90. lat miałby Tadeusz Chabrowski, gdyby śmierć nie przyszła po niego 22 grudnia 2016 roku w Nowym Jorku, gdzie mieszkał. Był na pewno jednym z najwybitniejszych poetów związanych z Częstochową. Jego pamięć uczciła w Muzeum Częstochowskim grupa bliskich, przyjaciół i czytelników 13 listopada – dwa dni po rocznicy urodzin.
Inicjatorem małej uroczystości była Romualda Chabrowska, towarzyszka życia malarza Stefana Chabrowskiego – brata poety. Dziękowała za wsparcie dyrektorce Muzeum Częstochowskiego Katarzynie Ozimek, prof. Elżbiecie Hurnik, Tadeuszowi Luterkowi i duetowi wiolinistycznemu oraz Markowi Ślosarskiemu, którzy muzyką i poezją Chabrowskiego uświetnili wieczór. Katarzyna Ozimek – jak prawdziwy gospodarz – nadawała tok spotkaniu. Prof. Hurnik przybliżyła postać jubilata i jego twórczy dorobek. Zrobiła to w sposób możliwie zwarty, ale i tak skrót nie pomieściłby się w medialnej nocie. Tadeusz Luterek – również poeta – odnosił się do życia literackiego miasta toczącego się ostatnio pod hasłem: „Poezja jest najważniejsza”. Sytuował w nim bohatera wspomnieniowego wieczoru.
Rzec można, że Tadeusz Chabrowski jest wielkim nieobecnym lokalnej literatury. Wyrastał poza nią jednak nie tylko geograficznie. Z Zakonem Paulinów związał się w 1951 roku jako siedemnastoletni absolwent Gimnazjum im. Sienkiewicza. W latach 60. był oddelegowany do tworzenia Amerykańskiej Częstochowy. W Polsce, Anglii, Irlandii i USA ukończył filozofię, polonistykę, socjologię i wreszcie optykę. W 1967 roku porzucił zgromadzenie, wstępując w związek małżeński. Jako człowiek świecki podjął wraz z żoną działalność biznesową, ale też wydawali miesięcznik „The Voic. Polish-American Media”. W USA stał się postacią ważną dla środowisk polonijnych, powierzono mu m.in. funkcję wiceprezesa Komitetu Parady Gen. Pułaskiego w Nowym Jorku.
Jako poeta debiutował w 1960 roku w Tygodniku Powszechnym. Pozostawił po sobie kilkanaście tomów poezji i dwie książki prozatorskie. W swojej poezji – jak i w duszy – wciąż klęczał przed Czarną Madonną, przemierzał korytarze Jasnej Góry, ale też wędrował ulicami miasta swojej młodości. Był przedstawicielem nurtu poezji kapłańskiej – jak ks. Jan Twardowski. Zbudował jednak swój własny poetycki świat, w którym uniesienia mistyczne mają miejsce równie ważne jak miłość do kobiety, powaga opisywanego świata zaś rozrzedzona jest dobrotliwą ironią właściwą optyce autora.
Podobnie jak ilość miejsc studiów i uczelni, na których wykładał, stowarzyszeń (PEN Club Polska), do których należał, są nie do wyliczenia. Podobnie rzecz się ma z wyróżnieniami i nagrodami Tadeusza Chabrowskiego. Do nich należy na pewno włączenie jego wierszy do autorskiej antologii Karla Dedeciusa. Także pojawienie się dwóch kaset z rejestracjami audio znakomitych wykonań, godzinny dokument poświęcony autorowi. Jest laureatem (dwukrotnym: 1965 i 1971) Nagrody Fundacji Kościelskich w Szwajcarii, amerykańskiej nagrody World of Poetry Press (1990).
Otrzymał też Nagrodę Prezydenta Miasta Częstochowy (1993). O przywiązaniu Tadeusza Chabrowskiego do świata dzieciństwa i młodości opowiadał urzędujący wówczas szef miasta Tadeusz Wrona. O życzliwości poety dla częstochowian (uczniów IV LO im. Sienkiewicza) pojawiających się w Nowym Jorku wspominał Aleksander Cieślak. Tadeusz Piersiak z kolei przywoływał z pamięci liczne wizyty jubilata w Gazecie Wyborczej oraz OPK Gaude Mater i godzinne z nim rozmowy przy tych okazjach. Zapewniał, że Chabrowski nie tylko wielkim poetą był, ale też sympatycznym człowiekiem i mądrym rozmówcą o rozległych życiowych doświadczeniach. Który kochał Częstochowę, choć na dnie tego uczucia zalegało też sporo goryczy.
Tadeusz Piersiak, fot.: Muzeum Częstochowskie
Czytaj także: Muzeum Częstochowskie. Przeszłość bardzo nowoczesna