„Częstochowa. Życie codzienne i kryminalne w czasach PRL (1970 – 1989)” to nowa książka Jarosława Kapsy – pisarza, dziennikarza, polityka i urzędnika samorządowego, posła na Sejm RP X kadencji, działacza opozycji demokratycznej. To zarazem kontynuacja publikacji sprzed kilku lat, która byłe hitem swojego czasu i zniknęła z rynku. Promocja opowieści o rodzącej kontrowersje współczesności odbędzie się 25 października o godz. 18.00 w Galerii 4 Arte (ul. 1 Maja 27 – wejście od parkingu).
Tadeusz Piersiak: Książka, którą promujesz w tej chwili, jest kontynuacją wydawnictwa dwutomowego poświęconego wcześniejszej historii Częstochowy. Kiedy te tomy zostały wydane, jak długo nad nimi pracowałeś oraz czy – co dla nas ważne – są jeszcze dostępne w sprzedaży?
Jarosław Kapsa: Tamta publikacja była wydana w 2015 roku. Pracowałem nad nią kilka lat, zaczynając gdzieś od 2010 roku. Najtrudniejszym etapem przy każdej z tego rodzaju książek jest zbieranie oraz selekcjonowania materiałów. Tym bardziej, że – jeśli chodzi o pierwszą połowę XX wieku – mamy nadmiar rozmaitych materiałów, które trzeba przejrzeć, odsiewając to, co jest mniej istotne. Niestety ta książka już na rynku nie istnieje, cały nakład się po prostu sprzedał. Jest dostępna jedynie w bibliotekach. Czy wydawca Towarzystwo Galeria Literacka zdecyduje się na wznowienie – o tym pewnie zdecyduje też powodzenie nowej książki.
Kiedy tamta pozycja pojawiła się na rynku, wzrosło zainteresowanie historią przedwojennej Częstochowy. Hitem, który się odrodził przy tej okazji była m. in. historia Szpicbródki, jego włamania do częstochowskiego banku i osadzenia w miejskim areszcie. Nad tamtą książką pracowałeś około pięciu lat. Czy natychmiast po jej ukończeniu zabrałeś się do pracy nad kontynuacją – na kolejnych siedem lat?
– Kiedy skończyłem tamtą książkę, wiedziałem, że będę musiał podjąć pracę nad kolejnym tomem – tym razem poświęconym historii PRL-u. Czasem odkładałem tę pracę, więc trudno powiedzieć, że pracowałem ciągle przez sześć lat. Zbierałem jednak konsekwentnie materiały do nowego tomu.
Czy możesz porównać tryb pracy nad tomami z 2016 roku i tym najnowszym? Bo na promocji w Muzeum Częstochowskim mówiłeś, że ta nowa pozycja jest prekursorska, jeśli chodzi o historię miasta po 1956 roku.
– Tak, na tym polegała też trudność. Jeśli chodzi o okres międzywojenny czy nawet pierwsze 50-lecie XX wieku, to tutaj jest sporo prac. Tamte czasy były już przedmiotem wielu opracowań. Szczególnie cenne są te autorstwa prof. Szweda, prof. Mizgalskiego, także innych historyków Uniwersytetu Częstochowskiego. Jeżeli chodzi o okres PRL-u, takiego dorobku nasz uniwersytet nie ma. Były artykuły bardzo ciekawe, powstałe na Uniwersytecie Śląskim, ale to raczej prace przyczynkowe. Były też liczne publikacje historyków amatorów, jednak również o podobnym charakterze. Całościowego ujęcia życia społecznego tego okresu do tej pory nie było. Druga sprawa: większość materiałów, z których korzystałem, nie była wcześniej spożytkowana przez historyków – ani katowickich, ani częstochowskich; ani przez amatorów, ani przez zawodowców. Pod tym względem moja praca jest prekursorska.
Czyli intensywne poszukiwania w archiwach, również archiwach służb bezpieczeństwa, które nie są powszechnie upubliczniane. Wiadomo, że badacze niezbyt chętnie na tę ścieżkę poszukiwań wkraczali. Dotykali bowiem historii zupełnie współczesnej, którą mamy w pamięci na tyle żywą, że budzi kontrowersje. Nie bałeś się takiego zadania?
– Bałem się! Powiedziałem to na promocji w Muzeum Częstochowskim, że było to jedno z trudniejszych wyzwań. Nie tylko dlatego, że świadkowie wydarzeń jeszcze żyją, żyją ich rodziny, a każdy chce swoją działalność pokazać w jak najlepszym świetle. Chce także nie ujawniać tego, co dla siebie czy dla społeczności częstochowskiej uważa za wstydliwe. W dodatku ciąży na historyku takie przyzwyczajenie dotyczące wychowawczej roli historii – że nie należy pisać jak było, tylko jak być powinno. Na to nakładają się nasze mity.
Bo dla jednych ten okres gierkowski był czasem wspaniałego rozkwitu, kiedy otworzyły się drzwi na Zachód, pojawiła się Coca-Cola itd. Dla drugich – i to zwłaszcza widziałem w opracowaniach robionych przez historyków IPN (Instytut Pamięci Narodowej) – to lata walki Polaków przeciwko obcemu zaborcy, gdzie część narodu jest traktowana w kategoriach kolaboracji z najeźdźcą. Prawda wyglądała zupełnie inaczej! To nie był w latach 70. system narzucony. On był owszem narzucony, ale dużo wcześniej – później zaakceptowany przez większość społeczeństwa. Jeśli więc mówić o faktach, nie można tego przemilczeć.
Mówi się: historia jest nauczycielką życia. Jakieś konkluzje chciałbyś jako autor wyciągnąć z tej maksymy?
– Znowu jest to kwestia rozumienia tego dobrego przysłowia. Dla jednych: Historia nauczycielką życia znaczy tyle, że mamy wychowywać przyszłe pokolenia bohaterów na przykładach dawnych, wyidealizowanych bohaterów. Dla drugich – i do nich właśnie należę – jeśli historia ma być nauczycielką życia, to powinna również ujawniać słabości życia poprzedników. Każdy bowiem buduje doświadczenie na błędach własnych lub cudzych. Historia jest zbiorem tego typu doświadczeń, warto się więc uczyć na cudzych błędach, by nie powtarzać ich w naszej współczesności.
Dziękuję za rozmowę
fot. Muzeum, Częstochowskie 24
Czytaj także: Szkoła przy ul. Sobieskiego. Gmach pełen wspomnień i tajemnic