Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie ma na afiszu nowy spektakl komediowy osnuty wokół „Zemsty” Aleksandra Fredry. Publiczność przedpremierowa i premierowa podziękowała za niego stojącymi brawami, a podziękowania te odbierała na scenie wraz z aktorami adaptatorka i reżyserka Joanna Drozda oraz jej ekipa realizatorska.
Szedłem na tę „Zemstę” pełen jak najlepszych oczekiwań. Inscenizacje hitu Fredry miałem okazję oglądać już kilkakrotnie, zachowując nawet z najsłabszej pozytywne wrażenia. Oczywiście w głowie wciąż miałem spektakl przygotowany w Częstochowie w 1996 roku przez Henryka Talara. Był to w końcu sukces artystyczny, a później sprzedażowy. Tym razem miałem apetyt na klasykę nieco uwspółcześnioną, nieco ułatwioną (pewnie z myślą o grupach szkolnych), troszkę uatrakcyjnioną przez wstawki wokalne i taneczne.
Reżyserka przecież zapowiadała, że odkurza ramotę, w ramach Muzeum Fredry tłumaczy staropolskie terminy padające ze sceny i dodaje rapowanie czy przebój Madonny, żeby młodzi odnaleźli swoje klimaty. Lekko, łatwo i przyjemnie, jak to w przedsylwestrowy i sylwestrowy wieczór! Do tego refleksyjnie – bo z myślą o miejscu muru (podziałów) w etosie polskim, ciężarze sarmatyzmu wciąż wiszącym nad narodowym duchem, wreszcie o odwiecznym pojedynku światopoglądowym młodych i „dziadersów”. Na dokładkę proponowane odczytanie miało być koronnym dowodem na geniusz Fredry lokujący go obok Wieszczów (a nawet ponad nimi)!

Skoro już tak narodowo, polsko – a więc patriotycznie się zrobiło, może to czas na osobiste wyznanie. Teatr im. Mickiewicza jest opoką mojej świadomości kulturalnej i przywiązania do rodzinnego miasta. Jako widz przedstawień dla dzieci pojawiłem się w jego budynku jakieś 60 lat temu. Około 45 lat jestem tam stałym widzem, od 30 nie opuściłem ani jednej premiery. Teatr im. Mickiewicza jest mi więc drogi! O jego zespole mam jak najlepszą opinię. Szczęśliwie i tym razem nie musiałem zmieniać zdania o naszych aktorach (jak również młodzieży grającej gościnnie). Szczególnie cieszyło wykonanie tych zagranych „po bożemu” fragmentów satyry Fredry. Radość sprawiało, że staroświecki ośmiozgłoskowiec układa się w piękne frazy, a wyrażana nim opowieść wciąż intryguje, intryga bawi.
Przyznać jednak trzeba, że i współczesne teksty napisane przez spółkę: Joanna Drozda, Michał Głaszczka są także atrakcyjne. Wśród padających żartów znalazł się pyszny greps wypowiadany przez Iwonę Chołuj (Mur): rodzaj żeński słowa mur to … LAMUR (l’amour). Teksty duetu autorskiego sprawdzały się również w piosenkach. Zarówno częstochowianie (jak zawsze), a także goście zaistnieli w wokalnych wykonaniach. Piękny głos zaprezentował Marcel Opaliński (Papkin), ale najbardziej zwrócił uwagę duet, jaki wybrzmiał przed przerwą między Hanną Szurgot (Klarą) a Karolem Czajkowskim (Wacławem).

Ten utwór był pięknym hołdem złożonym dla twórczości Starszych Panów: Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego oraz ich przeboju pt. „O Romeo”. Jak już pisałem wcześniej, w spektakl wplecione zostały również zupełnie współczesne motywy muzyczne, m.in. z repertuaru Madonny, ale też pieśń – polska legenda czyli „Mury” (choć w nieoczekiwanym kontekście i wykonaniu). Najbardziej obciążona zadaniami jest postać Kustoszki kreowana przez Hannę Zbyryt-Giewont. Najwięcej mówi, śpiewa, tańczy, skacze i biega również po sali. Organizuje spektakl przy jego ogromnie skomplikowanej strukturze.
Wszystkie te atrakcje podawane były w scenerii zbudowanej również przez Joannę Drozdę i Michała Głaszczkę. Tworzyła schludne i praktyczne tło, a „szklane” korytarze-gabloty wykorzystywane były na aktorskie „offy”. Majstersztykiem i znakiem firmowym „Zemsty” okazały się wiszące nad sceną obłoki. Podświetlane umiejętnie były naprawdę efektowną jakością plastyczną. W finale (pierwszym finale?) spektaklu niosły też funkcję dramatyczną, kiedy, opuszczając się jako ten „opar polskości”, przygniotły „dramatis personae”. Ten obraz jest autentycznie PIĘKNY!

Bo finały były dwa. Po tym pięknym i logicznym, na scenę wytoczono dwa pomniki: Mickiewicza oraz Słowackiego. Odbył się slam poetycki, w którym Wieszczowie z brązu recytowali swoje najwznioślejsze strofy, a umowny Fredro te wiersze i postawy swoich „starszych braci” wyśmiewał. Było śmiesznie, ale … niesprawiedliwie. Poza tym robienie idioty z Wieszcza Adama na scenie noszącej jego imię jest mało eleganckie, choć pewnie nowoczesne. Poza tym niekonsekwentne bo kiedy „zramolały” Mickiewicz wygłasza swój wiersz, publiczność dopowiada rymy. Zna więc utwór i nie ma do niego obrzydzenia. W I części częstochowskiej sztuki słyszymy zaś o „członkach ZNP, którzy z Zemsty zrobili ramotę”. Czy z genialnego tekstu „trzeciego Wieszcza” Fredry nawet nauczyciel jest w stanie zrobić ramotę?
Tu pojawia się pytanie: dla kogo ten spektakl? Bo pierwsi nauczyciele, którzy przyjdą z grupami szkolnymi, przekażą następnym, że ich się obraża, robi się z nich morderców Fredry. Poza tym, kiedy usłyszą legendarną XIII księgę Pana Tadeusza głoszoną ze sceny (po co?), też opowiedzą o tym koleżankom i kolegom. Jeśli zaś to przedstawienie dla dorosłych, do których robi się oko, to po co cenzurować tekst XIII księgi, łagodzić soczyste staropolskie rzeczowniki nazywające seks i narządy?

Kinowa „Zemsta” z Romanem Polańskim, z całym filmowym sztafażem trwa 100 minut. Nasz premierowy spektakl z przerwą prawie trzy godziny. Dlaczego? Ponieważ tych wcześniej wymienionych atrakcji inscenizacyjnych jest przynajmniej na dwa przedstawienia. Dodajmy jeszcze do tego wyśrubowane maksymalnie (do granic klaunady!) aktorstwo komediowe. Te środki są w takiej mnogości i różnorodności, że po pierwszej części czułem zawrót głowy. Kiedy się kończyła, sądziłem nawet, że to koniec przedstawienia. Kiedy aktorzy wyszli do ukłonów, ja z wielkim oporami stawałem do owacji zgotowanych wykonawcom. Byłem za bardzo skołowany!
Tadeusz Piersiak, fot. Konrad Woszczyński
Czytaj także: Jasna Góra. W 2023 r. sanktuarium odwiedziło 3,6 mln pielgrzymów

https://www.kotly-patrzyk.pl/oferta/pompy-ciepla/