Karp – ryba wypromowana na Wigilię przez komunistycznego ministra.
Dzisiaj karp jest na równi z choinką czy też
opłatkiem symbolem Wigilii. Jednak mało kto wie, że ryba ta na
naszych bożonarodzeniowych stołach zagościła stosunkowo niedawno
i że zwyczaj ten zawdzięczamy powojennej biedzie i pewnemu
komunistycznemu ministrowi.
Jeszcze przed II wojną światową karpia właściwie nie podawano na wigilijną kolację. Raczono się lepszymi, jak wówczas uważano, rybami, na przykład sandaczem czy szczupakiem.
Powody, dla których unikano karpia na Boże Narodzenie były dwa. Po pierwsze dla części społeczeństwa była to ryba zbyt pospolita i mało elegancka, aby przyrządzać z niej danie na świąteczną wieczerzę, po drugie, niektórym zbyt kojarzyła się z kuchnią żydowską.
Po 1945 roku, gdy wszystkiego brakowało, było
biednie, a rybołówstwo i hodowla ryb ucierpiały w wyniku wojny,
trzeba było zaproponować Polakom coś nowego. Wybór padł wówczas
właśnie na karpia. Hodowla tej ryby była stosunkowo tania i
prosta, więc można było nią szybko zaspokoić potrzeby rynku.
Rząd przystąpił do zakrojonej na szeroką
skalę akcji promocyjnej. Jak podają źródła historyczne, stał za
nią działacz PZPR, członek KC, minister gospodarki Hilary Minc. W
1947 roku w całym kraju pojawiło się nawet hasło zachęcające do
kupowania karpia na święta. Slogan ten brzmiał: „Karp na każdym
wigilijnym stole w Polsce”.
Tak duża akcja propagandowa przyniosła rezultaty i
karp szybko rzeczywiście zagościł na niemal wszystkich wigilijnych
stołach. Upowszechnił się wówczas popularny do dzisiaj w wielu
domach sposób przyrządzania karpia w grubej panierce z mąki i
tartej bułki, smażonego na oleju.
Obecnie rybę tę przygotowuje
się na Wigilię na wiele sposobów. Nie tylko smaży, ale przyrządza
także w galarecie, w wersji wytrawnej lub na słodko z migdałami,
czyli… po żydowsku.
(IBS, fot. pixabay)