Podjąłem się zadania zaproszenia Państwa do obejrzenia twórczości Mirosławy Truchty-Nowickiej. Ekspozycję odwiedzić można w salach Galerii Dobrej Sztuki Muzeum Częstochowskiego (Al. NMP 47). Jak zapewniała dyrektorka Muzeum Katarzyna Ozimek podczas wernisażu (23 lutego), wystawa papierowych dzieł sztuki obecna będzie jeszcze nawet w połowie maja podczas tegorocznej Nocy Muzeów.
Chcę przekazać Czytelnikom mój naiwny zachwyt pracami artystki należącej do częstochowskiego świata sztuk wizualnych. Przeglądając jednak w głowie moją wiedzę o autorce papierowych perełek, uświadomiłem sobie coś, co wyartykułować trzeba by na wstępie. Mamy w tej chwili w naszym środowisku plastycznym spore grono postaci, które śmiało nazwać można ambasadorami częstochowskiej kultury. Ich nazwiska znane są już nie tylko europejsko, ale dźwięczą znajomo na różnych kontynentach. Mirosława Truchta-Nowicka wystawia indywidualnie i grupowo w Australii, Azji, Ameryce Południowej. Znalazła nawet swoje miejsce w matecznikach sztuki papieru: Chinach i Japonii, gdzie zapraszana jest do udziału w niezwykle prestiżowych, światowych prezentacjach.
To, jakże prawdziwe, stwierdzenie przydaje osobie Mirosławy koturnowości i oficjalności. Tymczasem jest ona jednostką niezwykle społeczną, chętnie angażującą się w wolontarystyczne warsztaty, działania teatralne z udziałem dzieci czy po prostu opowieści o sztuce papieru dla młodszych i starszych. Ma zresztą swój przyczółek w wyjątkowym Muzeum Papieru w Dusznikach-Zdroju, gdzie nie tylko istnieje jej stała wystawa, ale udziela się przy niej często na rozmaitych spotkaniach z publicznością. Do tego artystka, jaką znam, jest niezwykle skromna, wręcz wycofana, jakby chroniła swoją szczególną wrażliwość, delikatność równą kruchości tworzywa z jakim pracuje. Że jednak kartką papieru można rozciąć palec, a bryłka masy papierowej ma twardość gliny, niektóre tematy przywołują do oczu artystki tę ostrość i twardość.
Jej sztandarowe rzeźby z papieru wydają się być emanacją ducha ich kreatorki. Niosą z sobą ogromny ładunek liryzmu, subtelności, ale także refleksji nad niedoskonałością świata. Niektórzy mówią o nich: lalki. Na pewno dzieci potrafią nawiązać więź z tymi pracami – udowodnił to mały widz na wernisażu, kucając oko w oko z jedną z papierowych postaci. Rzeźbiarskie ludziki i główki oraz tworzące dla nich fantastyczną scenografię papierowe reliefy oraz przestrzenne obiekty dedykowane są jednak dorosłej publiczności.
Istotę swojej sztuki wykłada autorka w katalogu-ulotce towarzyszącej wystawie oraz w opisie umieszczonym na ścianie jednej z sal. Tekst napisany jest bardzo pięknie i wnikliwie. Moim prawem jako odbiorcy jest jednak poleganie na własnych intuicjach. Kiedy pierwszy raz spotkałem się z rzeźbami Mirosławy Truchty-Nowickiej, moja pamięć przywróciła film Federica Felliniego „La strada” i grającą w nim główną postać kobiecą Giuliettę Masinę. Drobna dziewczyna zmagająca się z bezwzględnością swojego partnera uosabiającego okrucieństwo świata. Tamta kreacja sprzed 70 lat nieodmiennie mnie wzrusza, ale też budzi mój sprzeciw wobec rzeczywistości.
Papierowe byty powoływane przez rzeźbiarkę mają ogromny ładunek liryzmu, a ich kruchość budzi chęć otoczenia ich chroniącymi dłońmi. Jednocześnie misterność „człowieczków” , włożona w nie maestria warsztatowa rodzą w widzu chęć posiadania, zamknięcia pod szklanym kloszem, jak jakąś Calineczkę. Każdorazowo po kontakcie ze sztuką Mirosławy Truchty Nowickiej czuję się lepszy, bogatszy i odświeżony. Czego i Państwu życzę!
Tadeusz Piersiak, fot. Muzeum Częstochowskie
Czytaj także: Świat kobiet (przez dziurkę od klucza)