– To świetna przygoda, a finalnie pewność, że każde dziecko w Polsce, które się urodzi, uzyskało pomoc od Orkiestry – mówi Robert Majer, szef sztabu WOŚP Częstochowa.
Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z Orkiestrą?
Robert Majer: Byłem wtedy w podstawówce. Razem ze znajomymi kwestowaliśmy z puszkami. Spodobał mi się ten klimat. Podobnie, jak większość naszej sztabowej ekipy, byłem wtedy związany z harcerstwem. Znajomi z hufca już działali w sztabie i zaproponowali, żebym, zamiast chodzić z puszką, dołączył do grupy odpowiedzialnej za organizację częstochowskiego finału WOŚP. Ze sztabem związany jestem od ponad 20 lat, z samą Orkiestrą znacznie dłużej. Działałem kiedyś również w Pokojowym Patrolu, zabezpieczającym organizację dawnego Przystanku Woodstock.
Warto dodać, że sztab WOŚP Częstochowa od początku tworzą niemal ci sami ludzie.
– To pewien ewenement. Częstochowa jest dużym miastem, a począwszy od drugiego finału, bo pierwszego tutaj nie było, w Orkiestrze gra ta sama ekipa. Dorastamy z Orkiestrą. Zmieniają się koordynatorzy, funkcje i zadania, ale trzymamy się razem. Z reguły w miastach podobnej wielkości i większych działa kilka mniejszych sztabów. U nas bywały lata, gdy w Częstochowie działały też mniejsze sztaby, ale przetrwaliśmy tylko my. To trochę monopol i pałeczka przekazywana z ręki do ręki.
Ty nie od razu zostałeś szefem. Pewnie jak większość zaczynałeś jako „techniczny”?
– Nie tylko nosiłem barierki, ale i rozkładałem rusztowania, na których wieszaliśmy banery sponsorów finału. To była hardcorowa robota. Potem, 18 lat temu, jako 21-latek zostałem koordynatorem i to odpowiadałem za nasz zespół, za finanse, organizację. Miała być to jednorazowe i było tak aż do ubiegłego roku. Traktowałem to wyłącznie jako fajną przygodę.
Pałeczkę po Tobie przejął Kuba Kulik, dlaczego nie chciałeś dłużej być szefem?
– Trzeba mieć na to dużo czasu. Zaczynamy działać we wrześniu, układamy plan, zbieramy pomysły i im bliżej stycznia, tym roboty jest więcej. Nie kończy się ona wraz z finałem. Potem trzeba wszystko rozliczyć, domknąć, pozamykać licytacje, wypisać podziękowania i zaświadczenia. Jest co robić. Dokładamy nie tylko czas, ale i pieniądze, bo wiele rzeczy organizujemy i opłacamy z własnej kieszeni.
Koordynatorem nie byłeś, ale ze sztabem się nie rozstałeś. Co więcej: wprowadziłeś w nim sporo innowacji.
– Grałem dalej i wykorzystywałem swoje zapędy techniczne. Jedenaście lat temu, gdy miałem swoją firmę, razem z pracownikami napisaliśmy program komputerowy, który ułatwiłby zbiórkę. Nie byłoby problemu ze zdawaniem puszki, podpisami itd. Program pozwala skanować puszkę, identyfikator, przyspiesza ich wydawanie, odbiór i późniejsze rozliczenie.
Wraz z 30. Finałem postanowiłeś raz jeszcze przejąć obowiązki szefa i przewodzić częstochowskiej Orkiestrze. Skąd taka decyzja?
– Nadal brakuje mi na to czasu, to się nie zmieniło. Pierwszym powodem był jubileusz i chciałem być jego częścią. Po drugie: mój pracodawca, Exact Systems, też gra z WOŚP, jako sponsor wspiera organizację finału i pozwala mi łączenie obowiązków służbowych ze sztabowymi. Trzecią kwestią jest chęć pokazania młodszym ludziom, że mimo że dochodzi wiek, różne obowiązki, praca zawodowa, to nadal można się angażować w takie działania. Do tego dochodzi możliwość przeniesienia doświadczenia zawodowego, zadaniowości na orkiestrowy grunt.
Ile osób liczy częstochowski sztab?
– Na zebraniach jest nas ok. czterdziestka, w dniu finału znacznie więcej. W pomoc angażują się nasze rodziny, znajomi, przyjaciele. Wielu z nich gra z nami od dawna. Orkiestrę tworzą pary, małżeństwa, przyjaciele. Jesteśmy jak taka rodzina.
Jakie atrakcje przygotowaliście na 30 stycznia?
– Pracujemy nad programem od końcówki września 2021. Finał zaplanowaliśmy na pl. Biegańskiego. W ubiegłym roku było to niemożliwe, dziś robimy wszystko, by mimo trwającej pandemii, impreza się odbyła. Tam zorganizowana zostanie seria koncertów, z Grubsonem jako gwiazdą wieczoru. Nie braknie takich szlagierów jak np. loteria fantowa. Wiele atrakcji zorganizowanych zostanie też w różnych punktach miasta. To m.in. nurkowanie, morsowanie, Parada Serc…
Po finale przyjdzie pora na liczenie. Rok temu nie udało się pobić rekordu, który w przypadku Częstochowy wynosi ponad 550 tys. zł?
– Rekordu nie pobiliśmy, ale na konto fundacji udało się przekazać ponad 465 tys. zł, co także jest pokaźną kwotą.
Fakt, tu nie o rekordy chodzi. Warto zaznaczyć, że gramy dla siebie, bo zebrane środki wracają do miasta w postaci sprzętu.
– Każda wrzucona złotówka wraca i to z nawiązką! Wartość sprzętu, który otrzymały częstochowskie szpitale i placówki medyczne, przekracza sumę zebranych tu dotychczas środków. Każdy finał przynosi nowe wsparcie. Otrzymują je też m.in. przychodnie czy hospicja. W Częstochowie realizowany jest również program „Ratujemy i uczymy ratować”, dzięki któremu uczniowie szkoleni są z zakresu udzielania pierwszej pomocy.
Na koniec zapytam: dlaczego grasz z WOŚP?
– Pracuję z fantastycznymi ludźmi, więc WOŚP to świetna przygoda, a finalnie pewność, że każde dziecko w Polsce, które się urodzi, uzyskało pomoc od Orkiestry. Choćby taką jak badanie słuchu. Pomoc otrzymuje każdy maluch, bez względu na kolor skóry, wyznanie, poglądy polityczne rodziców.
Czy gdy mija Cię karetka z serduszkiem, czujesz, że zrobiliście dobrą robotę?
– Przyznam, że sam musiałem kiedyś skorzystać z pomocy karetki i akurat trafiła mi się ta „firmowa”. Gdziekolwiek jestem i widzę serduszko, i sprzęt orkiestrowy, jestem z tego dumny. Oprócz tej świadomości, dla mnie WOŚP to przyjaźnie na całe życie i pewien sposób myślenia, który zostaje w człowieku.
Rozmawiała Zuzanna Suliga
Czytaj także: Znak firmowy Sztabu WOŚP Częstochowa? To moneta, czyli mnóstwo dobra za „10 Finałków”