– Dziś nie wyobrażam sobie realizacji komedii. Rola teatru powinna być inna – mówi Paweł Bilski, dyrektor i twórca Teatru Nowego w Częstochowie.
Rok temu, przy okazji obchodów Międzynarodowego Dnia Teatru, ogłosiłeś powstanie niezależnego Teatru Nowego w Częstochowie. Co się zmotywowało do takiej decyzji?
Paweł Bilski: Zmotywowali mnie dyrektorzy teatrów, trwająca pandemia i fakt, że młodzi aktorzy, którzy niedawno uzyskali dyplomy, często mają trudność z podjęcia zatrudnienia, ze startem na artystycznym rynku pracy. Znaczenie miało tu też moje doświadczenie, bo od blisko dekady prowadzę Fundację Oczami Brata, mam więc wiedzę jak należy to robić, jak dbać o zespół, w jakim kierunku warto zmierzać. Stwierdziłem, że najwyższa pora wziąć sprawy w swoje ręce i założyć w Częstochowie nowy teatr. Za wzór brałem inne, „Nowe” teatry, które powstają w wielu miastach. Myślę, że u nas brakowało podobnej organizacji, która pozwala rozwinąć skrzydła młodym twórcom.
Pierwszy rok Waszej działalności to trzy produkcje. Sporo jak na start. Zaczęliście „Cebulą”, która zaznaczyła swoje miejsce nie tylko w Częstochowie, ale prezentowaliście ją na także różnych scenach w Polsce.
– Do tego, w marcu, po raz kolejny i to trzykrotnie w ciągu jednego dnia, zagraliśmy „Cebulę” na scenie kameralnej Teatru im. A. Mickiewicza. To tu w sierpniu 2021 r. odbyła się oficjalna premiera tego tytułu, tu też chętnie – korzystając z gościny teatru – wracamy. Plany mamy jednak szerokie i nadal chcemy pokazywać ten spektakl w kraju.
To był Wasz debiut i pewnie drogowskaz do dalszych działań. Co robić, czego unikać?
– Wiemy, że nic nie zastąpi profesjonalnej sceny, z pełną infrastrukturą, którą mam nadzieję, już niebawem będziemy mogli stworzyć dla Teatru Nowego. Kolejną wartością jest wielopokoleniowość i spotkania aktorów z większym doświadczeniem i długoletnim stażem, z aktorami, którzy dopiero oswajają się z tym niełatwym przecież zawodem. Takie wzajemne uczenie się od siebie jest niezwykle istotne. Podobnie jak profesjonalna opieka nad daną realizacją. W przypadku „Cebuli” za reżyserię odpowiadał Marek Ślosarski, który doskonale prowadzi aktorów i dba o to, żeby przedstawienie było kompletne.
„Cebula” zabrała wiele pochlebnych opinii, czy któraś z nich miała dla Ciebie szczególne znaczenie?
– Jedną z nich zapamiętałem szczególnie, pochodziła od dyrektora pewnego teatru. Obejrzał „Cebulę” i powiedział, że cieszy się, że sięgnęliśmy po zupełnie inny materiał, tematykę, po którą sięga się rzadko, że zdecydowaliśmy się pokazać świat osób z niepełnosprawnością intelektualną od wewnątrz. Dodał, że życzy sobie, żeby dyrektorzy teatrów mieli odwagę podejmować takie, a nie inne tematy. I takie podejście do pracy powinno stanowić naszą wizytówkę.
O Waszych spektaklach nie da się zapomnieć. Taką produkcją są z pewnością „Zażynki” koprodukowane wspólnie z Teatrem im. A. Mickiewicza. Realizacja to nie typowa, bo to „AudioTeatr”. Ale to nie forma sprawiła, że na widowni siedziało się niewygodnie, ale wciskający kij w mrowisko tekst.
– Rzeczywiście tekst Ani Wakulik do łatwych nie należy, a do tego sprawia, że konfrontujemy się sami ze sobą. Gdy go wystawialiśmy, tematy aborcji, religijności, moralności, paliły wyjątkowo mocno, cieszę się więc, że udało się nam to czytanie performatywne w reżyserii Tomasza Mana stworzyć. Tytuł ten wzbudził wiele kontrowersji, to było zupełnie inne spotkanie z widzem niż to, które miało miejsce przy okazji „Cebuli”. Pokazujemy różne światy. Mam też nadzieję, że do metody „AudioTeatru” będziemy cyklicznie wracać także po to, by inaczej oddziaływać na zmysły publiczności, serwować jej więcej bodźców.
Przy okazji trzeciej produkcji, Ty sam przejąłeś rolę reżysera. Po raz pierwszy w historii Teatru Nowego, ale nie po raz pierwszy w Twoim dorobku. Wybrałeś realizację najtrudniejszą ze wszystkich, taką, która wymyka się wszelkim kategoryzacjom. „Moją drogę” nawet nie można do końca określić mianem „spektaklu”.
– To celowy zabieg. Początkowo widziałem ją jako pewien flesh mob, który kilkakrotnie miałby mieć miejsce na Starym Rynku. Stanęło na połączeniu performance’u i happeningu. Nawet autorka dramatu – Katarzyna Zwolska-Płusa, nie wiedziała chyba tego, gdzie kończy się gra i czy mijające nas osoby, pojawiają się celowo czy przypadkiem. To było niezwykłe doświadczenie, także w takim aspekcie produkcyjnym. Rzadko robi się spektakle uliczne w takiej skali, rzadko też organizuje się je w listopadzie, gdy aura nie jest atutem i zazwyczaj nikomu nie chce się wyjść z domu.
„Moja droga” pokazała, że jest zainteresowanie podobnymi realizacjami. Myślę, że olbrzymią rolę odegrał tu sam temat. Skupiliśmy się na niesprawiedliwościach społecznych, na tym, jak wówczas ginęli częstochowscy Żydzi, jak wyglądał ich marsz, ale też na tym, jak zachowujemy się wobec tych, którzy mają odmienne zdanie lub inną orientację seksualną, jak czują się uchodźcy, którzy zmuszeni są do odnalezienia się w dalekiej od ojczystej rzeczywistości. Cieszę się z tego tytułu, bo uczy on zrozumienia. Traktuję go jako reset myślenia. O ile „Cebula” celowo dotykała tematu niepełnosprawności, to „Zażynki” i „Moja droga” oddzielają grubą kreską działalność teatru i Fundacji Oczami Brata.
Za to wszystkie tytuły łączy to, że daleko im do tematycznej błahości.
– Mam wrażenie, że cały Teatr Nowy jest bardzo aktualny, bliski widzom i bliski temu, co obecnie dzieje się na świecie. Trochę to determinuje moje myślenie nad przyszłością naszego teatru. Dziś palącym tematem jest Ukraina. Chcielibyśmy zaprosić więc do współpracy ukraińskich twórców. Stworzyć coś wspólnie.
Zanim porozmawiamy o planach, przypomniała mi się pewna rozmowa z Tobą i wspomnianą już Katarzyną Zwolską-Płusą. Podkreślaliście, że „Moja droga” łączy przeszłość i teraźniejszość. Opowiadacie o wojnie, o tym, żeby wyciągać wnioski z historii, bo przyszłość nie jest tak bezpieczna i pewna, jak może się wydawać. Nikt z nas wówczas nie przypuszczał jak prorocze będą to słowa. Dziś wojna nie jest lekcją historii, bo dzieje się tu i teraz.
– Niestety, historia powtórzyła się wcześniej, niż moglibyśmy zakładać. W listopadzie 2021 r. prezentowaliśmy „Moją drogę”, a w lutym 2022 r. wybuchła wojna. Rzeczywistość przerosła wyobrażenia.
Z drugiej strony myślę, że taka właśnie życiowa powinna być rola teatru. Wiele osób mówiło nam, że powinniśmy sięgnąć po lżejszy repertuar, bo ile można mówić o tragediach, ale świat jest taki, a nie inny, i to z dramatami spotykamy się najczęściej. Dziś nie wyobrażam sobie realizacji komedii. Nawet jako widz nie mam ochoty ich oglądać, czuję bowiem niezgodę wobec samego siebie. Jeśli brakuje w danym tekście patriotyzmu czy wyższych idei, w tej wojennej rzeczywistości w ogóle to jakoś nie przystoi go grać. Ukraińscy artyści nie mają już luksusu kłaniania się publiczności, wychodzenia do niej wśród oklasków. Wielu z nich ze sceny trafiło na front. Aktualnie to nie słowo, a karabin są tam orężem. My mamy swoje teatry, gramy, spotykamy się. Pozostaje pytanie: na jak długo będzie nam to dane?
Jaką drogę Teatr Nowy w Częstochowie zamierza obrać teraz?
– Na pewno będziemy kontynuować drogę współpracy. Będzie dotyczyło to m.in. Biblioteki Publicznej im. Biegańskiego i Katarzyny Linke. Chcemy powrócić w Częstochowie do idei czytania dramatów współczesnych. Od kwietnia do września będziemy brali na warsztat jeden tekst. Dramaty czytać będą przede wszystkim aktorzy Teatru Nowego w Częstochowie, ale nie braknie też zaproszonych gości. Zaczynamy spotkaniem w Klubokawiarni Alternatywa 21, które odbędzie się 21 kwietnia. Potem będziemy organizować spotkania zamiennie, raz w „Alternatywie”, raz w bibliotece lub jej filii. Zachęcam, żeby widzowie byli na każdym czytaniu, bo potem chcielibyśmy zrobić głosowanie, które podpowie, który tytuł warto zrealizować w przyszłym roku w formie spektaklu.
A kolejne spektakle?
– Na pewno chciałbym zrealizować bajkę, ale taką nietypową, familijną, z przesłaniem. Myślimy nad rozliczeniem się z pandemią – spektaklem. Chcielibyśmy wrócić do „Mojej drogi” i pokazać ją w formie scenicznej. Chciałbym zakończyć drugi rok działalności z podobną ilością produkcji jak w 2021 r. Cieszę się z ogłoszonych wyników konkursów programów Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Gdyby nie ministerstwo nasze działania byłyby bardzo skromne… Jestem za to bardzo wdzięczny. Teatr Nowy w Częstochowie pracuje bowiem nad repertuarem stałym, by, gdy otworzymy Dom Oczami Brata, w którym znajdzie się miejsce także na profesjonalną scenę, móc grać, grać i grać.
Rozmawiała Zuzanna Suliga
Czytaj także: Teatr Nowy w Częstochowie– blisko widza, społeczności, serca [ROZMOWA]