W obecnych czasach Święta Bożego Narodzenia oscylują wokół pogoni za najbardziej wyszukanymi prezentami dla bliskich, poszukiwaniu najlepszego cateringu z potrawami wigilijnymi czy ubieraniem ogromnej choinki mieniącymi się ozdobami i światełkami. Kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej, kiedyś ważna była tradycja i związane z nią zwyczaje…
Tradycje świąteczne, które niegdyś stanowiły nieodłączny element świąt, dziś odeszły w zapomnienie. Mimo że wówczas ten czas nie kręcił się wokół świątecznego szału, zakupów w galeriach handlowych, iluminacji świetlnych czy najznakomitszych potraw, to jednak duch świąt był obecny i wyczuwalny…
Choinka
Choinka przeszła wiele etapów ewolucji. W XV wieku w polskich domach wieszano „podłaźniczki”, czyli zielone gałązki świerkowe lub sosnowe, na których wieszano jabłka i orzechy. Podłaźniczkę mocowano do belki pułapu lub w niektórych regionach bezpośrednio nad wigilijnym stołem lub nad wejściem do czarnej izby – głównego pomieszczenia w domu.
Z czasem podłaźniczki zastąpiono kulami ze słomy lub opłatków, jednak szybko z nich zrezygnowano, ponieważ nie były tak magiczne jak zielone gałązki.
Choinka jaką znamy dziś przyszła do nas z Niemiec. W XIX wieku gospodarze coraz częściej zamiast wieszać u belki gałązki, przynosili do domów całe drzewka. Na początku dekorowano je owocami, orzechami i chlebowymi ciastkami, a z czasem zaczęto wieszać na gałązkach szklane bombki i świece (które niejednokrotnie stawały się przyczyną pożarów).
Obecna choinka, według nauki kościoła, jest odwzorowaniem rajskiego drzewa dobra i zła. Stąd zaczęto ozdabiać drzewko łańcuchami ze słomy i bibuły, które miały symbolizować węża kusiciela. Wieszano również jabłka, przypominające o grzechu Adama i Ewy.
Prezenty
Prezenty pod choinką to zwyczaj relatywnie nowy. Dziś każdy szuka prezentu dla siebie pod drzewkiem, kiedyś obdarowywano tylko najmłodszych. I tak – dziewczynki dostawały kokardki i wstążki, a chłopcy scyzoryki i koziki.
Wigilia
Dawniej przebieg wigilijnego dnia decydował o losie rodziny w nadchodzącym roku. Wigilia to dzień, w którym następowało odnowienie dziejów. Rozpoczynał Nowy Rok, który zależał od tego, jak się przeżyło ten pierwszy dzień. „Jakiś w Wigilię, takiś cały rok”- głosi ludowe przysłowie.
Dzień Wigilii na polskiej wsi charakteryzowała największa zgodność ze staropolską tradycją.
Zwyczaje świąteczne były pełne wierzeń i przesądów, dlatego skrzętnie pilnowano dotrzymywania tradycji, aby uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji.
Wigilijny poranek rozpoczynał się wcześnie. Wstawanie rankiem w Wigilię zapewniało, że cały rok będzie się wstawać do pracy rześko i ochoczo. Już o poranku rodzina dzieliła się opłatkiem, w zależności od regionu – robił to gospodarz lub gospodyni, jako ta, która na co dzień rozdziela chleb. Po opłatku rozpoczynano przygotowania do kolacji. Pracować można było tylko do pierwszej gwiazdki, której pojawienie się na niebie było znakiem do rozpoczęcia kolacji.
Gospodarze dbali o to, by w domach panował spokój i harmonia, unikano kłótni i niepotrzebnych zwad. Przed wieczerzą rozkładano w domu snopy słomy lub rozsypywano ja na podłodze. Miało to zapewnić owocne plony na kolejny rok oraz zdrowie zwierząt. W miastach zamiast snopów słomy wkładano sianko pod świąteczny obrus (zwyczaj ów znany i praktykowany jest do dziś).
Wierzenia – dusze zmarłych
W Wigilię każdy był równy. Parobkom kończyły się umowy ze swoimi panami i mogli ten jeden raz usiąść jak równy z równym przy jednym stole. Specjalne przywileje dostawali nie tylko żywi, ale i zmarli. Zgodnie z prasłowiańskimi tradycjami – ściśle przestrzegano zakazu szycia, rąbania drewna, tkania, zamiatania w kierunku drzwi, by nie przepędzić, przyszyć lub narazić na uszkodzenie przybyłą duszę.
Trzeba było uważać nawet podczas siadania – zanim zajęło się swoje miejsce, trzeba było na nie dmuchnąć, by nie usiąść na przybyłym z zaświatów gościu. Na Podhalu w dzień Wigilii należało unikać używania ostrych narzędzi czy nawet grzebieni, by nie uszkodzić dusz.
Pusty talerz, który dziś zostawia się na wigilijnym stole dla zabłąkanego wędrowca, dawniej był przeznaczony dla powracających z zaświatów dusz zmarłych. Na Podlasiu po skończonej wieczerzy nie sprzątało się ze stołu, żeby dusze mogły się pożywić resztkami.
Wierzenia – zwierzęta i panny
Wierzono, że w noc Wigilii zwierzęta mówią ludzkim głosem. Gospodarze i biesiadnicy nasłuchiwali wiadomości ponieważ zwierzęta miały przepowiadać śmierć członka rodziny lub samego nasłuchującego. Istniał również przesąd, że w tę noc woda w studniach i strumykach nabiera cudownych, leczniczych właściwości.
Wigilijna noc to również noc przesądzająca o losach panien. Na górnym i dolnym Śląsku według tradycji każda panna powinna w Wigilię o północy wyjść przed dom i nasłuchiwać z której strony szczeka pies. Dlaczego? Otóż z tej właśnie strony przybędzie jej przyszły narzeczony.
Zgodnie z innym przesądem, wraz z pierwszą gwiazdą na niebie, panna powinna ułamać gałązkę wiśni i zanurzyć ją w wodzie. Jeśli podczas wigilijnej kolacji wiśnia zakwitnie – kobieta w nowym roku wyjdzie za mąż.
Innym zwyczajem było wróżenie ze źdźbła siana, wyciąganego przez dziewczęta spod obrusu. Zielone oznaczało szybki ślub, zwiędłe – oczekiwanie na zamążpójście, a żółte śmierć w staropanieństwie.
Potrawy i liczba biesiadników
Obecnie w większości domów Świętą Bożego Narodzenia obfitują w znakomite potrawy, jednak jest ich nieco mniej, niż dawniej i są bardziej wyszukane i często nie mające zbyt wiele wspólnego z dawną tradycją.
Na wsi niegdyś serwowano dziewięć dań, które symbolizowały dziewięć chórów anielskich, obecnych przy narodzinach Jezusa. Na przedmieściach podawano siedem potraw, po których mężczyźni tradycyjnie śpiewali kolędy. Nieparzysta liczba dań w obu przypadkach miała przynieść biesiadnikom szczęście.
Domownicy podczas wieczerzy musieli spróbować każdej potrawy, gdyż wierzono, że ilu potraw się nie spróbuje, tyle przyjemności ominie człowieka w ciągu następnego roku. Inny przesąd zaś mówił, że zjedzenie każdej z potraw miało z kolei zapewnić urodzaj danej rośliny.
Bogate mieszczaństwo natomiast serwowało potraw dwanaście. Dania miały symbolizować liczbę apostołów podczas ostatniej wieczerzy lub liczbę miesięcy w roku. W latach 30. wieku XX na polskich stołach królowała zupa grzybowa, polewka migdałowa, lin z kapustą, szczupak w szarym sosie, smażony karp i kluski z makiem.
Podczas wieczerzy wigilijnej przy stole musiała zasiąść parzysta liczba osób, nieparzysta liczba biesiadników zwiastowała bowiem rychłą śmierć jednego z członków rodziny. Unikano również podejmowania trzynastu gości, aby nie odtworzyła się sytuacja apostołów podczas ostatniej wieczerzy.