Powiat częstochowski był współgospodarzem Dożynek Powiatowych, które odbyły się w tym roku w Kamienicy Polskiej 23 sierpnia. To święto z natury swojej jest czasem podsumowań. O dokonaniach i perspektywach rozmawiamy ze Starostą Częstochowskim Krzysztofem Smelą
Tadeusz Piersiak. Okazuje się, że mieszkańcy naszego regionu wciąż nie do końca wiedzą, czym jest powiat częstochowski. Ostatnio nawet jeden ze znajomych panów twierdził, że skoro siedzibą Starostwa jest Częstochowa, to i miasto wchodzi w skład powiatu…
Krzysztof Smela. Widocznie trzeba budować świadomość dalej! Powiat częstochowski to 16 gmin – taki wianuszek wokół Częstochowy, ale bez miasta. Ono funkcjonuje na bazie dwóch ustaw: o samorządzie gminnym i samorządzie powiatowym. Czyli równocześnie jest miastem, gminą i powiatem. Tym samym Prezydent Częstochowy jest zarazem Starostą dla Miasta Częstochowy. Natomiast Starosta Częstochowski – bo tak brzmi ten tytuł (nie Starosta Powiatowy czy Powiatu Częstochowskiego) – jest dla 16 gmin dookoła Częstochowy. Od północy to gminy: Kruszyna, Mykanów, Dąbrowa Zielona, Koniecpol, Lelów, Janów, Przyrów, Olsztyn, Mstów, Kłomnice, Rędziny, Blachownia, Konopiska, Starcza, Kamienica Polska, Poczesna. Mamy też – tymczasem, bo będzie więcej – trzy gminy miejskie: Blachownia, Koniecpol i Olsztyn. Na już opublikowanej liście gmin do miejskiego awansu jest też Przyrów.
Powiat częstochowski jest największym powiatem województwa śląskiego i jednym z największych w Polsce. To prawda?
Jeśli chodzi o liczbę ludności – nieprawda. Mamy około 132 tys. mieszkańców i niestety ta liczba się zmniejsza. Jesteśmy w tym względzie na czwartym miejscu w województwie śląskim, a pod względem obszaru – trzecim. W Polsce pod względem liczebności zajmujemy miejsce 11. Czyli powiat jest duży, ale są też takie, które mają ponad 200 tys. mieszkańców, jak również niewiele ponad 20 tys.
Czyli nasz powiat jest bardzo rozległy, nawet jeśli nie rekordowo.
To prawda. Żeby się przemieścić z Blachowni do Koniecpola, trzeba przejechać prawie 70 kilometrów. W relacji północ – południe to trochę krócej, ale i tak prawie 40 kilometrów, a z Kruszyny do Starczy około 50. Musimy zadbać o 577 kilometrów dróg powiatowych, mamy więc czym się zajmować. Drogownictwo to nasz priorytet; czasem musimy zamieniać się na jakieś kawałki z gminami. Bardzo ciężko nam dogadać się w sprawie dróg wojewódzkich Oni – czyli Zarząd Dróg Wojewódzkich – mają swoje racje; my swoje. Według nas niektóre drogi powinny być wojewódzkimi – na razie rację ma silniejszy. Jednak walczymy z nadzieją na sukces.
Jako podróżujący po powiecie widzę, że stan dróg znacznie się poprawił w ostatnich latach…
Mówiłem, że drogownictwo zawsze jest i było priorytetem. Oczywiście, że na początku lat dwutysięcznych to wszystko wyglądało o wiele gorzej. Zaczynaliśmy więc od stanu prawie zerowego, więc widać było efekty. Teraz robimy co roku kilkanaście, czasem kilkadziesiąt kilometrów, kiedy uda się pozyskać nowe środki zewnętrzne. Są też gminy, które mocno nam pomagają w budowie dróg powiatowych. Oczywiście to te, które stać, bo koszt budowy kilometra wzrósł w ostatnim czasie ogromnie. Dawne przymiarki do przetargów dziś trzeba czasem powiększyć o 150 procent. Budujemy więc tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne. Bardzo dziękuję gminom dokładającym się do tych odcinków, ciesząc się, że są jeszcze takie, utrzymujące dobrą kondycję finansową. W partnerstwie zawsze raźniej.
A propos! Z takiego zewnętrznego oglądu wydaje się, że gminy ostatnio są bardziej skore do sąsiedzkiego współdziałania. Choćby budując ścieżki rowerowe…
To prawda. Są to elementy szeroko pojmowanego partnerstwa. Rzeczywiście ścieżki rowerowe są tego najlepszym przykładem. Będą budowane dalej, bo nasz subregion poprzez swoje władze koordynuje takie zamierzenia. Na etapie dogadania się jest kilka gmin w różnych obszarach województwa, przez które będą te drogi rowerowe przebiegać. Właśnie podpisałem taką uchwałę, stworzoną w drodze zdalnego głosowania, dzięki której wspólną drogę rowerową będą budowały gminy: Rędziny, Mykanów i Kruszyna.
Na południu wspólnie zadziałają: Kamienica Polska, Starcza, Konopiska i Blachownia. Podobnie gminy jurajskie: Olsztyn, Janów i Przyrów. Jest potężna moda na rowery. Potężna moda! Nie musiało być nawet sukcesu kolarskiego, choć oczywiście mamy dobrych kolarzy. To moda, która mnie cieszy, bo to piękny sposób na spędzanie czasu wolnego.
Jest u nas dużo rajdów, w których bierze udział po kilkaset osób. Ostatnio byłem na takim w gminie Kłomnice, 10 września będę w gminie Mykanów – już zapowiedziało się około 600. rowerzystów. W dość spokojnym tempie przejedziemy około 40. kilometrów. Może i mieszkańcy Częstochowy dotrą, bo będzie spora promocja. Będziemy jeździć po drogach tzw. poscaleniowych, jakie pojawiły się w różnych gminach. Są one utwardzone i asfaltem, i tłuczniem, świetnie się po nich jeździ.
Czyżby kolejne hobby – wnosić trzeba z tego ożywienia. Wiedziałem, że Starosta Częstochowski jest akordeonistą, a tu nowe zainteresowanie!
Akordeonista – od zawsze. Rowerzysta – odkąd zacząłem jeździć pod ramą w wieku lat kilku. Na wsi rower był powszechnym środkiem lokomocji. Dla odpoczynku wykorzystuję nadarzające się okazje. Jak znajdę grupę do jeżdżenia, to wsiadam na rower i jedziemy. Jak jest grupa do grania – przyłączam się. Nie chodzi o koncertowanie, dla mnie o wiele przyjemniejsze są próby wśród fajnie dogadujących się ludzi. Koncert to kwadrans, pół godziny grania w stresie. Próby trwają trzy, cztery godziny i są czystą przyjemnością dogadywania się w muzyce.
To Grube Ryby czy jeszcze coś?
Grube Ryby to już zespół taki trochę profesjonalny To co prawda amatorzy, ale w części po szkołach muzycznych. Granie w tym składzie to jednak zabawa, może z pewnymi większymi ambicjami. To, co się udało zrobić w Filharmonii Częstochowskiej, to już potężny wymiar. Mamy też jednak taką grupę muzyczną w Starostwie Powiatowym, jest sporo zespołów ludowych poszukujących do akompaniamentu różnego rodzaju instrumentalistów. Z nimi też czasami grywam. Ostatnio sobie pożyczyłem kontrabas, bo wydaje mi się, że po kilku próbach powinienem sobie z nim poradzić.
Po dwóch tygodniach zostałem zaproszony do grania i takie proste utwory udało mi się wykonać. Dla kogoś, kto trochę się orientuje, to jest proste jak jazda na rowerze. Przebrnę ten czas samorządowy i na emeryturze będą sobie pogrywał. Mam kilka instrumentów w domu, więc i kontrabasu się nie boję. Ten instrument tak chodzi koło mnie, że będzie chyba zabawką na lata.
Dobrze, po kulturalnym odpoczynku wracamy do spraw administracyjnych. Czy przykładem takiej dobrej współpracy jest Partnerstwo Północnej Jury?
Trudno byłoby coś lepszego wymyślić. Oczywiście samorządowcy mają podobne problemy i jak się cieszą, to z tych drobnych własnych sukcesów, najczęściej osiągniętych właśnie w układzie partnerskim. Partnerstwo Północnej Jury jest właśnie typowym partnerstwem: 34 podmioty, w tym Miasto Częstochowa i trzy powiaty ziemskie. Najlepiej przepracowane pieniądze w tej poprzedniej perspektywie. To są wyniki krajowe mówiące, że ten subregion najefektywniej w skali kraju wydał zdobyte środki. Oczywiście szykujemy się do nowej perspektywy. Ze świadomością, że praca w niej będzie jeszcze trudniejsza. Jak mówiliśmy, puli pieniędzy nie przybywa, a inflacja znacząco osłabia jej wartość. Trzeba będzie więc plany jakoś ograniczać.
Przygotowujemy jednak cały subregion do perspektywy, która już trwa i powinniśmy już jakieś pierwsze pieniądze wydawać. Wydawanie zacznie się jednak z początkiem roku 2024, choć teraz się już mówi, że raczej w 2025 roku. Nie ma środków KPO i ich przyszłość jest na razie niewiadoma. Nie chcę się tu wdawać w politykę – my musimy jakoś robić swoje! Musimy jednak znacząco ograniczać wydatki bieżące, a to jest największa zmora samorządów.
Wzrost nośników energii robi swoje! Za tym idzie podwyżka minimalnych wynagrodzeń rozniecająca spory o wynagrodzenia z tymi, których regulacja nie objęła, a jako absolwenci wyższych uczelni zarabiają kilkadziesiąt złotych więcej od tego najniższego progu. To poważne dylematy, które wypadałoby rozwiązywać w pierwszej kolejności.
Która sfera przysparza najwięcej problemów? Służba zdrowia, oświata?
Jeśli za dużo się nie majstruje przy oświacie i pozwala się robić swoje dyrektorom, nauczycielom i rodzicom, umożliwia się im podejmowanie własnych inicjatyw – wszystko idzie swoim torem. Oczywiście dyrektor musi realizować założenia programowe, ale po to jest dyrektorem z zakresem kompetencji, żeby wszystko trzymał w karbach. Po to się ceduje na niego uprawnienia, żeby z nich w pełni korzystał. Nie wolno mu ich z nagła zabierać, nie wolno ograniczać jego działań. Każda szkoła ma swoją tożsamość, jeśli się różnią – bardzo dobrze, powinny się różnić. Ręczne sterowanie, zaglądanie w każdy kąt, do niczego nie prowadzi. Jeśli chodzi o służbę zdrowia – jako powiat mamy szczęście. Nasz jedyny szpital – w Blachowni, jest placówka prywatną.
Oczywiście korzysta z naszej działki i zabudowań. Płaci nam czynsz: milion złotych rocznie, uwalniając od problemów z zarządzaniem. Jak się spotykam ze starostami powiatowymi, którzy mają szpitale, czuję się jak wybraniec szczęścia. Kiedy zaoszczędzimy jakiś grosz, możemy coś tam zrobić w majątku trwałym. Szpital sobie dobrze radzi, zdobywa kontrakty. Dyrektor, kiedy z nim rozmawiam, mówi, że lekarze dobrze zarabiają, ale muszą na to zapracować. Jeśli inni im zazdroszczą – niech przyjdą i pokażą, że są dobrzy w zawodzie. Jak chce się zarabiać, to trzeba minimum wypełniać normę 4,5 zabiegu na dobę. Jak się robi półtora, to pieniądze za tym nie idą.
Wszystko da się poukładać, ale trzeba dać ludziom udział w zarządzaniu. Muszą się sprawdzić, poczuć, że skutki ich działań są dobre albo jeszcze lepsze. Tak postrzegam samorządność. Także demokrację. Bo demokracja i samorządność muszą iść w parze. Jak ktoś chce ograniczać samodzielność samorządów gminnych, powiatowych czy marszałkowskich, to znak, że ma problem z rozumieniem idei demokracji.
Problemem są pieniądze. Pieniądze to podatki, podatki to obywatele mieszkający na danym terenie. Tak pojawia się demografia. Jakoś próbujecie się przeciwstawiać spadkowi ludności powiatu, wiecie jakie są jego przyczyny?
Wydawało się, że jakieś programy krajowe spowodują wzrost dzietności. Nie spowodowały, podziałały wręcz odwrotnie. Pieniądz inflacyjny jest słaby. Kiedy go dostajesz, nie jest już tym, jakim był w zamyśle. Nie pojawiły się tanie mieszkania. Nie wzrosły wynagrodzenia. To, że w planie mamy dogonić Szwajcarów, Niemców, Norwegów – super, też bym tego chciał. Wiem, jak te relacje wyglądają, bo bywamy w naszym partnerskim powiecie bodeńskim w Niemczech, Może oni już nie mają tak bardzo potrzeb, bo ich status finansowy jest wysoki. Żeby nasi mieszkańcy zarabiali tak w połowie, już byłoby dobrze (już nie powiem, ile starosta zarabia).
Jeśli więc państwo nie stworzy takich realnych mechanizmów: pobieramy się, mamy tanie mieszkanie, dobrze opłacaną pracę, mamy żłobek, przedszkole, Polki dzieci rodzić nie będą. Zresztą z tymi żłobkami czy przedszkolami w naszym powiecie (szczególnie w gminach podczęstochowskich) już nie jest tak źle.
Tej infrastruktury byłoby więcej, gdyby podatki trafiały do gmin. Państwo jednak łagodzi opodatkowanie – więcej zostaje w kieszeni pracujących, ale gminy mają mniej środków na usługi dla młodych małżeństw. Mnie nie bardzo przekonuje, że wszystkie programy społeczne muszą być narodowe, podczas kiedy to lokalnie najłatwiej rozpoznać oczekiwania mieszkańców i dotrzeć ze wsparciem rodzin do rzeczywiście potrzebujących. Wszystko powinno mieć charakter samorządowy. My wiemy, co robić, nam nie trzeba niczego palcem pokazywać. Wystarczą proste mechanizmy kontrolne, o których skuteczność też łatwiej lokalnie. Wojewoda jako nadzór prawny, Regionalna Izba Obrachunkowa, tak jak dzisiaj to funkcjonuje zamiast mnożenia zastępów urzędników w służbach i organach.
Przy pieniądzach pozostając: mówi się o powiecie częstochowskim, że obok bielskiego ma najwięcej milionerów w województwie śląskim, które też przoduje w takim rankingu. Czyli to jednak bogaty powiat?
Tak, ale milionerzy mają to do siebie, że nie bardzo chcą się dzielić swoimi zasobami. Czytałem takie statystyki, ale nikomu do kieszeni nie zaglądam. Pewnie bez namysłu mógłbym wymienić ze dwadzieścia takich firm w naszym powiecie, gdzie pieniądze chyba są. Skoro umiejętnie prowadzą biznes, ludzie u nich godziwie zarabiają, płacą podatki – to jako Starosta Częstochowski mogę tylko być dumny, że mamy takich współobywateli. Ich podatki i tak idą przez ministerstwo, my nie wiemy w jakiej wysokości.
Wiemy, ile ministerstwo nam finalnie wydzieli, wiemy jakie są nasze potrzeby. Jeśli oświata nas kosztuje – dla ilustracji – 10 milionów, to ja te 10 milionów od ministerstwa chciałbym dostać. Nie 70 procent tej kwoty, bo wtedy trzy miliony muszę dołożyć, zabierając je z innych zadań, np. z drogownictwa. Gdyby państwo wywiązywało się ze swoich zobowiązań, wtedy wiedziałbym: tyle mam, tyle mogę wydać. Nie musiałbym jeździć, rozmawiać w różnych agendach rządowych, łasić się i skomleć.
Może więc województwo docenia ten tak prężny subregion północny?
W naszym województwie znakomita większość decydentów związana jest z Górnym Śląskiem i Zagłębiem. Jeszcze łaskawie patrzą na region beskidzki. Częstochowa od dawna nie była dostrzegana. Obszarem Śląska jesteśmy nominalnie, tak trochę na siłę. To się poprawia. My jednak ciągle mamy takie poczucie, że jak sami się nie pokażemy, sami nie wyrwiemy, to nic nie dostaniemy.
Nasza sympatyczna rozmowa pokazuje, że jest Pan zaangażowany w sprawy powiatu – sam jest Pan jego mieszkańcem. Powiat rozwija się, co widać. Dlaczego więc chce Pan kandydować do Senatu?
Powodów jest wiele. Poznałem tę rzeczywistość samorządową i rządową dość dobrze. Przeszedłem ścieżkę od samego dołu. Jak idziesz do elit rządowych, bez przetarcia w działalności samorządowej, to jakbyś zrobił magisterium, po drodze przeskakując kilka klas podstawówki. Ten brak zawsze kiedyś się ujawni. Ja zaliczyłem tę podstawówkę: jako nauczyciel, dyrektor szkoły, radny sołecki, radny wojewódzki w województwie częstochowskim, starosta. Byłem w strukturach straży pożarnej, w klubach sportowych. Wiem, jakie te relacje rząd – samorząd są, potrafię je ocenić i tę wiedzę spożytkować. Praca w Senacie nie wiąże się z takimi awanturami jak w Sejmie. Tam są ludzie mający świadomość, że to Izba Wyższa Parlamentu i do jej powagi potrafią się dostosować.
Jeśli mieszkańcy mnie wybiorą, będę starał się ich godnie reprezentować. Będę pamiętał o subregionie, ale wtedy chciałbym, żeby moje wsparcie odbywało się na czytelnych zasadach. Niech sprawy ciągną się nieco dłużej, ale w oparciu o transparentne mechanizmy, z możliwością odwołania się od decyzji. Może też uda się poprawiać to nasze szalone prawo. Jeszcze służba zdrowia, oświata. To wszystko temat na osobną rozmowę. Jeszcze dołóżmy sprawy bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego. Są mi one bliskie jako działaczowi Ochotniczej Straży Pożarnej również na szczeblu krajowym. Wierzę, że mogę się przydać, zdecydują wyborcy.
Czytaj także: Startują bezpłatne zajęcia „Profilaktyka poprzez sport”