Piszecie dużo w Waszej Gazecie o sukcesach piłkarzy, siatkarzy, żużlowców czy szpadzistów – napisała do Redakcji pewna Czytelniczka. Tymczasem na międzynarodowe zawody wyjeżdżają częstochowianki i wracają z tytułami mistrzowskimi oraz pucharami. To tancerki z grupy Celtomania.
Na ostatnich zawodach we Wrocławiu były w marcu we trzy: Natalia Białas, Marta Sośnicka i Izabela Szymanek. Stamtąd przywiozły kilka pucharów – trzy za pierwsze miejsca i jeden za drugie.
Zawody odbywają się w każdym kraju europejskim raz w roku – dowiadujemy się od Sylwii Nowak, najbardziej doświadczonej tancerki Celtomanii. Wszystkie mają rangę międzynarodową. Do Wrocławia przyjechali więc też tancerze z całej Europy. W Polsce poprzednie mistrzostwa odbyły się w Gdyni, najbliższe zagraniczne planowane są w Monachium. Częstochowianki nie jeżdżą na wszystkie. Po pierwsze – to koszty w przypadku wyjazdów zagranicznych, po drugie – trzeba być naprawdę solidnie przygotowanym.
– Najwięcej pucharów w naszym zespole i tak zdobyła Sylwia – wtrąca Iza Szymanek.
– Ale to już było, może wróci jeszcze uśmiecha się. W Polsce od 2015 r. byłam na zawodach trzy razy i raz za granicą. Tylko raz nie wróciłam z pucharem, zajęłam trzecie miejsce.
Dobra ocena w zawodach – to (jak we wszystkich konkurencjach tanecznych) także estetyka stroju uczestniczki. Gdyby częstochowianki chciały sprawić sobie kostiumy z prawdziwego zdarzenia, wydałyby fortunę. Której nie mają. Korzystają więc ze strojów bardzo skromnych. Jeden służy im od 2015 roku, kiedy Sylwia uszyła go na pierwsze zawody. Tymczasem w wyższych kategoriach wymagane są już stroje ściśle określone regulaminem (łącznie z perukami). To już kosztuje. Nie da się też obejść wydatków związanych z baletkami czy butami do stepu. Są bardzo drogie. Do tego każdorazowo trzeba dołożyć cenę spalonej benzyny, niezbędnych noclegów. Za udział w każdej konkurencji też wymagane jest wpisowe.
– Chwilowo nie mamy sponsorów – mówi Iza. – Chwilowo, czyli nigdy nie mieliśmy. Tymczasem dla nas 5.000 zł to ogromne pieniądze. W zamian przecież mogłybyśmy się odwdzięczyć występami na imprezach firmowych lub rodzinnych sponsora. Możemy zamieścić jego baner na naszych stronach na Facebooku i na wixsite.com, postawić na scenie podczas występów. Czasem zarabiamy niewielkie pieniądze na weselach. Wiemy, gdzie mogłybyśmy wypożyczyć nieużywane przez innych tancerzy buty do stepu. Nie znalazłyśmy tam jednak zrozumienia, a buty leżą. Więc dziewczyny: Marta i Natalka tańczą cały czas w butach Sylwii, które kiedyś tam sobie kupiła.
W planie członkinie zespołu Celtomania mają wystąpienie do władz miasta o wsparcie ich jubileuszu. W przyszłym roku zespół będzie miał już 10 lat. W tym czasie tak wiele razy występował społecznie na miejskich estradach z okazji Dni Częstochowy czy innych świąt, na imprezach charytatywnych. Oczywiście sponsor też by się przydał.
Częstochowską grupę założyły w roku 2014 trzy dziewczyny: Bernadeta Jędrzejczyk (wyjechała do Irlandii), Joanna Skrzeszowska i Sylwia Nowak, którą zastajemy na próbie zespołu w sali Studia Step by Step. Jej koleżanki już niestety nie tańczą. Ona też wróciła po przerwie: dzieci i inne zobowiązania. Zaczynały w Snake Dance, potem ćwiczyły w Centrum Promocji Młodych i w OPK „Gaude Mater”.
– Najpierw tańczyłam w Rewii Akcent, w której było dużo różnych tańców – wspomina Sylwia. – Mnie najbardziej spodobał się taki podobny do irlandzkiego. Później znajomy pokazał mi sławny musical „Lord of the Dance”, w którym tańczył Michael Flatley. To właśnie on rozpowszechnił taniec irlandzki na całym świecie. Mnie też ta forma bardzo się spodobała, więc dołączyłam do już uprawiającej ją grupy w Częstochowie. Po jakimś czasie chciałam się dalej rozwijać i znalazłam zespół na Śląsku. Dojeżdżałam do Katowic, później do Krakowa, wreszcie do Warszawy.
W tej chwili grupę zaawansowaną Celtomanii tworzy na stałe sześć osób: Izabela Szymanek, Sylwia Nowak, Natalia Białas, Marta Sośnicka, Karolina Wolna i Edyta Liberda. Cztery tańczą pokazowo. Wcześniejsza podbudowa taneczna bardzo się przydaje. Okazuje się, że np. Iza zaczynała od baletu, potem próbowała tańca nowoczesnego i towarzyskiego, cheerleaderingu i hip-hopu. Dopiero jednak Irish Dance ją urzekł i jest mu już kilka lat wierna.
– Na warsztaty może przyjść każdy – tłumaczy Iza, która obecnie szefuje sekcji irlandzkiej. – Czasem pojawiają się panowie, ale w grupie pokazowej jeszcze żadnego nie mamy na stałe. Treningi odbywamy w Step by Step raz w tygodniu; początkujący – godzinne, zaawansowani – półtoragodzinne. Każdy ćwiczy też w domu. Ideałem byłoby gdyby codziennie, ale to chyba na razie cel niedościgły.
Dla początkujących prowadzone są w „Gaude Mater” w poniedziałki o godz. 18.00 spotkania grupy Balfolk, zabawowo-folkowej, gdzie pokazywane są tańce z całego świata, prowadzące ku irlandzkiemu. Są tam tańce szkockie, izraelskie, węgierskie czy amerykańskie. Przychodzą dorośli obu płci i małe dzieci.
– Tam panuje pełen luz – dodaje Agnieszka Wypchlak, koordynująca te zajęcia. – Każdy angażuje się na ile ma ochotę. Robimy też zabawy otwarte, takie potańcówki przy różnych okazjach, przede wszystkim na Świętego Patryka. Czasem idziemy z nimi do szkół. To rodzaj promocji. Na poniedziałkowych zajęciach rotacja jest dosyć duża. Część ludzi przychodzi, żeby popatrzyć, spróbować sił. Niektórzy z nich zostają.
Są tacy, co przychodzą tylko na potańcówki, nawet przyjeżdżają z Katowic, z Warszawy… Jeśli ktoś ma ochotę doskonalić się – później jest już grupa pokazowa skupiona na Irish Dance. Jej członkowie szyją sobie różne fajne stroje, na występy układa się specjalne choreografie. Wreszcie pojawia się forma sportowa, prezentowana na zawodach. Jak w sporcie, są: tytuły, puchary, klasyfikacje i awanse. Mnie takie uprawianie tańca najbardziej imponuje.
Atmosfera w zespole musi być dobra. Celtomania ma przecież nawet jedno skojarzone małżeństwo. Niestety małżonkowie wyjechali na Wyspy Brytyjskie. Co prawda nie do Irlandii, ale do sąsiedniej Szkocji. Czy tańczą, nie wiadomo. Wiadomo za to – o paradoksie! – że z tańczących w zespole nikt jeszcze nie był w Irlandii. Więc ich miłość do Irish Dance jest czysto platonicznym uczuciem. Tym bardziej godnym podziwu.
Tadeusz Piersiak
Czytaj także: „Oszustka” w Kłobucku. O swojej debiutanckiej powieści opowie Aleksandra Śmigielska