Koronawirus wpłynął na rynek nieruchomości. Ludzie szukają domów, nie chcą znowu w razie kwarantanny siedzieć zamknięci w blokach
Epidemia koronawirusa wpłynęła na wszystkie branże, także na obrót nieruchomości. Koronawirus zamknął biura nieruchomości mniej więcej na miesiąc. Gdy pojawił się COVID-19, wszystko zamarło, także transakcje związane z nieruchomościami. Kiedy ponownie otwarto biuro pośrednictwa, okazało się, że rynek i oczekiwania klientów nieco się zmieniły.
— Nie pracowaliśmy w czasie obowiązkowej kwarantanny, gdy wszyscy pozostaliśmy w domach — opowiada Ewa Borecka właścicielka biura Centrum Nieruchomości i Finansów. — Ludzie bali się spotykać z obcymi, a dodatkowo zamknięte, niemal całkowicie, były wtedy różne urzędy czy biura notarialne, bez których nie można było dokonać żadnej transakcji. Teraz wszystko już wróciło do normy i ponownie mamy sporo pracy.
Jak zaobserwowali specjaliści, teraz, po obowiązkowej kwarantannie, klienci biur nieruchomości szukają przede wszystkim domów jednorodzinnych lub działek budowlanych. Nie chcą, na wypadek kolejnej pandemii, siedzieć zamknięci w czterech ścianach w bloku.
— W ostatnich miesiącach poczuliśmy, że trudno wytrzymać w zamknięciu, nie mając do swojej dyspozycji ogródka — opowiada Ewa Borecka z firmy CNiF w Częstochowie. — Stąd teraz, jeżeli ktoś dysponuje gotówką lub ma odpowiednią zdolność kredytową, mając do wyboru mieszkanie na przykład z rynku pierwotnego czy dom, woli samemu podjąć się budowy i kupuje działki budowlane.
Na zwiększone zainteresowanie działkami budowlanymi, jak mówi Ewa Borecka, wpływ mają również ostatnie obniżki stóp procentowych lokat bankowych. Wiele osób wypłaciło pieniądze i woli je zainwestować z nieruchomość niż trzymać bez większego zysku na koncie.
Jak opowiada Ewa Borecka, o ile pandemia przyczyniła się do wzrostu zainteresowania zakupem domów czy ziemi, to na najem mieszkań wpłynęła negatywnie. Przez koronawirus z miasta zniknęła największa grupa najemców: studenci, którzy przeszli na nauczanie online, a także obcokrajowcy, głównie Ukraińcym, którzy z powodu pandemii wyjechali z Polski.
— Tutaj możemy się spodziewać spadków cen — opowiada Ewa Borecka. — Nie wiadomo, czy po wakacjach studenci powrócą na stacjonarne studia, a także czy w zakładach pracy pojawią ponownie pracownicy zagraniczni. Może się okazać, że ofert najmu będzie więcej niż chętnych.
Jak wynika z obserwacji biura CNiF, epidemia nie wpłynęła za to na ceny mieszkań w Częstochowie. Zarówno jeśli chodzi o rynek wtórny, jak i pierwotny pozostają one na poziomie lutego-marca i wynoszą odpowiednio: średnio. 4,5 tys. złotych i 5,5 tys. złotych za metr kwadratowy.
— Nie zmieniło się także zainteresowanie poszczególnymi dzielnicami miasta — mówi Ewa Borecka. — Ludzie najchętniej szukają mieszkań na Północy, Parkitce czy Grabówce. Sporo także osób decyduje się na kupno mieszkania na Wrzosowiaku. Raków czy Błeszno tak jak wcześniej są najmniej popularne.
Najczęściej poszukiwane są, tak jak przed epidemią, mieszkania posiadające 2-3 pokoje, o powierzchni 50-60 metrów kwadratowych.
Ofert dotyczących domów lub mieszkań jest sporo, ale niestety nie wszyscy będą mogli tak łatwo jak dotąd z nich skorzystać. Z kupnem wymarzonego M lub domu mogą mieć problemy osoby, które muszą się posiłkować kredytem bankowym.
— Znacznie gorzej wygląda teraz kwestia uzyskania kredytów hipotecznych — informuje Ewa Borecka. —Większość banków mocno zaostrzyła zasady przyznawania środków na zakup nieruchomości i jest o nie trudniej niż jeszcze na początku roku. Chodzi nie tylko o zwiększenie tzw. wkładu własnego klienta, ale także to, w jakiej branży jest on zatrudniony. Niestety zatrudnienie w tych branżach, które okazały się szczególnie wrażliwe na sytuację epidemiczną często dyskwalifikuje osoby starające się o kredyty, nawet jeśli ich zarobki są wystarczające. Mamy jednak nadzieję, że i tutaj niebawem sytuacja się unormuje i banki złagodzą te obostrzenia — dodaje.
(IBS, fot. pixabay)