Trzydziestu pięciu kupców z Ryneczku Wały Dwernickiego spędziło dzisiejszą noc w częstochowskim urzędzie miasta. Dzisiaj od rana dołączają do nich kolejni sprzedawcy z targowiska. Nie wykluczają, że jeśli nie dojdą do porozumienia z miastem, pozostaną w magistracie na kolejne dni.
Protest związany jest z zapowiedzianym przez władze miejskie przetargiem na dzierżawę targowiska. Piętnaście lat temu Stowarzyszenie Kupców Ryneczku Wały Dwernickiego podpisało z ówczesnym prezydentem Tadeuszem Wroną umowę na wydzierżawienie Ryneczku. W ramach umowy kupcy za piętnastoletnią dzierżawę zgodzili się zainwestować w ten teren, modernizując targ. Teraz gdy piętnastoletni okres dzierżawy się skończył, miasto chce rozpisać przetarg, który wyłoniły kolejnego dzierżawcę. Kupcy tymczasem boją się, że w nowym przetargu nie będą mieć szans, a nowy dzierżawca tak podniesie opłaty, że stracą miejsca pracy.
- Naszym zdaniem to krzywdzące i niesprawiedliwe — twierdzi prezes Stowarzyszenia Kupców Ryneczku Wały Dwernickiego Waldemar Ziaja. – Miasto powinno wziąć pod uwagę fakt, że budowa naszego targowiska ciągnęła się ze względów administracyjnych i uwarunkować terenu aż sześć lat, więc tak naprawdę z tylko piętnastu lat handlowaliśmy tam zaledwie dziewięć. Mało tego, wyłożyliśmy na modernizację aż 12 mln złotych. Mamy więc prawo oczekiwać, że to nam właśnie miasto przedłuży dzierżawę na kolejne lata.
Twierdzą, że ich sytuacja jest inna niż na przykład handlowców z Promenady czy centrum „Jagiellończycy”. Waldemar Ziaja przekonuje, że tamtejsi kupcy mieli dużo lepsze warunki. Budowa ich targowisk-centrów handlowych trwała jedynie około roku, a oni cały czas mogli obok terenu budowy prowadzić handel. - My takiej możliwości nie mieliśmy — argumentuje prezes Ziaja.
Kupców z Ryneczku nie uspokajają zapewnienia miasta, że charakter tego terenu nie zmieni się i nadal będzie on przeznaczony do celów handlowych. - Przetarg, to jedna wielka niewiadoma, co przyznał sam prezydent Matyjaszczyk — mówi Waldemar Ziaja. – Ogłoszenie teraz przetargu i to w dodatku z dzierżawą na dwa lata, to nierówna gra. My już dokonaliśmy tam dużych nakładów, a teraz może przyjść ktoś bez dużego kapitału, kto będzie chciał przez te dwa lata dzierżawy jak najwięcej zarobić i tak podniesie nam opłaty, że de facto pozbędzie się nas stamtąd.
Kupcy apelują, aby miasto dogadało się z nimi. Jak mówią, w grę wchodzi los blisko pół tysiąca mieszkańców Częstochowy. - Tyle osób żyje z tego targowiska — twierdzi Waldemar Ziaja. – To nie tylko sami członkowie naszego stowarzyszenia, ale także ich pracownicy i rodziny.
Dzisiaj ma się odbywać kolejna runda rozmów. Kupcy mimo okresu bożonarodzeniowego zamierzają pozamykać swoje stoiska i w jak największej liczbie przyjść do magistratu.