fbpx

Od pięciu lat walczą z chorobą, w końcu poprosili o pomoc. Dawni znajomi z Częstochowy nie pozostali obojętni

Życie rodziny Budzińskich od pięciu lat dominuje choroba. Najpierw dotknęła ona synka – Janka, potem tatę – Piotra. Przez długi czas walczyli z problemem sami, gdy jednak ten przybrał na sile, odważyli się poprosić o pomoc. Choć z Częstochowy wyjechali kilka lat temu, to dawni znajomi szybko odpowiedzieli na apel.

Ludzie o sobie nie zapominają i ta historia jest tego dowodem. Gdy choroba zmusiła małżeństwo Budzińskich, by prosić o pomoc, dawni znajomi z Częstochowy nie zawiedli. Za ich pośrednictwem apel trafił również do naszej redakcji.

Ale od początku. Iwona i Piotr poznali się w Częstochowie. Ona była studentką filologii polskiej na Akademii im. Długosza (dziś to uniwersytet). Mocno angażowała się w życie kulturalne i artystyczne miasta współtworząc Teatr naJana. Piotr pracował w TRW. Wraz ze zmianą jego pracy w 2014 r. przenieśli się do Zabrza. Wkrótce urodził się Janek (dziś siedmiolatek). Życie rodzinne szybko zostało wystawione na próbę. Z powodu choroby chłopca (AZS i LZS) niemal trzy lata Budzyńscy spędzili w szpitalach, w świecie zdominowanym przez leki i lekarzy. Aby opłacić kosztowne leczenie Janka, Piotr wyjechał do pracy za granicę. – Staraliśmy się  radzić sobie sami, nie prosiliśmy o pomoc, na wszystko chcieliśmy zarobić sami. Rozłąka była dla nas straszna, po roku Piotr wrócił do domu – wspomina Iwona Budzińska.

Od pięciu lat walczą z chorobą, w końcu poprosili o pomoc. Dawni znajomi z Częstochowy nie pozostali obojętni 2
Iwona i Piotr Budzińscy (archiwum rodzinne)

Kolejny cios i kolejne półrocze w szpitalu

Na świecie pojawiła się Zosia (dziś trzyipółletnia) i wszystko zaczęło wracać powoli do normy. Gdy dziewczynka miała pół roku, na rodzinę spadł kolejny cios. Piotr dostał udaru. Kolejne półrocze spędził w szpitalnym łóżku. Iwona została sama z małymi dziećmi i nową pracą (pracuje w szkole w Gliwicach, codziennie dojeżdża tam z Zabrza).

– Na tym się nie skończyło. Okazało się, że z powodu udaru mąż ma padaczkę. Leki nie działały, miewał kilkanaście ataków dziennie. Na szczęście znaleźliśmy specjalistę, który dobrał odpowiednie leczenie. Kosztowało to krocie. Bardzo łatwo jest wejść w spiralę długów – opowiada Iwona Budzińska.

Poudarowych komplikacji pojawiło się jednak więcej, u Piotra stwierdzono bowiem poważne zaburzenia oddychania OSAS (postać ciężka). Przez to organizm „zapomina” oddychać podczas snu nawet na ok. 1,5 minuty. Może to prowadzić do zawału, udaru, a nawet śmierci. Konieczny stał się zakup aparatu CPAP, który przez całą noc podaje choremu powietrze. Małżonkom udało się uzyskać częściowe dofinansowanie z NFZ, do zakupu sprzętu musieli dołożyć jednak 2 tys. zł.

Od pięciu lat walczą z chorobą, w końcu poprosili o pomoc. Dawni znajomi z Częstochowy nie pozostali obojętni 3
Janek i Zosia Budzińscy (archiwum rodzinne)

Nie można pozwolić sobie na marudzenie

Dla niektórych kwota może wydawać się niewielka, jednak przy piętrzących się kosztach leczenia, suma ta wykracza poza rodzinny budżet. Życiu dyktowanym przez ceny leków i wizyt u specjalistów, nie ma miejsca na wakacje, przyjemności, remont mieszkania, zmianę samochodu, inwestowanie w rozwój pasji dzieci (a młodzi są utalentowani – Janek to przyszły piłkarz, Zosia – artystka z darem do śpiewu i tańca).

– Oboje pracujemy, ja w szkole, Piotr w szpitalu w Tarnowskich Górach jako pracownik transportu wewnętrznego. Zajmuje się dezynfekcją sali, wynoszeniem odpadów, przewożeniem sprzętu na salę operacyjną. W dobie koronawirusa jego praca jest podwójnie potrzebna i tyleż samo niebezpieczna. Odporność Piotra jest przecież niższa. Nie możemy jednak pozwolić sobie na zmiany czy marudzenie. Mąż wstaje więc codziennie o 3, by na 6 dojechać autobusem do pracy. Samochód mamy jeden, zresztą popsuty, ale ja nim jeździłam, zawożąc i przywożąc dzieci oraz kursując do Gliwic – wyjaśnia pani Iwona.

Od pięciu lat walczą z chorobą, w końcu poprosili o pomoc. Dawni znajomi z Częstochowy nie pozostali obojętni 4
Piotr Budziński w pracy (archiwum rodzinne)

Zrzutka na aparat do oddychania

Zmuszeni sytuacją małżonkowie postanowili poprosić o pomoc. I tak na portalu zrzutka.pl pojawiła się zbiórka pod hasłem „Aparat do oddychania CPAP”. O jej wsparcie Budzińscy poprosili znajomych.

– Obawialiśmy się reakcji, ale są sytuacje, gdy dumę trzeba schować do kieszeni. Musieliśmy się tego nauczyć. Walka o zdrowie i życie nie ma takich granic. Ku naszemu zaskoczeniu w dobę na koncie zbiórki pojawiły się 2 tys. zł! Najwięcej pomocy okazali nam dawni znajomi z Częstochowy. Każdemu z nich dziękujemy z całego serca. Nawet nie liczyliśmy, że tak szybko może to się zdarzyć – opowiada Iwona Budzińska.

2 tys. zł uzbierano w dobę!

Zbiórkę, jak to ze zrzutką.pl bywa, przewidziano jednak przez dłużej niż dobę. Potrwa ona do połowy sierpnia. Każdy może jeszcze do niej dołączyć. Redakcyjnie do tego zachęcamy, wiedząc, że choć rodzina nie ma śmiałości o to prosić, jej potrzeby są znacznie większe. Koszty leczenia Piotra są bowiem ogromne. Na naprawę samochodu też brakuje środków. Budzińscy nadal szukają także odpowiedniego aparatu do oddychania. Okazało się, że nie tak łatwo dobrać odpowiednią maskę. Musi być idealnie dopasowana, inaczej sprzęt nie pomoże.

– Bardzo dziękujemy każdemu, kto zechciał nam pomóc. Każda wpłacona złotówka jest dla nas bardzo cenna. Doceniamy, że choć czasy dla wielu osób są trudne, tak wiele osób odpowiedziało na nasz apel. Gdy na koncie zrzutki zobaczyliśmy te 2 tys. zł, Piotr aż popłakał się z radości. To, że się udało, jest niesamowite. Nadal trudno nam w to uwierzyć – przyznaje Iwona Budzińska.

Kto chciałby dorzucić się do internetowej zbiórki, może to zrobić TUTAJ. Pomóc rodzinie, można również polecając firmy i przedstawicieli handlowych oferujących aparaty CPAP.

Zuzanna Suliga