Częstochowski Skwer Solidarności wygląda jak porzucony, zaniedbany ogród, który nie ma właściciela. Fontanna nazywana „Panią Kowalską” jak nie była naprawiona, tak nie jest, klombów z kwiatami nie uświadczysz, a najbujniej rośną tam chwasty i trawa.
Znajdujący się w centrum Częstochowy, tuż obok Urzędu Miasta skwer wygląda żałośnie. Od miesiąca, bo wtedy miasto odpowiedziało radnej Jolancie Urbańskiej, że fontanna zostanie naprawiona, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Centrum Usług Komunalnych, to samo, które od kwietnia próbuje uruchomić system Częstochowskiego Roweru Miejskiego, miało zająć się tą sprawą. Zapowiedziano wizję lokalną i wycenę robót. Owszem, nie podano żadnej konkretnej daty, ale w piśmie, jakie otrzymała monitorująca sprawę radna Urbańska, napisano, że kwestia ta będzie załatwiona w “najbliższym możliwym terminie”.
Jeżeli naprawa, a tak naprawę już ratowanie „Pani Kowalskiej” przed całkowitą ruiną będzie się posuwać w tym tempie, to może na jesień coś się zmieni. Czy tylko do tego czasu rzeźba wytrzyma? Oby.
Żałosny widok przedstawia zresztą cały skwer. To praktycznie jedyna oaza zieleni dla okolicznych mieszkańców, z których znaczna większość to osoby starsze, które często nie posiadają samochodów, a więc w ładne, słoneczne dni nie mogą wyjechać za miasto, tylko szukają ochłody i cienia właśnie na tym skrawku zieleni. Tymczasem, delikatnie mówiąc, nie prezentuje się on najlepiej. Kwiatów tam praktycznie nie ma, bujnie rosną za to chwasty i niekoszona trawa. Z pewnością niekoszenie trawników nie jest żadnym celowym zamysłem miasta, aby przeobrazić Skwer Solidarności w dziką, miejską łąkę, skoro od strony urzędu, czyli ulicy Śląskiej niewielki kawałek trawnika, tam, gdzie siano ostatnio słoneczniki był najwyraźniej kilka dni temu przycinany.
Patrząc na to, jak wygląda skwer, zasianie słoneczników nabiera zupełnie nowego sensu. Jak słoneczniki urosną, przynajmniej od strony ulicy Śląskiej zasłonią ten teren.