Cichutko – bez fanfar i wstęg – Częstochowa wzbogaciła się o kolejną rzeźbę balansującą Jerzego Kędziory. „Chochlik drukarski” zawisł w piątek nad dziedzińcem Częstochowskich Zakładów Graficznych Spółki z o.o.. Ich prezes, Jerzy Łodziński poszedł więc w ślady pradziadka Franciszka Dionizego Wilkoszewskiego, fundatora dzieł rzeźbiarskich na swoim „pałacu prasy” i kamienicy.
W piątek 16 czerwca miłośnicy kina i historii naszego miasta odsłaniali tablicę pamiątkową dedykowaną Antoniemu Krzemińskiemu. Powstała z inspiracji członków DKF „Rumcajs”, wykonana została przez Jerzego Kędziorę. Twórca to pojawiał się, to znikał w czasie trwania uroczystości. Okazało się, że w tym samym czasie kończył zawieszać w podwórzu przy Al. NMP 52 dzieło większe gabarytowo – „Chochlika drukarskiego” balansującego przed budynkiem CZG.
– Wiele razy w przeszłości prezes Jerzy Łodziński wspierał przy drukowaniu rozmaitych materiałów promocyjnych i większych publikacji – mówi nasz znakomity artysta Jerzy Kędziora. – Kiedy więc zwrócił się do mnie z propozycją stworzenia rzeźby, która dekorowałaby podwórze Częstochowskich Zakładów Graficznych S.A., uznałem to za okazję do zrewanżowania się za życzliwość. Zaproponowałem taki właśnie temat związany ze sztuką drukarską, ale potraktowany z lekka, bez patosu.
Kiedy rozmawiamy z prezesem, ten przypomina, że w druku zawsze mogą pojawić się błędy. W papierowych gazetach, dziennikarze często nazywali je „chochlikami drukarskimi”. To ładna metafora odbierająca powagę zdarzeniu. Chochlik zaś to słowiański mały duszek domowy, który rozgniewany, bywał złośliwy. Jeśli dostał się do maszyny drukarskiej, mógł w niej poprzestawiać prawidłowo złożone czcionki.
Taki właśnie skrzacik fika podniebne koziołki przed częstochowską studwudziestoletnią drukarnią Wilkoszewskiego, a raczej przed stuletnim jej budynkiem w Al. NMP 52. Trzyma w łapach nanizane czcionki i …
nie wiadomo, co mu do głowy strzeli.
Wspomniany Franciszek Dionizy Wilkoszewski z nowo poślubioną małżonką przyjechał w 1899 roku na Jasną Górę. Zagustowali w Częstochowie i postanowili tu osiąść. 24-latek już miał doświadczenie w pracy dziennikarskiej i drukarskiej, także w Warszawie. W nowym miejscu zamieszkania postanowił założyć drukarnię i wydawać polską gazetę. W odrodzonym państwie polskim, w 1923 roku jego firma rozpoczęła działalność w nowym budynku właśnie pod numerem 52 w Alejach. To
a propos stuletności. Dodajmy, że współcześni nazwali budynek „pałacem prasy”. Pałacem – przez okazałość; prasy – od nazwy prasy drukarskiej.
– Jestem prawnukiem Wilkoszewskiego – mówi Jerzy Łodziński – pierwszym po latach członkiem rodziny kontynuującym fach Franciszka Dionizego (dziadek był oficerem wojska, ojciec – lekarzem). To bardzo zobowiązuje, więc dokładam wszelkich starań, by poprowadzić rodzinną firmę na jak najlepszym poziomie i w zgodzie z tradycją, choć w sposób możliwie nowoczesny. Podtrzymuję więc również działania pradziadka we wzbogacaniu drukarni w akcenty artystyczne.
Na frontonie drukarni jej budowniczy kazał umieścić nad drzwiami wejściowymi płaskorzeźbę z brązu. To „Alegoria pracy”, przedstawiająca Świętą Rodzinę: Matka Boska, przędzie, św. Józef zajmuje się stolarką, a Jezus struga jakiś styl. Na stronie www.peuk.fiiz.pl znajdujemy dodatkowy opis: „Ciekawostką jest przedstawienie w tle obiektu Jasnej Góry. W środkowej części kompozycji znajduje się napis „LABOR OMNIA VINCIT” i data „A.D. 1899” – jest to data powstania drukarni Franciszka Wilkoszewskiego, wcześniej funkcjonującej w innym budynku w Częstochowie”.
– Pradziadek kazał nadać postaciom twarze członków rodziny – objaśnia nas Beata Łodzińska (siostra prezesa), gdy oglądamy ozdoby budynku. Matka Boska to babcia, a takie loki jak Jezus miał nasz dziadek i to jego twarz. Ta głowa Gutenberga nad pierwszym piętrem nie ma już z rodziną nic wspólnego, Twarz wziął Władysław Rudlicki po prostu z ikonografii. Jest jeszcze orzeł umieszczony przez pradziadka nad bramą kamienicy (też kupionej przez niego). Po wojnie orzeł w koronie został ukryty przed komunistami na strychu, skąd wyciągnął go i odnowił nasz ojciec.
Władze PRL-u upaństwowiły oczywiście drukarnię. Spadkobiercy utworzyli w 2008 roku spółkę z o.o. prezesem zarządu został prawnuk Franciszka Dionizego Wilkoszewskiego -Jerzy Łodziński.
– Opowieści o twarzach rodziny wykorzystanych w płaskorzeźbach dowiedziałem się, kiedy rzeźba już istniała – mówi Kędziora. – Szkoda, byłbym namawiał prezesa, żeby dał twarz Chochlikowi. Nie wiem, czy by się zgodził.
Żeby popatrzeć na balansującego „Chochlika drukarskiego” trzeba przejść bramę kamienicy Al. NMP 52 (przy niej napis DRUKARNIA) i zadrzeć głowę. Warto!
red. i fot. Tadeusz Piersiak
Więcej czytaj : Gazetaregionalna.com