Czy można z lekkością punktować brudy tego świata? I śmiać się w głos, gdy na szyi zakładają ci sznur? Spektakl „Kandyd, czyli optymizm” udowadnia, że tak i czerpie garściami ze środków iluzji teatru.
Zacznijmy od pewnej rozmowy. Taksówka. Kierunek – teatr. Temat nasuwa się sam, są bowiem spektakle, które pamiętamy po latach. Jeden z najsympatyczniejszych kierowców w tym mieście wskazuje tytuł „Lot nad kukułczym gniazdem”. Choć od jego premiery w 1996 r. minęło ponad ćwierćwiecze, a nadal pamięta go dokładnie. Zazdroszczę mu wielce, bo miałam wówczas lat 9 i oglądałam raczej „Bestię i Piękną” (to ten tytuł, który ja bym zresztą wskazała) niż spektakl na podstawie powieści Kena Keseya w reżyserii Łukasza Wylężałka z muzyką Janusza „Yaniny” Iwańskiego.
Zazdroszczę, że widział Henryka Talara w roli McMurphy’ego i Marka Perepeczkę jako Wodza Bromdena. Dodajmy, że bezlitosną Siostrę Ratched grała Anna Samusionek, a na scenie było wielu, którzy podobnie jak Perepeczko nie grają już w ziemskim teatrze – Andrzej Iwiński, Stanisław Kozyrski, Bonifacy Dymarczyk, Zenon Kaczanowski, Tadeusz Morawski…
Tworząc z odwagą i pomysłowością
Co sprawia, że jakiś spektakl zapisuje się nam w pamięci i podajemy go zapytani o najważniejsze teatralne wspomnienia? Oczywiście sprawa jest to indywidualna. Są jednak atuty, które sprawiają, że szanse na to wzrastają. Wiele z nich ma z pewnością najnowsza produkcja Teatru im. A. Mickiewicza – „Kandyd, czyli optymizm”.
Dzieło Voltaire’a przeniósł na częstochowską scenę Rafał Szumski, mający na swoim koncie takie realizacje jak np. „Jak być kochaną”, „Trzej muszkieterowie”, „Sen Nocy Letniej” czy „Tchnienie”. Razem z nim w gmachu przy ul. Kilińskiego pojawili się twórcy, którzy dotąd tu nie gościli: za muzykę i aranżacje odpowiada Karol Nepelski, asystentką kompozytora jest Oktawia Pączkowska, scenografią zajęła się Aleksandra Grabowska, kostiumami – Adrian Lewandowski, a choreografią – Aleksander Kopański.
Łącząc siły z częstochowskim zespołem aktorskim i technicznym, wprowadzili świeżość, o którą na scenie często trudno. A zadanie mieli niełatwe, bo dzieło-skandal Voltaire’a zaprezentowano w przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego i adaptacji Macieja Wojtyszki i Krzysztofa Orzechowskiego. Do tego doszły piosenki Jerzego Derfla z tekstami Wojtyszki i mamy kanon, z którym mierzyć się trudno, a na pewno wymaga to odwagi i pomysłowości. I tych cech również w zespole nie brakło. To jednak nie wystarczy, bo trzeba bowiem znać granice, po przekroczeniu, których spektakl nie staje się znakomity a przekombinowany.
„Zagrajcie mi to pięknie”
Andrzej Wajda mówił do swoich aktorów „zagrajcie mi to pięknie”, nie wiem jakie kwestie padały z ust Rafała Szumskiego, ale efekt ten osiągnęli. „Kandyd, czyli optymizm” nie jest spektaklem jednostki. To dzieło zespołowe. Wszystko musi w nim grać jak w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Piłkarskie skojarzenia prowadzą prosto do realizacji „Być jak Kazimierz Deyna”, którą w 2012 r. wyreżyserował w Częstochowie Gabriel Gietzky. Aktorzy nie schodzili w nim niemal ze sceny (ewentualnie, żeby się przebrać) i nawet jeśli rozmowa toczyła się między dwojgiem bohaterów, reszta była w ciągłym ruchu. Grano do jednej bramki i w efekcie oglądało się to znakomicie.
Czworo aktorów z „Deyny”- Waldemar Cudzik, Bartosz Kopeć, Małgorzata Marciniak i Antoni Rot, znalazło się również w obsadzie „Kandyda”. Reszta zespołu, czyli Adam Hutyra, Adam Machalica, Sylwia Oksiuta-Warmus, Maciej Półtorak i Hanna Zbyryt, okazało się, że także potrafi grać w tę grę i to bez pudła.
Zaznaczmy, że oprócz Machalicy grającego Kandyda, Zbyryt jako „apetycznej bądź sympatycznej” Kunegundy i Cudzika jako Marcina, pozostali aktorzy kreowali często i kilka postaci. Całość musiała ich kosztować mnóstwo wysiłku i siniaków (np. Machalica co rusz z łoskotem wypada ze sceny) widać jednak, że granie w realizacji Szumskiego niesie ze sobą lekkość, czuć radość tworzenia i taką niewymuszoność.
Wszystkie dostępne środki iluzji teatru
Ku przypomnieniu przepełniony ufnością i filozoficznymi naukami mistrza Panglossa Kandyd, za sprawą romansu z baronówną zostaje wygnany z domniemanego raju. Tak rozpoczyna się jego tułaczka po świecie obnażająca ludzką zgniliznę i absurdy dawnych nauk.
Tworząc ten spektakl skorzystano ze wszystkich dostępnych środków iluzji teatru. Scena burzy na statku jest rewelacyjna. Wszelkie pojedynki, walki, rzezie, ale i miłośne uniesienia wymyślono bez błędnych ruchów. Można śmiać się w głos, choć powodów do śmiechu właściwie tu nie ma, bo tak naprawdę to wokół szyi ściska się sznur i czuć, że za chwilę ktoś kopnie taboret (przy tym zostając, to scena egzekucji Panglossa to kolejna perełka). Także w punkt oddaje to plakat, który na potrzeby spektaklu stworzył Jacek Sztuka wykorzystując grafię Karoliny Bendarczyk.
Przewrotność tekstu francuskiego pisarza wykorzystana została w każdym aspekcie. W tym „najlepszym ze światów” trwa licytacja na nieszczęścia i na nieprawdopodobne historie. Tu „nasz generał jest najwybitniejszy”, monarcha „czarujący”, a „kobiety są wspólne”. Wszystko jest tak powtarzalne, jak chłopiec grający w palanta. Dodajmy, że grają go zamiennie Ilia Piątek, Natan Wywiał i Mateusz Mazurkiewicz ze Studia Aktorskiego „Mała Rolka”, które w Częstochowie prowadzi Bartosz Kopeć (zestawienie nauczyciela i adepta na jednej scenie, także daje ciekawy efekt).
Strach o jutro, społeczne niepokoje, polityka…
I choć dzieło powstało w XVIII w., aktualne będzie przez wieki. W częstochowskiej wersji czuć wpływy pandemii, strachu o jutro, społecznych niepokojów, sytuacji politycznej. Nawiązania do palących kwestii są różnorodne. Czasem są to tęczowe klapki Anabaptysty Jakuba, czasem pełne polskości Eldorado. Oczywiście można nie rozbierać tego warstwowo, tylko obejrzeć 1:1 skupiając się na strefie wizualnej. Wtedy wychodząc z teatru, odsuniemy czwarte i piąte dno, a powiemy, że kostiumy, choreografia i muzyka były pierwszorzędne.
Bo „Kandyd, czyli optymizm” to taki teatr nieco z marzeń. Efektowny, bogaty, z perukami, sukniami, połyskiem… Przypominający duże realizacje w klasycznym stylu. Do tego mamy też, co częstochowską scenę wyróżnia coraz częściej, muzykę graną na żywo. I to w jakim wykonaniu! Na scenie występuje bowiem kwartet filharmoników: Tomasz Kulisiewicz (zamiennie Grzegorz Piętowski),Nela Zaforemska (zamiennie Blanka Bodziachowska),Malwina Kęsicka i Zofia Kulisiewicz. Zapewniają jednak nie „tylko” tło muzyczne, ale mają również pewne zadania aktorskie. Tak, jak i w przypadku aktorów, ich obecność jest częścią wspólnej machiny.
Piosenki sprzed lat zyskały nowe życie i świetną dynamikę. Odpowiadający za muzykę i aranżacje Karol Nepelski zaznaczał, że początkowo sceptycznie podszedł do tego pomysłu: piosenki trąciły już nieco myszką, do tego często bardziej kusi całkiem nowe niż interpretowanie na nowo tego, co już znane. Pomysłowość kompozytora, obecność kwartetu smyczkowego i uzdolniony wokalnie zespół aktorski sprawiły, że aż chciałoby się zabrać te piosenki do domu (z przyjemnością posłuchałabym muzyki z częstochowskiego „Kandyda” na cd).
Jeszcze wiele warstw czeka na odkrycie
Oceniając według piątkowego pokazu przedpremierowego, skróciłabym odrobinkę całość (zwłaszcza sceny w Eldorado). Bywają bowiem momenty, gdy tempo siada, a wraz z nim i skupienie widza. Fakt (z nielicznymi wyjątkami) cięłabym jednak większość realizacji. Wiem także, że chętnie obejrzałabym „Kandyd, czyli optymizm” raz jeszcze. Mając poczucie, że nie odkryłam jeszcze wszystkich warstw i wyczerpałam wszystkich możliwości.
Kto chciałby poszukać własnych interpretacji, będzie miał ku temu okazje 12 stycznia o godz. 18 oraz 29 i 30 stycznia o godz. 19. Szczegóły: www.teatr-mickiewicza.pl.
I choć w czołówce ulubionych spektakli ostatnich lat stawiam głównie teksty współczesne jak „Efekt”, „Proca”, „Zażynki”, „Znikomość” czy „Strefa zero” (gdzie mówimy o kreacjach jednostek nie zespołu), to z nie kryję radości, że druga połowa jubileuszowego sezonu 2021/2022 będzie „klasyczna”. Zacieram ręce w oczekiwaniu na „Makbeta” w reżyserii André Hübnera-Ochodlo (licząc, że będzie tak doskonały, jak jego „Hamlet”) i z dziecięcą radością czekam na „Małego Księcia”, którego zrealizować ma Agnieszka Baranowska.
Zuzanna Suliga
Czytaj także: Częstochowska „Strefa zero”. Drapieżny spektakl, o którym trudno zapomnieć [RECENZJA]