fbpx

Ma 104 lata i ogląda wszystkie mecze polskich siatkarzy. Jak mówi, to właśnie siatkówka dodaje jej sił

Pani Pelagia Rumińska jest z pewnością jedną z najstarszych, jak nie najstarszą, aktywną kibicką polskich siatkarzy. Ma 104 lata i od kilkudziesięciu lat nie opuszcza żadnego meczu polskiej reprezentacji. Jeśli może, podziwia biało-czerwonych na żywo.

Na ostatnim meczu, w środę, gdy reprezentacja Polski rozegrała mecz z Ukrainą i zakończyła zmagania w fazie grupowej mistrzostw Europy, częstochowianka była obecna w krakowskiej Tauron Arenie. Na finał także się wybiera, bo wierzy, że Polacy do niego wejdą.

Pani Pelagia w grudniu skończy 104 lata. Sportem interesuje się od zawsze. Lubi oglądać w telewizji różne dyscypliny: piłkę nożną, zawody lekkoatletyczne. Nie opuściła praktycznie żadnej transmisji z ostatniej olimpiady i paraolimpiady, ale jej ulubioną dyscypliną jest od lat siatkówka.

– Wcześniej razem z mężem jeździłam na żużel, ale jak zginął ten zawodnik Bronisław Idzikowski, to przestałam – wspomina częstochowianka. – Bardzo mi go było żal i już nie chciałam oglądać żużla. Zresztą zmarł mój mąż i nie chciałam już sama chodzić na mecze. Z mężem oglądałam dużo sportu. Byłam z nim na meczu piłki nożnej w Warszawie. Piłkę nożną też lubię. W sporcie dla mnie najważniejsze, żeby wygrywali, bo jak przegrywają, to się denerwuję. Ja lubię, jak dobrze grają, dlatego kibicuję siatkarzom. Ładnie się na nich patrzy – ładne chłopaki, ładniejsi niż zawodnicy z innych krajów, a to tego dobrze grają – dodaje.

Pani Pelagia jako dziecko trochę grała w szkole w siatkówkę, ale jak opowiada, wtedy to była inna siatkówka. Zaczęła się przyglądać jej współczesnej odmianie i to ją bez reszty wciągnęło. Teraz nie ma praktycznie meczu, którego by nie oglądała, bez względu na porę dnia. Przed telewizorem zasiada także w nocy, aby na żywo kibicować zawodnikom. Jak tylko ma okazję, to jeździ na mecze.

– Babcia lubi oglądać mecze na żywo i często z nią jeżdżę – opowiada wnuczka pani Pelagii, Olga Rumińska. – W trakcie ostatniego meczu w Krakowie przeżyłyśmy obie wzruszające chwile. Kiedy organizatorzy meczu dowiedzieli się, że na widowni siedzi babcia, zaproponowali nam miejsca w sektorze VIP. Poza tym konferansjer przywitał ją, podeszła do nas maskotka meczu – orzeł i wyściskała babcię, a cała widownia zgotowała jej owację na stojąco. To było bardzo wzruszające.

Pani Pelagia opowiada, że z siatkarzy najbardziej lubi Aleksandra Śliwkę, bo jak mówi „tak ładnie lewą rączką bije”, ale jak zaznacza docenia wszystkich siatkarzy.

– Na ostatnim meczu z Ukrainą, który widziałam wszyscy grali pięknie, wygrali tak, jak lubię trzy zero, to się liczy – mówi kibicka z Częstochowy. – Trzy jeden też może być, ale to już nie to, bo widać, że są zmęczeni. A jak wygrywają trzy zero, to te trzy sety wygrywają, jak się należy.

Pani Pelagia prowadzi zeszyt, w którym zapisuje sobie informacje na temat najważniejszych spotkań siatkarzy: składy, wyniki, gdzie grali i o której godzinie. Jak mówi, ogląda najchętniej reprezentację Polski, ale mecze klubowe też lubi. Kiedyś, gdy AZS był mocny, kibicowała częstochowskiej drużynie, potem siatkarzom z Bełchatowa. Obecny skład biało-czerwonych i trenera chwali. Podoba jej się, jak Vital Heynen śpiewa nasz hymn. Martwi się jednak, bo słyszała, że ma odejść.

– Oni tak ładnie grają, że muszę im kibicować, zawsze, o każdej porze – opowiada. – Jak był mecz o drugiej w nocy, to też oglądałam. Kazałam się zięciowi obudzić, żebym nie przegapiła meczu, ale to nie było potrzebne. Nie zaspałam, a jak wygrali, to w ogóle nie zasnęłam, tak się cieszyłam.

Pani Pelagia całe życie mieszkała w Częstochowie. Tutaj się urodziła, założyła rodzinę i pracowała zawodowo. Za mąż wyszła w 1939 roku. Doczekała się czworo dzieci. Od 1982 roku jest wdową. Całe życie pracowała zawodowo: najpierw w sklepie, a potem w przedszkolu. Lubiła pracę z dziećmi. Jak opowiada nawet teraz jeszcze spotyka dawnych wychowanków.

– Jak trafiłam do szpitala, to opiekował się mną pan doktor, który właśnie chodził do przedszkola, w którym pracowałam – wspomina. – Powiedziałam mu, że wyrósł na takiego mądrego człowieka, bo był moim wychowankiem – śmieje się.

Pani Pelagia jest w doskonałej kondycji. Żartuje, że to siatkówka trzyma ją przy życiu. Jest aktywna. Lubi rąbać drewno, ale rodzina jej zabroniła.

– Na szczęście mam taką małą siekierkę i mogę rąbać małe patyki – mówi. – Muszę coś robić, nie mogę tak siedzieć bezczynnie. Mecze są wieczorami, a w ciągu dnia trzeba się czymś zająć.

Częstochowianka cały czas stara się ćwiczyć umysł. Lubi układać puzzle. Teraz doszedł jej nowy komplet. To prezent, jaki dostała w Krakowie – puzzle z siatkarzami. Dostała je wraz z koszulką, na której podpisało się kilku zawodników. Żartuje, że puzzle są trochę na drobne, a koszulka za duża, ale jak podkreśla, to dla niej bardzo cenne pamiątki.

– W sobotę oczywiście będę oglądać mecz – zapowiada. – Muszą wygrać i wejść do finału. Ten finał, to był chętnie zobaczyła na żywo – dodaje.