fbpx

„Na pierwszy mecz Włókniarza zabrał mnie dziadek. Miałem wtedy 3 lata” – rozmowa z Wiktorem Andryszczakiem

 

Pasja, treningi a przede wszystkim ciężka praca prowadzi na szczyt. Dopiero skończył 10 lat, a już zdobył licencję żużlową w kategorii 80/125cc. Wiktor jest pierwszym zawodnikiem UKS Speedway Rędziny, który otrzymał licencję. Jest to historyczna chwila dla klubu UKS Speedway Rędziny.

To niezwykłe osiągnięcie, wymagające zaangażowania, wyrzeczeń, ciężkiej pracy i czasu. Jednak postawa najmłodszych pokazuje, że się da.

Rozmowa z Wiktorem Andryszczakiem

Paulina Stasiak-Balas: Mówi się, że najgorsze są początki. Jaki był Twój początek przygody z mini żużlem?

Wiktor Andryszczak: Na pierwszy mecz „Włókniarza Częstochowa” zabrał mnie dziadek. Miałem wtedy 3 lata. Wtedy też, tata podarował mi motorek – cross pocket. Z jego pomocą zacząłem na nim jeździć. Przygoda z mini żużlem zaczęła się od klubu „Lwiątka” Częstochowa, w którym zaczynałem jeździć i startować w pierwszych zawodach kategorii 50cc.

Masz dopiero 10 lat, a już zdobyłeś licencję w kategorii 80/125cc. Opowiedz o swojej motywacji.

Tak, zdałem egzamin – bardzo się z tego cieszę. Ustaliłem wspólnie z rodzicami i trenerem – Józefem Kaflem, że podejdę do licencji jak będę doskonale przygotowany do niej teoretycznie i technicznie. Wcześniej, jeździłem na motorze o pojemności 125cc, ale prawdziwe przygotowanie zacząłem w czerwcu tego roku. Mój klub – UKS Speedway Rędziny – wybudował tor miniżużlowy w Kamieniołomie Lipówka w Rudnikach koło Częstochowy. Z treningu na trening robiłem postępy, czułem się coraz pewniej na motorze. Im więcej wskazówek otrzymywałem od Trenera Józefa Kafla – tym bardziej starałem się z nich skorzystać. To była prawdziwa motywacja. Coraz lepsze starty w zawodach w kat. OPEN, jazdy pokazowe na innych torach w Polsce, treningi pozwoliły podjąć decyzję o przystąpienie do egzaminu na licencję.

Zdobycie licencji, pewnie wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Jak Tobie udało się to osiągnąć?

Trzeba dużo jeździć, nie tylko u siebie lecz gościnnie w innych klubach. Dzięki temu zdobywa się doświadczenie, poznaje się tory a także styl jazdy innych zawodników. Latem, gdy koledzy spotykali się np. na rowerach, ja często miałem treningi. Przed wyjazdem na tor, muszę się przygotować – skompletować ubranie, ochraniacze, wyczyścić i przygotować razem z tatą motory. Czas dla kolegów jest, ale po sezonie 🙂 Jadąc na zawody lub trening do innego miasta, zdarzało się, że musiałem wcześniej odrabiać lekcje. Wracaliśmy późnym wieczorem a rano do szkoły. Do tej pory wszystko udało się pogodzić. Myślę, że dalej też tak będzie.

Co takiego jest w tym sporcie, że od najmłodszych lat dzieciaki próbują swoich sił w żużlu?

Żużel trzeba kochać. To jest pasja, z której np. ja nie mógłbym zrezygnować – choć miałem kilka bardzo groźnie wyglądających upadków. Ja siadam na motor, podjeżdżam pod taśmę i próbuję wygrać. Fajne jest to, że mogę spotykać osobiście żużlowców, których inni znają z telewizji.

W Twoim wieku rzadko miewa się pasje, które wymagają tylu poświęceń. Masz jakiś złoty środek na pogodzenie szkoły, zajęć pozalekcyjnych i treningów?

Nad tym czuwa mama. Trzeba sobie wszystko poukładać i jest ok. Odrobić lekcje wcześniej, przeczytać lektury, pograć na gitarze, iść na basen, angielski. Układ jest taki, że treningi lub wyjazdy na zawody zależą od tego jak się uczę.

Masz wielu partnerów, którzy pomagają Ci w codziennych zmaganiach. Na ile taka pomoc jest niezbędna?

Żużel jest drogim sportem – sprzęt szybko się zużywa. Często wymieniamy opony, olej, filtry, serwisujemy silniki. Bez wsparcia kilku osób i firm było by nam ciężko. Za pomoc i wsparcie bardzo dziękuję ja i moi rodzice. Wiadomo, że sprzęt chciałbym mieć coraz lepszy 🙂

Szkoła, treningi, wyjazdy, zawody.. Masz już wprawę w godzeniu tak wielu rzeczy?

Myślę, że tak. To już mój 3 sezon, więc można się przyzwyczaić. Wracać w niedzielę w nocy a w poniedziałek na 8 do szkoły. W drodze powrotnej często śpię 🙂

Patrząc na Twoje osiągnięcia i na Twoje przejazdy śmiem twierdzić, że rośnie przyszły mistrz. Jak widzisz swoją przyszłość? Wiążesz ją z tym sportem?

Mówi się, że trening czyni mistrza. Przede mną jeszcze dużo, ciężkiej pracy. A czy będę mistrzem – nie wiem. Chcę jeździć. Fajnie byłoby kiedyś stanąć pod taśmą w Ekstralidze np. z Leonem Madsenem. To mój Idol.

Masz młodszego brata. Chciałbyś, żeby też spróbował swoich sił w mini żużlu?

Pewnie że tak. Choć Leon mógłby być moim mechanikiem 🙂

Co byś powiedział swoim rówieśnikom, którzy może nie do końca wiedzą co mogli by robić, aby zachęcić ich do uprawiania sportu?

Powinni spróbować swoich sił w różnych dyscyplinach. Ja np. trenowałem kick-boxing, akrobatykę, taniec, piłkę nożną, ale to nie do końca było to. Żużel to jest to.

Wiktor to bardzo uczuciowy i wrażliwy chłopak. Rodzice spędzili dużo czasu nad tym by wytłumaczyć mu, że nie zawsze będzie pierwszy, że zdarzyć się może upadek, że sędzia też człowiek i może się pomylić. Jest już zdecydowanie lepiej z radzeniem sobie ze stresem na zawodach. Kilka razy stanął na podium, co znacząco go dowartościowało. Wie, że ciężka praca i słuchanie rad trenera, przynoszą efekty. Przystąpienie do egzaminu na licencję, w tak krótkim czasie – bo po 3 miesiącach jazdy na motorze o pojemności 125cc, spowodowało, że uwierzył bardzo mocno w swoje możliwości i umiejętności. Mało tego, egzamin zdawał w ciężkich warunkach, nie tylko atmosferycznych.

Od przyszłego sezonu ścigać się będzie z miniżużlowcami w wieku od 10 do 15 lat. Zna się z nimi od dawna, w przerwach na zawodach, jeżdżą razem na rowerach czy hulajnogach, oglądają mecze żużlowe na YouTube – są kolegami. Rywalizacja zaczyna się dopiero na torze. Naśladują starszych żużlowców: noszą czapki z ich logo, konieczne są bidony czy inne gadżety, które aktualnie mają np: Pawliccy, Dudek, Madsen, Lindgren., itd. Wiktor w tej chwili zapuszcza włosy, ponieważ chce mieć fryzurę na „Fredkę” (Fredrik Lindgren).

Zawody miniżużlowe odbywają się w: Gdańsku, Wawrowie, Toruniu, Bydgoszczy, Rybniku i Częstochowie, i mamy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości także na naszym torze. Wszystkie te tory Wiktor zna. Na zawody przyjeżdżają całe rodziny, zwykle wszystko odbywa się w klimacie piknikowym – znamy się, spotykamy, a po sezonie nadal utrzymujemy kontakt.

 

[post_gallery]

fot. Tomasz Balas/Panatom.media