fbpx

O Schulzu inaczej… – rozmowa z dr. Konradem Ludwickim

,,O Schulzu. Egzystencji, erotyzmie i myśli… Repliki i fikcje” to najnowsza publikacja dr. Konrada Ludwickiego, która ukazała się na początku grudnia tego roku w Krakowie (Universitas). Jak pisze w recenzji dr hab. Pelagia Bojko, książka ta ,,wypełnia pewną lukę i absencję w badaniach nad Schulzem”.

Bruno Schulz to autor dość znany, najczęściej pierwsze zetknięcie z nim następuje w szkole średniej, podczas lektury ,,Sklepów cynamonowych”. To postać tragiczna, której pewne wybory do dziś są niezrozumiałe, a zawiłość wyobraźni wciąż zachwyca. Dr Ludwicki w swojej książce tak pisze o twórczości drohobyczanina : ,,Jest szaleństwo, które bywa uważane (nie tylko przez Michela Foucaulta) albo za boską ekstazę, albo za diabelskie opętanie. (…) Niewykluczone, że mamy do czynienia z pisarską mistyfikacją.”

Pana najnowsza książka poświęcona Brunonowi Schulzowi to pewne „novum”, na czym ono polega?

– Swoiste novum stanowi zabieg stylistyczny. Otóż część pierwsza publikacji to esej naukowy, druga natomiast to opowiadania o Schulzu. Proza, którą piszę, inspirując się biografią pisarza. Część pierwsza jest znacznie większa objętościowo, ale nie wiem czy bardziej znacząca. Myślę, że niekoniecznie… Jednak ów esej jest konieczny. To w pierwszej części wyjaśniam, analizuję i odwołuję się do myśli innych. Tych, którzy z Schulzem są jakoś spowinowaceni – również pod względem wrażliwości. Piszę też o heteronimie, który to termin wydaje się być – niestety – zupełnie nieobecny w badaniach nad Schulzem i w ogóle w literaturoznawstwie.

Jest więc niejako biografią pisarza w formie Pana opowiadań, ale jest też fabuła… i fikcja.

– To prawda. Tworzę tytułowe „Repliki i fikcje”. Innymi słowy w y m y ś l a m. Ale to zawsze zmyślenie na granicy faktu. Życiorys Schulza jest dla mnie meritum, jest konceptem. Wymyślając treść opowiadań odwołuję się przecież do biografii artysty. Co ciekawe – piszę o tym w książce – najbardziej znaczący schulzolodzy pisali o konieczności wynajdywania nowych metod, nowych narracji i opowiadań w mówieniu o Schulzu. Zaznaczał to m.in. Jerzy Ficowski czy Michał Paweł Markowski.

Mówi Pan, że życiorys jest meritum, jednak w książce sam Pan zauważa, że ,,u Schulza, w jego opowiadaniach, nie było ostatniego zdania – każde było przedostatnie”. Zmarł przedwcześnie, tragicznie, ale sam się na to zgodził.

– Pisarz jakby prowokował śmierć. Mógł uciec z Drohobycza, miał taką możliwość. Jednak został i w pamiętny czwartek znalazł się na ulicy podczas pogromu Żydów. Szczegółowo piszę o tym w książce.

Nie tylko Schulza dotyczą opowiadania?

Schulz jest zasadniczą kwestią treści moich narracji, niemniej są i miejsca oraz osoby związane nie tylko z pisarzem, ale też czasami literatury i sztuki dwudziestolecia. Jest Nałkowska, Witkacy, Gombrowicz i paru innych.

Były to postacie nierozerwalnie związane z życiorysem Schulza.

– Tak. Jedne z wielu. Miały istotny wpływ na jego egzystencję. Choć przywołuję też jego narzeczoną czy kilku znajomych z rodzinnego Drohobycza.

Po lekturze odnoszę wrażenie, że publikacja nie jest wyłącznie nobilitacją drohobyczanina ?

– Do Brunona Schulza mam stosunek ambiwalentny. Bywa, że irytuje mnie jego pretensjonalność. Jego „mitologizowanie” i oszukiwanie czytelnika. Jego gra. Cenię natomiast ten specyficzny klimat. Pewną – trzeba to powiedzieć – kiczowatą, ale i artystyczną manierę. Jest w nim egzaltacja. Lubię jego wrażliwość i świadomość. To ten sam egzystencjalny korzeń, co Pessoa czy Koniński.

Obok Schulza często przywoływana jest w książce postać Fernanda Pessoi…

– Sądzę, że w wieku XX w literaturze Pessoa poszedł najdalej – a raczej najgłębiej. To swoisty archetyp egzystencjalny. Mistrz myśli, słowa, idei. Schulz to podobna wrażliwość, jakkolwiek zupełnie inna poetyka. Obaj należą dobrego samego pokolenia, obaj stosują (nawet, gdy tego nie chcą) heteronimy, obaj odeszli zbyt wcześnie…

Jest też i o erotyzmie – u Schulza i w jego kontekście.

– Obalam wciąż obecny nie tylko w tzw. literaturoznawstwie, które dziś często odchodzi od szukania prawdy. Mit związany z rzekomym masochizmem Schulza. Piszę o jego pracach plastycznych, których tematem jest najczęściej młoda, piękna kobieta. I piszę o nieustannej (auto)kreacji artysty.

Książka wzbogacona jest ilustracjami Schulza.

– Tak. Owe rysunki – taki był mój zamiar – na swój sposób korespondują z treścią również moich opowiadań. Sam pisarz natomiast mówił o powinowactwach swoich prac plastycznych z jego prozą. Mówił – o czym możemy przeczytać w jego listach – o wspólnym temacie, o tych samych kobietach zarówno w treści opowiadań jak i na grafikach. Jakkolwiek nie są to grafiki w rozumieniu dosłownym.

Schulz to dla Pana pretekst do pisania także o egzystencji.

– Dodałbym: o własnej egzystencji. To co pisałem w publikacji już na samym początku: „Przedmiotem moich opowiadań mają być również istnienie, byt, emocje, które niełatwo ująć w ramy wyłącznie naukowe. Krótko mówiąc czytam Schulza, by czytać też swój świat”.

Konrad Ludwicki, prozaik, eseista, kulturoznawca. Laureat Nagrody Prezydenta Miasta. Autor m.in. monografii ,,Kino Marka Hłaski”, ,,Pisanie jako egzystencja(lizm). Refleksja autotematyczna na marginesie Księgi niepokoju Fernanda Pessoi”, ,,Bóg – Zło – Modlitwa. Wokół Uwag 1940-1942 Karola Ludwika Konińskiego”. Jest też autorem dwóch wydań powieści ,,Lakrimma” oraz zbioru opowiadań ,,Ściana i inne miniatury”. Miłośnik trekkingu górskiego, spaghetti i wina gruzińskiego. Publikował m.in. w ,,Akancie”, ,,Horyzontach”, ,,Nowym Napisie”, ,,Materiałach i Studiach Sławianoznawczych”, ,,Studium”, ,,Schulz/Forum”, ,,Studia de Cultura”. Zawodowo związany z Uniwersytetem Jana Długosza w Częstochowie.

Rozmawiała Linda Nocoń