Elektryczne Volvo EX30 to nowy model, który miał premierę w zeszłym roku, ale pierwsze sztuki teraz trafiają do klientów. Częstochowski dealer marki zaprosił przedstawicieli miejscowych mediów do sprawdzenia, jak użytkuje się ten pojazd. Skorzystanie z zaproszenia nie było bezpiecznym wyborem, wysiadłem z auta z głową nabitą nową i bolesną myślą: chcę jeździć Volvo EX30!
W słoneczny, wiosenny (!) dzień w połowie lutego na parkingu przed salonem Volvo (ul. Jagiellońska 38) czekały na nas trzy egzemplarze motoryzacyjnej nowinki. Ponieważ wrażliwy jestem na walory estetyczne, ucieszyłem się kiedy Pawłowi z Radia Jura i mnie przypadł w udziale ten żółty (kobieta powiedziałaby pewnie – bananowy). Obok białego i szarego wyglądał najradośniej – wprost uśmiechał się do nas. Mnie charakter tego egzemplarza bardzo pasował do charakterystyki modelu.
Bo Volvo EX30 jest sympatycznym, praktycznym SUV-em. Nie służy – jak wiele modnych, napuszonych modeli – do kłucia w oczy sąsiadów. Sylwetka nowoczesna, z koniecznymi przegnieceniami, ale nie napompowanymi, jak u konkurencji. Volvo: umiar i elegancja! To mały, sprytny, miejski samochód. Jednak trochę podwyższony, czyli nie ma problemu, by podjechać pod wysoki krawężnik lub przejechać przez zaspę śnieżną. Z kolei jednak nie z tych, do których nawet rosły użytkownik musi wsiadać z użyciem zewnętrznego progu. Komfortowo siedzą, nawet osoby z problemami z kręgosłupem. Wyższy samochód to też dużo lepsza widoczność.
Zgadza się z tą opinią Patryk Szczepanik, doradca ds. sprzedaży nowych samochodów w Volvo Car, który jest naszym cicerone.
– Jeśli rzuca się w oczy, to na pewno dzięki designowi – mówi. – Aktualnie jest to nasz najmniejszy samochód. Volvo EX30 możemy fajnie użytkować jeżdżąc po mieście, gdzie różnych pojazdów jest dużo, ciężko jest zaparkować. Nasz mały SUV wszędzie się wciśnie. Warto zwrócić też uwagę na jego osiągi i zasięg. Można kolokwialnie powiedzieć, że to mała torpeda. Jego przyśpieszenie jest porównywalne do samochodów z charakterystycznym znaczkiem konia.
Egzemplarz, który nam przypadł do testowania jest tu akurat najłagodniejszy. Potworem okazuje się czarny pojazd stojący obok: ma dwa silniki elektryczne, 428 KM i przyspiesza do setki w 3,9 sekundy. Na szczęście nie jest nam udostępniony – dla mnie to będzie pierwszy kontakt z samochodem elektrycznym, a słyszałem, że ledwie w nich wdepniesz gaz, a już jesteś na latarni.
Koledzy wsiadają do szarego i białego Volvo. Podobnie jak nasz „banan” mają one „zaledwie” 272 KM. Są lepiej wyposażone, np. jest w nich kamera 360 stopni 3D, bateria 69 kWh dająca 476 km zasięgu i 5,3 sek. przyspieszenia. Nasz 5,7, ale i tak mam duszę na ramieniu, a serce w gardle, kiedy naciskam pedał gazu. O dziwo SUV rusza łagodnie, ale po chwili okazuje się, że kiedy noga opadnie ku podłodze, przyspieszenie dociska głowę do zagłówka. Szybciej jedzie – więcej spala (wypala, zużywa).
– W samochodach, które testujemy, czyli z pojedynczym motorem i wydłużonym zasięgiem, możemy przejechać ok. 480 kilometrów – tłumaczy Patryk Szczepanik. – Jeżdżąc po mieście, „wokół komina” bez problemu przejedziemy więcej. To samochód w pełni elektryczny. Został zaprojektowany tak, by był jak najbardziej opływowy, aerodynamiczny by niwelować odpór powietrza w trakcie jazdy. Gdy mówimy o zasięgu, pamiętajmy, że w trakcie jazdy zasięg nam spada.
W tym samochodzie to nie problem. Na przykład z Częstochowy nad morze jedziemy teoretycznie 5 – 6 godzin. W drodze na pewno znajdzie się powód, by zatrzymać się na stacji. W ciągu 20 minut uda się wtedy naładować samochód z 20% do 80%. Po takiej krótkiej przerwie jedziemy dalej bez żadnych obaw.
Najpierw jednak estetyka. Szyba przednia taka, że wyglądająca przez nią Panienka z okienka z powodzeniem łamałaby oficerskie serca. Widoczność znakomita, a światło wpada do wnętrza bez przeszkód. Środek samochodu jest widny już przez sam zastosowany design: eleganckie linie proste, łuki tam, gdzie ich miejsce – a i tak jednak np. obrys foteli jest bardzo uporządkowany.
Wygodne podłokietniki – kreski rysunku. Wreszcie (a chyba przede wszystkim!) kokpit. W niczym nie przypomina tradycyjnych samochodów, do jakich przywykłem. Przed pasażerem otwiera się coś w rodzaju eleganckiej przestrzeni biurowej – pulpit wyłożony estetyczną fakturalną materią. Okazuje się, że okładzina jest zrobiona z recyklingowanych butelek „petów” (osłona wskaźników przed kierowcą z okien z PCV).
Po lewej i prawej stronie małe ścianki z intrygującą szparą z suwakiem – to nawiew. W części środkowej tablet jak ekran mojego laptopa. To centrum dowodzenia! Z jego pomocą można sterować wszystkimi funkcjami samochodu. Nie trzeba odrywać rąk od kierownicy; wystarczy wydawać polecenia głosem. Włączamy radio, odpowiednie światła, klimatyzację, ustalamy temperaturę czy włączamy nawigację. Itd., itd., bo tych możliwości jest wiele, a nie udało się nam ich wszystkich wykorzystać. Korzystaliśmy oczywiście z muzyki, w Volvo jest 9 głośników i wielki subwoofer – dźwięk w subtelny sposób otacza słuchacza.
WW Volvo EX30 jest sporo miejsca na nogi – bateria umieszczona jest pod nadwoziem, a elektryczny silnik ma małe rozmiary. Jak w „maluchu” pod pokrywą z przodu jest niewielki (15 l) bagażnik, w którym mieszczą się przewody do ładowania i różne samochodowe drobiazgi. Wygodę wzmagają fotele sterowane elektrycznie bądź ręcznie, podgrzewane (nie sprawdzaliśmy), ze szczególną ochroną karku jadącego i podparciem lordozy. Czy kierowca, czy pasażer czują się jak na domowej kanapie.
Dźwignia zmiany biegów znajduje się z prawej strony za kierownicą, pod tabletem. Jest tuż pod ręką, i ręka błyskawicznie się dopasowuje. Dzięki temu, nie spuszczając oczu z tego, co dzieje się przed nami, kątem oka doskonale widzimy czy bieg mamy ustawiony na P, R czy D. Takie umiejscowienie dźwigni zmiany biegów zwolniło kolejną przestrzeń w samochodzie, potęgując domowe i biurowe odczucie wnętrza. Komfort prowadzenia wzmaga możliwość skorzystania z trybu „one pedal driving”.
Choć Volvo EX30 ma tylko pedał gazu i hamulca, tego drugiego można w jeździe nie używać. Jedną nogą dodaje się gazu, gdy się ją zdejmuje samochód zwalnia i w tym czasie odzyskuje energię. Za to hamulec jest niespodzianką – trzeba się do niego przyzwyczaić, bo stanowczo użyty jest szokująco skuteczny.
Nasze Volvo radośnie się więc toczyło, szumiąc jedynie uspokajająco. Nawet gwałtowne przyspieszenie nie wiązało się z wizgiem silnika. Szumiał może troszkę mocniej. Jadący mają wrażenie, że ich pojazd czuwa nad nimi. Jak to Volvo – napakowany jest systemami bezpieczeństwa. Największe wrażenie robi światełko migające w lusterku bocznym, kiedy inny pojazd wyprzedza nas z prawej lub lewej strony. Konfigurację aut na jezdni pokazuje też niezawodny tablet. Drogę monitoruje radar oraz kamery. Do tego dochodzą systemy kontroli trakcji, tempomat, czujniki, które sprawią, że samochód sam zatrzyma się przed gwałtownie hamującym pojazdem z przodu. Dodajmy do tego komfortu zerowe zanieczyszczenie powietrza.
– Korzyści z bycia właścicielem takiego pojazdu jest bardzo dużo – dodaje Patryk Szczepanik z Volvo Car Częstochowa. – Pamiętajmy, że korzystając z samochodu elektrycznego nie mamy problemu z parkowaniem, szukaniem parkometrów, bo z reguły opłaty za postój takich samochodów w miastach nie dotyczą. Z pewnością też szybciej poruszamy się po zakorkowanych ulicach w dużych miastach. Nie chodzi tu o większą prędkość, bo oczywiście ograniczenia w terenie zabudowanym dotyczą wszystkich, ale pamiętajmy, że samochody elektryczne mogą korzystać z buspasów. Byłem tydzień temu w Warszawie, jechałem samochodem spalinowym cztery kilometry. Zajęło mi to 30 minut. Ten sam odcinek Volvo EX30 pokonałem w kilka minut. Magia buspasów.
Tak więc nasz „banan” to wymarzony środek transportu w mieście. Jednocześnie jest małym samochodem rodzinnym. Wygodnie pojedzie nim pięć osób, znajdziemy też isofix. Dzięki minimalizmowi wnętrza, w środku jest dużo miejsca zarówno dla pasażerów, jak i dla samego kierowcy. To nie jest wielki SUV jak XC90, a jednak komfort w środku jest porównywalny.
Każdy z pewnością zwróci uwagę na wygodę wsiadania i wysiadania niezależnie od miejsca, które zajmuje w samochodzie – z przodu, za kierownicą, czy z tyłu. Tylne fotele po złożeniu stworzą z bagażnikiem więcej przestrzeni do przewiezienia jakiegoś większego przedmiotu. Nasz przewodnik zapewniał, że tydzień wcześniej przewoził tym samochodem pralkę w opakowaniu.
– Weźmy do tego oszczędności w kosztach jazdy – mówi Patryk Szczepanik, doradca ds. sprzedaży nowych samochodów w Volvo Car Częstochowa. – Z czystej ciekawości ostatnio to liczyłem. Wyszło mi, że przejechanie 100 kilometrów Volvo EX30 kosztuje 17 złotych. Możemy nawet zaokrąglić tę kwotę nawet do 20 złotych, a i tak, mało znajdziemy samochodów – czy to z silnikiem benzynowym, czy z dieslem – które przy tych kosztach mogą rywalizować. To cena np. całodniowego biletu autobusowego. Podróż z Częstochowy do Katowic koleją? Koszt ponad 20 złotych w jedną stronę. Nie da się tego porównać.
A co z ładowaniem Volvo EX30? Sam proces ładowania jest niezwykle prosty, a samochód elektryczny możemy ładować również przy wykorzystaniu prądu zmiennego płynącego ze zwykłego gniazdka. Zdecydowanie szybsze są jednak ładowarki publiczne bazujące na prądzie stałym. Koszt w przypadku korzystania z domowego ładowania (AC) wyniesie od 1,2 zł/kWh, zaś za ładowanie szybkie (DC) zapłacimy nie więcej niż 3,6 zł/kWh. Przykładowo, za przejazd 100-kilometrowej trasy (przy nocnym ładowaniu domowym i najniższej obowiązującej stawce – 0,43 zł/kWh) zapłacimy 8,6 zł, zaś przy stawce 1,5 zł/kWh – 30 zł. W przypadku ładowania szybkiego w trasie koszt w zależności od dostawcy wyniesie od 52 zł (2,60 zł kWh) do 73 zł (3,60 zł kWh).
Wysiadłem z Volvo EX30 zauroczony tym autem! Nasz „banan” kosztuje podobno 170 tys., minus dopłata do elektryka, czyli nieco ponad 150 tys. zł. Do tego w marcu przecież waloryzacja emerytur!
Tadeusz Piersiak, fot. Grzegorz Skowronek
Czytaj także: Częstochowskie pogotowie ma dwie nowe karetki