy przebierają się kilkanaście razy. Każda scena to nowy strój. I to nie jest kwestia zmiany sukienki czy peruki. Tu zmienia się wszystko – od butów po czubek głowy. Tempo jest zawrotne. Na zapleczu aktorom pomagają trzy osoby. Wszystko musi zmieścić się w czasie, aby na scenie widz miał poczucie lekkości. Nie poddajemy się trudnościom, bo wiemy, że warto to robić.
Ten tytuł dopiero zaczyna swoją przygodę, choć pokazaliśmy go już blisko 40 razy. Za nami warszawska premiera, teraz zapraszamy na nią do Częstochowy. Jak zawsze po- staramy się, żeby było to teatralne święto. Czerwonego dywanu, tortu i szampana nie zabraknie!
W przyszłym roku Agencja Certus będzie świętowała jubileusz. Przywoływane już 20-lecie. Czego sobie życzycie z tej okazji?
-Świata bez wojny i pandemii, z normalnym dostępem do kultury. Takiego, w którym kultura i sztuka mają należyte miejsce, są odpowiednio doceniane.
Naszym Widzom i sobie życzymy ponadto samych znakomitych sztuk i wielu teatralnych spotkań!
Rozmawiała Zuzanna Suliga
“I Love You, a teraz się zmień”* to szósta już produkcja częstochowskiej Agencji Artystycznej Certus. Ogólnopolska premiera musicalu w reżyserii Mariusza Kiljana odbędzie się w sobotę, 4 czerwca o godz. 19 w Teatrze im. A. Mickiewicza. Wcześniej, bo o godz. 16 prezentowany będzie spektakl przedpremierowy. „I Love You, a teraz się zmień” będzie można obejrzeć także dzień później, tj. 5 czerwca o tych samych godzinach.
Sprzedaż biletów trwa. Te na premierę kosztują 130 i 150 zł, a te na pokazy popremierowe – 110 i 130 zł. Można je nabyć w siedzibie agencji przy ul. Dąbrowskiego 36/4, w kasie teatru przy ul. Kilińskiego 15 oraz za pośrednictwem stron kupbilecik.pl i biletyna.pl. Szczegóły: www.agencjaartystycznacertus.pl.
Czytaj także: Katarzyna Żak: Dla nas opinia widza jest opinią najważniejszą [ROZMOWA]