fbpx

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA]

– Oczywiście nie wszystkim musi podobać się Muniek Staszczyk. Mnie się podoba to, jakim jest – o tym, jak to jest być mamą rock’n’rollowca opowiada Anna Staszczyk.

Muniek mówi o sobie „chłopak z Rakowa”, Pani z mężem – Panem Tomaszem – mieliście zawsze inny pogląd na tę dzielnicową kwestię.

Anna Staszczyk: Od pokoleń związani jesteśmy z Częstochową. Ja pochodzę z Zawodzia, mąż z Ostatniego Grosza. Najpierw mieszkaliśmy na moim Zawodziu, wyprowadziliśmy się stamtąd, gdy Zygmuś miał cztery lata. Zawsze powtarzamy, że rodzinnie jesteśmy z Ostatniego Grosza. To, podobnie jak Raków, robotnicza dzielnica.

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 2
Anna, Muniek i Tomasz Staszczykowie (fot. z archiwum Anny Staszczyk)

„Jestem chłopakiem z drugiego bloku, tata na hucie, a mama w spożywczaku” śpiewa syn w piosence „Sieroszewskiego”. Tradycji artystycznych w rodzinie nie było?

– Ani w mojej rodzinie, ani męża. Nikt nie miał ciągot do śpiewu, muzykowania, tańca czy teatru. Wszyscy stawiali na pewne zawody.

Czy w dzieciństwo coś wskazywało na to, że syn zostanie zawodowym muzykiem?

– Absolutnie! Mało tego, Zygmuś w dzieciństwie był bardzo bojaźliwy. Trudno byłoby wyobrazić go sobie na scenie, przed publicznością. Chyba już we wszystkich wywiadach wspominałam, że bał się… telewizora. Mama męża miała telewizor. Przyjechaliśmy do niej w odwiedziny, Zygmuś był wówczas malutki. Zobaczył, że coś się w telewizorze rusza… i krzyknął: „babcia, boi, boi”. Teściowa musiała szybko zgasić telewizor. Ta reakcja na pewno nie zwiastowała, że będziemy go kiedyś oglądać na ekranie.

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 3
Muniek i Tomasz Staszczykowie (fot. z archiwum Anny Staszczyk)

Jak już wspominałyśmy, Wasze zawody były pewne.

– Mąż po maturze poszedł do pośrednictwa pracy. Nigdy nie miał do czynienia z pracą fizyczną. Potem skusili go pracą w hucie. Wydawało się, że nie pasuje do tej roboty, niemniej został tam aż do emerytury.

Ja pracowałam w handlu blisko 40 lat. Byłam kierowniczką i też pozostałam na stanowisku do końca. Nawet dwa lata dłużej, bo pracowałam jeszcze na emeryturze.

W sklepie pytali, czy Pani jest mamą tego Muńka?

– Tak. Niedowierzali, że to prawda. Pamiętam, jak przyszłam do biura PSS „Jedność” na Wolności, miałam coś załatwić w kadrach, a tu w radiu słychać, jak Zygmuś śpiewa. Ja zachowałam kamienną twarz, taka już jestem, nie chwalę się na prawo i lewo. Piosenka leci dalej, a tu ktoś wchodzi do biura i mówi: o, syn Twój śpiewa. Wszyscy mieli oczy jak te pięć złotych i pretensje, że im o tym nie powiedziałam. Potem już wszyscy wiedzieli.

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 4
Rodzinne zwiedzanie wystawy „Muniek Story” w częstochowskim ratuszu (fot. Marcin Szpądrowski)

Muniek często podkreśla to, że zdolności kierownicze ma po mamie. Wykorzystuje je jako lider zespołu.

– Zawsze mówi: Mamuś, mam to po Tobie. Fakt, zawsze potrafiłam pracować z ludźmi. W moim sklepie było dziecięciu pracowników, do tego liczne uczennice. Brałam odpowiedzialność za niemal 20-osobowy zespół. Nigdy nie chodziłam do centrali na skargę. Swoje sprawy załatwiałam zawsze na własnym podwórku. Wszystkie konflikty łagodziłam. O kierownikach po latach mówi się różnie, tym bardziej mi miło, gdy słyszę od byłych pracownic, że byłam ich najlepszą kierowniczką.  Podobne zasady przekazałam synowi.

Zawodu nie przejął jednak po żadnym z rodziców. Chociaż mąż podobno liczył, że Muniek skończy technikum hutnicze?

– Chciał, żeby syn miał dobry zawód. On zamiast technikum wymarzył sobie liceum. Nie widziałam go jednak ani w tym zawodzie technicznym, ani jako nauczyciela. Jego wychowawca, pan Kucharski, polonista, zawsze powtarzał, że syn jest zdolny, ale w głowie ma już zespół a nie naukę. Z lekcji albo się zrywał, albo zasypiał na pierwszą godzinę. My chodziliśmy wcześnie do pracy, dzwoniliśmy więc do domu (mieliśmy już bowiem telefon), żeby go obudzić, by nie zaspał. Dzwoniłam ze sklepu, mówiąc: wstań, kochanie, Zygmusiu, bo już ta godzina. On odpowiadał tylko: dobrze. W jego pokoju nad łóżkiem była półka, na niej telefon. Odkładał słuchawkę i spał dalej. Na śpiąco nie trafiał w widełki, więc później dodzwonić się już nie dało…

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 5
Spotkanie w sali reprezentacyjnej ratusza (fot. Marcin Szpądrowski)

Kto chodził na „dywanik” do szkoły?

– Przeważnie mąż, choć i ja chodziłam. Ileśmy się od pana Kucharskiego nasłuchali! Ale ogólnie Zygmuś miał szczęście do ludzi. Lubili go tam.

To w słynnym „IV LO” narodził się „Muniek”. Dla Państwa zawsze był Zygmusiem?

– Podczas lekcji śpiewu, nauczyciel zwrócił się do syna: Zygmunt, Zygmuniek, będziesz Muniek. I tak się przyjęło. My zaś od małego mówiliśmy: Zygmuś. To ukochany jedynak. Chociaż zdarza mi się powiedzieć do niego „Muniek”, ale rzadko.

W ogóle zamiast Zygmusia miał być Marek. Moja teściowa bardzo kochała męża Zygmunta. Tata Tomasza zmarł w latach 50. Jak okazało się, że urodził się chłopak, bardzo nalegała na imię po dziadku. W tym szoku poporodowym nie umiałam się przeciwstawić. Uznałam: niech będzie. Na drugie ma Marek. Dziś już sobie nie wyobrażam Marka Staszczyka. Myślę, że to imię przyniosło mu szczęście.

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 6
Anna Staszczyk prezentuje płytę „Hau!Hau!” (fot. Robert Jodłowski)

Fakt, że syn jest jedynakiem, chyba pozwolił Wam jakoś „przetrwać” jego młodość. Jak na tamte czasy Muniek ubierał się dosyć oryginalnie…

– Co my przeżyliśmy! Koleżanki, sąsiedzi ciągle zwracali nam uwagę: jak on się ubiera, jak bezdomny. Jedyną w rodzinie, która go rozumiała, była córka mojej siostry. Mówiła: ja go rozumiem, to taki wiek, taka moda. Chodził w starych płaszczach męża, wyciągał ubrania z piwnicy, z komórki. Mówił, że wszystko mu się przyda. Ja chciałam, żeby chodził zadbany. W Peweksie kupiłam mu kiedyś taką elegancką koszulkę. W ogóle nie chciał jej przymierzyć, gdyby była niedobra, mogłabym ją wymienić. A on ciągle: zaraz i zaraz. Termin minął, koszulka została, oddać jej nie mogłam, to sama w niej chodziłam. Syn ciągle powtarzał: mamo, ja nie lubię takich szpanerskich ubrań. Zostało mu to do tej pory.

W „Motorniczym” nawet śpiewa: „nienawidzę modnych ciuchów”. Zawsze był pod prąd?

– Zawsze. Polonistykę też studiował z dziewięć lat. Chciał rzucać studia, bo zespół. Mąż jak mantrę powtarzał mu jednak: musisz skończyć studia, musisz mieć wykształcenie, jak zacząłeś, musisz skończyć. Ja uczyłam syna odpowiedzialności za innych, bycia kierownikiem zespołu, a mąż – konsekwencji. Dobrze wyszło. Jest absolwentem polonistyki, teksty pisze do dziś i śpiewa je cała Polska. Choć nigdy nie sądziłam, że ta muzyka przemieni się w zawód, z którego będą pieniądze. Wyglądało to bardziej na hobby, takie na chwilę.

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 7
Muniek i Tomasz Staszczykowie zwiedzają hutę (fot. Grzegorz Skowronek/czestochowa.wyborcza.pl)

Ta chwila trwa już od 40 lat… Kiedy po raz pierwszy zobaczyliście syna na scenie?

– Ze Szwagierkolaską, ulubionym zespołem męża, widzieliśmy Zygmusia na scenie filharmonii. Cała rodzina się wówczas stawiła. Syn zaznaczał, że piosenkę „Apaszem Stasiek był” Grzesiuka, czyli to słynne „Hanko”, nagrał dla mnie. T.Love słuchaliśmy zaś w plenerze, np. na Dniach Częstochowy.

Ma Pani wszystkie płyty syna: od wspomnianej Szwagierkolaski po pełną dyskografię T.Love. Ma Pani ulubione piosenki?

– Oczywiście. Zygmuś zawsze przesyła mi płyty z dedykacją. Mam każdą, którą nagrał. Każdą przesłuchałam. Pamiętam nawet teksty. Ja osobiście bardzo lubię „Dzieje grzechu”, które nagrał z Anną Marią Jopek na solową płytę. Mam także ogromny sentyment do nagranej wspólnie ze Stanisławą Celińską – „Wielkiej słoty”. Zygmuś śpiewa tam takie przejmujące „mamo, wracaj”. Zawsze mnie to wzrusza. Wiadomo, to takie piosenki bardziej pasujące do mojego wieku.

Ale T.Love również bardzo lubię. Wiele razy przesłuchałam najnowszy album „Hau! Hau!”, który ukazał się już po śmierci męża. Wersji roboczej słuchaliśmy jeszcze razem. Od początku bardzo spodobała mi się „Pochodnia”, którą Zygmuś śpiewa z wokalistką Kwiatu Jabłoni. Gdy słucham tych tekstów, jestem dumna.

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 8
Anna Staszczyk (fot. Robert Jodłowski)

Zna Pani wszystkie szczegóły…

– Znam. Śledzę to. Pamiętam tytuły, to z kim śpiewa, z której płyty pochodzi jakaś piosenka. Mąż tak tego nie spamiętywał. Oceniał tylko na zasadzie, która piosenka mu się podoba bardziej, która mniej.

Powodów do dumy jest wiele. Także w Częstochowie. Była i wystawa w ratuszu, i tytuł „Człowieka 25-lecia” przyznany przez czytelników „Gazety Wyborczej”. Na wszystkich tych wydarzeniach byliście obecni. Pamięta Pani jakąś szczególną chwilę?

– Wiele ich było. Na pewno bardzo ważnym momentem było to, gdy prezydent Komorowski odznaczył syna Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zdjęcie z tego dnia trzymam na komodzie.

A czy syn kiedyś się wahał, że może obrał złą życiową drogę, że muzyka to nie to?

– Nigdy. Zawsze wierzył w to, co robi. Ja mogłam się martwić, wątpić. Zastanawiać się, czy będą dalsze koncerty, czy ludziom się to spodoba. Zygmuś – nigdy. To jego życie.

Ludziom się podoba. Fanów nie brakuje. Za co tak – Pani zdaniem – lubią T.Love?

Często się nad tym zastanawiam. Słuchają go i bardzo młodzi, i nieco starsi, i ci dużo starsi. Gdy chodzimy na zakupy do Jagiellończyków, a wcześniej był jakiś koncert w telewizji, to słyszę od razu: oglądałem, bardzo mi się podobało. To miłe. Przed koncertami Zygmuś zawsze dzwoni, podaje datę i mówi: Mamo, oglądaj.

Anna Staszczyk, mama Muńka: Syn zawsze wierzył w to, co robi. To jego życie [ROZMOWA] 9
Anna Staszczyk prezentuje płytę „Hau!Hau!” z autografem syna (fot. Robert Jodłowski)

Pyta potem: jak było?

 – Nie. Czeka, aż sama coś powiem. Nie na zasadzie, że pochwały, bo jak coś mi się nie spodoba, to mu otwarcie mówię. Nie jestem ślepo zapatrzoną mamą jedynaka. Czasami trzeba syna skarcić. Ale jak jest dobrze, zawsze mu o tym mówię. Wszystko musi być wyważone, a dzieci muszą wiedzieć, że jesteśmy z nich dumni.

Jak to być mamą rock’n’rollowca?

– Fajnie. Oczywiście nie wszystkim musi podobać się Muniek Staszczyk. Mnie się podoba to, jakim jest.

Przy każdym pobycie w Częstochowie Muniek wraca na Sieroszewskiego?

– Odwiedza mnie, gdy tylko może. Ma do kogo wracać. Dzwoni z zapowiedzią i zawsze prosi, żebym zrobiła te owiane legendą roladki z wołowiny. Jak ja się przy nich narobię! Ale on je uwielbia. Wołowinka musi być pokrojona na plastry, skropiona cytrynką i odstawiona na noc. Potem rozklepię ją na płasko, smaruję musztardą, dodaję pół łyżeczki masła, ogóreczka, cebulkę, kawałeczek chleba (bo to taki sosik chlebowy musi powstać), konfiturę z pigwy… I każdy plasterek tak smaruję, zawijam, spinam wykałaczkami. Wołowinę zawsze u pana Jarka kupuję. To rówieśnik Zygmusia, wiec mu czasem synkuję. Roladki muszą być zawsze, ale czego matka nie zrobi dla syna.

Muniek przyjeżdża do Częstochowy, a Pani przez kilka lat jeździła do Warszawy. I to własnym samochodem…

– Prawo jazdy zrobiłam, gdy miałam 63 lata. Wszystkich zaskoczyłam! Teorię zdałam szybko, ale do egzaminu praktycznego podchodziłam cztery razy. Niemniej od 20 lat mam uprawienia. Wcześniej do Warszawy jeździliśmy pociągiem, a oni z Martą odbierali nas z dworca. Jak zaczęłam prowadzić, to jeździliśmy tylko samochodem. Trudniej się jeździ po centrum Częstochowy niż trasą do stolicy. W mieście to co się rozpędzisz, musisz stanąć.

Mąż nie miał prawa jazdy, to nigdy się nie wtrącał. Jazda z takim marudzącym facetem, który ciągle krzyczy „jak jedziesz!?” byłaby nie do zniesienia. Mój nigdy się nie mądrował. Muńka na początku też do prowadzenia nie ciągnęło. Zrobił uprawienia, jak był już żonaty.

Dziś nadal jeżdżę samochodem, choć 28 sierpnia skończę 83 lata. Zmieniłam auto i bardzo się z tego cieszę. Choć do Warszawy już się nie wybieram.

Wasze wyprawy sięgały jednak znacznie dalej. Z synem zwiedziliście chyba spory kawałek świata?

– Tak, zabierał nas na różne dalekie wycieczki. Odwiedziliśmy razem m.in. Maltę, Maroko, Maderę, Gruzję… Mamy mnóstwo wspomnień. I wszędzie spotykało się Polaków. Czasami  ledwo wyszliśmy z samolotu, a już słyszeliśmy: panie Muńku, możemy zdjęcie. To miłe. Publiczność jest najważniejsza. Na popularność nie można narzekać.

Rozmawiała Zuzanna Suliga

Czytaj także: Muniek Staszczyk: Zanim wyjdziesz do ludzi, musisz zadać sobie pytanie, po co to robisz [ROZMOWA NA 40-lecie T.LOVE]