Nie jest to książka tylko o przemijaniu ludzkim, jakiejś konkretnej osoby, ale też o przemijaniu pewnej formy cywilizacji, w której żyjemy. Opowiadam o tym, co odchodzi, o tym co umiera, choć oczywiście nie w takim dosłownym sensie – mówi częstochowski poeta Aleksander Wierny. Niedawno na rynku wydawniczym ukazała się jego czwarta książka poetycka „Nagle, zawsze nagle już tego nie mamy”.
Jako poeta debiutował Pan „Sygontką” wydaną w 2019 roku. Porównując z debiutem, jak zmienia się ta
twórczość?
Aleksander Wierny: Wydaje mi się, że najlepiej tę zmianę mogliby ocenić czytelnicy lub krytycy. A gdybym sam miał się pokusić o taką ocenę, to myślę, że wszyscy się zmieniamy, poeci też. Pierwszy tom był bardzo mocno związany z konkretnym miejscem na mapie, niedaleko Częstochowy, bo Sygontka to
nazwa miejscowości, gdzie kupiliśmy drewnianą chałupę i to uruchomiło bardzo dużo skojarzeń literackich. Siedlisko było tak naprawdę motywem przewodnim tamtej książki.
Najnowszy tom nie jest już tak mocno autobiograficzny. Najwyraźniejszą zmianą w tym moim pisaniu jest chyba to, że odchodzę od pierwszej osoby liczby pojedynczej. Nawet jeśli pojawia się podmiot liryczny
(chociaż wolę chyba wyrażenie bohater liryczny), to on i tak jest w trzeciej osobie liczby pojedynczej. Po prostu przestałem się sobą interesować.
Kolejne tomy” „Częstochowa” i „małe nowe ciała” ukazywały się rok po roku. Na najnowszy tom musieliśmy poczekać nieco dłużej, dlaczego?
-Wiersze powstają w naturalnym rytmie, nie da się tak wewnętrznie zadekretować, że w ciągu roku powstanie książka poetycka, w następnym – kolejna, i tak dalej. Wiersze przychodzą, kiedy chcą.
Wszystkie Pana poprzednie książki poetyckie nominowane były do Nagrody „Orfeusza”, to mobilizuje,
czy bardziej tremuje przed kolejną premierą?
– Nie wiem, jak jest w przypadku innych autorów, ale kiedy piszę, czy raczej układam kolejną książkę, nie czynię tego z myślą o nagrodzie. Gdyby tak było, pisałbym gorzej. Choć oczywiście, kiedy ktoś dostrzeże moją książkę, albo ją pochwali, albo nominuje do nagrody, to zawsze cieszy. Niemniej powtórzę, że nie da się pisać, a ja na pewno nie umiem, pisać książek z zamysłem, że ma być ona nominowana do jakiejś konkretnej nagrody.
W „Nagle, zawsze nagle już tego nie mamy” zmierzył się Pan z tematyką przemijania, straty, tego, co nieuniknione. Ale nie dotyczy to tylko takiego czysto ludzkiego wymiaru.
– Jestem już w takim wieku, że tego rodzaju tematyka pojawia się w sposób nieunikniony. Tom jest o przemijaniu, stracie. Gdybym powiedział, że o oswajaniu tego, że przemijamy, może bym przesadził, ale byłbym blisko. Jednak rzeczywiście nie jest to książka tylko o przemijaniu ludzkim, jakiejś konkretnej osoby, ale też o przemijaniu pewnej formy cywilizacji, w której żyjemy. Opowiadam o tym, co odchodzi, o tym co umiera, choć oczywiście nie w takim dosłownym sensie.
Nowa książka zawiera nie tylko wiersze, ale i poemat. Po raz pierwszy zdecydował się Pan zmierzyć z taką formą?
– Rzeczywiście pierwszy raz się zmierzyłem z formą poematu, i muszę przyznać, że walka z nią trwała długo. Wiele fragmentów początkowo było pojedynczymi wierszami. Pisząc je, a powstawały dosyć szybko, jeden po drugim, zauważyłem, że układają się w całość. Wtedy zacząłem świadomie dążyć do bardziej rozległej kompozycji, większej całości.
Wydawcą książki jest Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi. To 66. pozycja serii „Szumy, zlepy, ciągi”. Redakcji tomu podjął się Rafał Gawin. Poeta, którego twórczość bardzo Pan ceni. Jak wyglądały prace nad tym tomem, dyskusje nad nim?
-Rafał Gawin jest nie tylko bardzo dobrym poetą, ale jest też bardzo skrupulatnym, bardzo wymagającym i bardzo świadomym redaktorem. Współpraca z nim była dla mnie doświadczeniem bardzo odświeżającym. Oczywiście były również takie momenty, kiedy Rafał mówił: „ten fragment mi się nie podoba, zmieniamy”. No i w przytłaczającej większości przypadków miał po prostu rację. Co też nie
znaczy, że tych zmian czy poprawek było jakoś bardzo dużo.
Myślę, że pokora wobec osoby redagującej wynika w pewnym stopniu (choć to biegunowo różne pisanie) z moich doświadczeń dziennikarskich. Przez lata moje teksty trafiały przecież dzień w dzień w ręce redaktorów. Jestem więc świadom, że ta redakcja jest po to, żeby tekst był lepszy niż ten, który napisałem.
Bohdan Zadura opisał te wiersze tak: „raczej czarno-białe niż barwne, precyzją przypominają grafikę,
rozpięte między blokowiskiem a kosmosem, między kotem a lotniskiem”. Dużo w nich detali. Skąd inspiracje? Z obserwacji codzienności?
Zawsze uważałem, że rdzeniem, taką osią, wokół której wiersz się obraca, musi być bardzo mocne i wyraźne doświadczenie. Na ogół – w moim przypadku – jest to doświadczenie wynikające z obserwacji, z tego, czego doświadczam w życiu codziennym. Choć nie jest to regułą, bo sam widzę w moich najnowszych wierszach, które układam w następną książkę, że taką bardzo silną inspiracją (która musi być poparta bardzo mocnym wglądem), może być też sam język albo pojęcie.
A Bogdan Zadura ma rację i jestem mu wdzięczny za to spostrzeżenie, bo sam nie byłem go wcześniej świadomy. Rzeczywiście moja wyobraźnia jest czarno-biała, to znaczy bardzo dokładnie widzę kontur, bardzo dokładnie widzę detal, a bardzo słabo widzę kolory.
Skoro mowa o następnej książce, to na koniec proszę zdradzić więcej planów.
-Mam już w bardzo zaawansowanej formie następną książkę. Kiedy już dopracuję jej kształt (żeby wyglądała tak, jak moim zdaniem powinna), zacznę się rozglądać za wydawcą. O powrocie do prozy dziś jeszcze nie myślę. Pozostanę w poezji.
Dziękujemy za rozmowę.
Aleksander Wierny urodził się i mieszka w Częstochowie. To absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Kiedyś – dziennikarz prasowy i telewizyjny w lokalnych redakcjach, dziś – urzędnik.
Wydał prozę gatunkową – kryminały „Światło” i „Teraz”, horror „Krew i strach”, autobiograficzną
prozę „Matka mojego dziecka” oraz powieść drogi „Słabnące światło sierpniowego słońca” (Fundacja Duży Format, 2021). Na swoim koncie ma również trzy książki poetyckie: „Sygontkę” (KIT Stowarzyszenie Żywych Poetów, 2019), „Częstochowę” (Fundacja Duży Format, 2020) i „małe nowe ciała” (Galeria Sztuki Współczesnej BWA, 2021). Wszystkie nominowano do Nagrody im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz”.
5 października w OPK „Gaude Mater” odbyła się premiera jego czwartej książki poetyckiej „Nagle, zawsze
nagle już tego nie mamy” (Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, 2024). Spotkanie poprowadził Tomasz Jamroziński.
Fot. Ł. Kolewiński
Czytaj także: Aleksander Wierny: Pisanie jest dla mnie najważniejsze [ROZMOWA]