fbpx

Sekrety miasteczka Raków

Grzegorz Basiński zgodził się zostać przewodnikiem Czytelników Gazety Regionalnej po Starym Rakowie. Sam wychował się w bloku obok Rezerwatu Archeologicznego przy Alei Pokoju. Choć babcia, mieszkanka hutniczych domów robotniczych mówiła mu, że Aleja Pokoju to nie Raków, nasz przewodnik rakowianinem jest całą duszą. „O te bruki podarłem kolana, grając dzielnie na lewej obronie” – nasz rozmówca przytacza tekst znanej piosenki zapewniając, że to opis jego dzieciństwa (też jest lewonożny). Jest rozmiłowany w dziejach Starego Rakowa, a przy okazji RKS-u „Raków”, którego jest wiernym fanem i kronikarzem. Opowieści i smaczki związane z przeszłością tej starej dzielnicy przy torach kolejowych przepowiadali sobie z Romanem Sitkowskim, autorem książki o Rakowie, sąsiedzie pradziadków Cecotów i dziadków Grzegorza w jednym z „familoków” przy ul. Limanowskiego.

Z Grzegorzem Basińskim spotykamy się przed budynkiem Miejskiego Domu Kultury przy ul. Łukasińskiego.

– Dlaczego stąd rozpoczynamy wycieczkę po starym Rakowie? Bo to jest serce i zarodek hutniczej dzielnicy – mówi historyk. – Ten pałacyk w stylu francuskiego baroku zbudowany został dla właściciela huty Bernarda Ludwika Hantkego. Był on równocześnie inicjatorem budowy osiedla z domami dla robotników, majstrów i inżynierów wraz z całą otoczką usług. Oczywiście hutniczy potentat z Rakowa nie pochodził. Był pochodzenia żydowskiego, przeszedł na ewangelicyzm. Jest pochowany na cmentarzu wyznaniowym w Warszawie, gdzie jego grobowiec pięknie się zachował.

Co ciekawe, dowiedziałem się o tym od trenera Śledzia – pierwszego dyrektora Akademii Raków z klubu Raków, który obecnie pracuje w Legii Warszawa. Hantke był już wcześniej właścicielem wytwórni narzędzi rolniczych, gwoździ i drutu w Zagłębiu Dąbrowskim. Do tej produkcji potrzebował stali. Kupił więc pod Częstochową grunty przy rzece, w pobliżu kopalń rud żelaza, blisko wydobywającego węgiel Zagłębia, z którym miały doskonałe połączenie kolejowe. Była tu siła robocza z tego maleńkiego przysiółka w gminie Huta Stara i z okolicznych wsi. W latach 1896 – 1902, niemal równolegle z tworzeniem huty powstała i ta siedziba właściciela, w której jednak Bernard Hantke nie zdążył zamieszkać, bo nie dożył końca budowy.

Stoimy przed wejściem do pałacu, które udekorowane jest dwoma lwami pilnującymi schodów. Ku mojemu zdziwieniu dowiaduję się jednak, że to nie było wejście paradne – takie mieściło się z drugiej strony budynku. W czasie wojny, gdy pałac został zajęty przez okupantów, ci wybudowali sobie tam letni basen kąpielowy i otoczyli go parkanem (to dzisiejsza pływalnia, zadaszona po wyzwoleniu). Główne wejście straciło wtedy swoje znaczenie.

Tuż przy pałacu, bliżej ul. Łukasińskiego, wśród majowej zieleni widać ceglany, mniej imponujący budynek. To willa dyrektora huty. Tam – okazuje się – mieszkał m.in. otoczony najwyższym szacunkiem dyrektor Tomasz Szwejkowski zarządzający zakładem do wojny. Później jako hutnik spełniał się jego syn – Andrzej Szwejkowski.

– To kolejna legenda Rakowa – dodaje Grzegorz Basiński. – Był prezesem klubu żeglarskiego ENIF, który początkowo miał siedzibę na Kucelinie. Dopiero w latach 70. przeniósł się na zbiornik w Poraju. Dzięki panu Andrzejowi rzesze hutników nauczyły się wypoczywać pod żaglami. On sam ma ponad 80 lat i wciąż działa. Na Kucelinie mój starszy brat zdobył patent żeglarski, a teraz w klubie instruktorem jest nasz kuzyn.

Przy wjeździe na teren pałacowy kolejny ceglany obiekt. To dawna wozownia, po wojnie służąca za siedzibę hutniczej orkiestrze dętej. Babcia naszego przewodnika pamięta i ze wzruszeniem opowiada, że w styczniu 1945 roku, kiedy hitlerowcy uciekli z Częstochowy, hutnicza orkiestra zagrała w tym miejscu „Mazurka Dąbrowskiego”, a wszyscy wokół mieli łzy w oczach.

Jak wszyscy wiedzą, po przeciwnej stronie alei wjazdowej do pałacu stoi Szkoła Podstawowa nr 20. Dowiaduję się, że kiedyś wyglądała zupełnie inaczej, bo działała w ceglanym budynku ufundowanym wraz z całym osiedlem przemysłowym. Zresztą jako jedna z dwóch ówczesnych szkół dla rodzin hutniczych.

Sekrety miasteczka Raków 1
Przystanek kolejowy Błeszno – obecnie Raków

Luksus w mieszkaniach majstrów

W tym samym czasie, gdy powstawał pałac, po przeciwnej stronie ulicy wyrastały domy majstrowskie, dalej robotnicze i koło ówczesnych biur zarządu huty – domy inżynierskie. W większości dotrwały one do naszych czasów. Jeśli podupadły, winni są temu współcześni, którzy podzielają zachwyty Nikiszowcem i Giszowcem w Katowicach, a nie potrafią docenić tego, co sami dostali w spadku.

Domy majstrowskie stoją przy ul. Łukasińskiego: dwa przy ulicy, dwa w głębi. Część w latach 80. została podwyższona o piętro, które w nich odróżnia się jasnym tynkiem. Na szczytowej ścianie tego niepodwyższonego budynku przy ulicy widać jaśniejszy fragment, jakby zamurowane drzwi. Okazuje się jednak, że to ślad po kapliczce, która kiedyś tam funkcjonowała, do momentu wybudowania większej kaplicy – drewnianego kościółka. Ta istniała z kolei na miejscu dzisiejszego boiska szkolnego i funkcjonowała do wybudowania kościoła św. Józefa (1928 rok).

– Wykwalifikowaną kadrę do huty sprowadził Hantke z Zagłębia i dalszych regionów zaboru rosyjskiego – mówi Grzegorz Basiński. – Cennym pracownikom i ich rodzinom musiał zapewnić godziwe warunki bytowania. Mieszkania dla nich miały kuchnię i dwa pokoje. Dysponowały nawet sanitariatem – co w standardach z początku XX wieku było niesłychanym i rzadko spotykanym w Częstochowie luksusem. Stojące nieco dalej domy robotnicze już takimi wygodami nie dysponowały, funkcje higieniczno-sanitarne pełniły drewniane sławojki wznoszone przy budynkach.

Nasz przewodnik zapewnia jednak, że te wygódki były utrzymywane we wzorowej czystości. Zapewniały to przepisy sanitarne wprowadzone przez Sławoja Składkowskiego. Ten lekarz wojskowy, jeszcze nim został premierem, walczył z chorobami zakaźnymi, polecając bezwzględne dbanie o czystość toalet, również za sprawą wysokich mandatów.

W przestrzeni przy domach majstrowskich, przed uliczką odgradzającą je od osiedla robotniczego, jeszcze dziś rozciąga się park ze starymi drzewami. Jak opowiadali dziadkowie Basińskiego, kiedyś sięgał on aż do torów kolejowych i był starannie urządzony. Odbywały się w nim zabawy taneczne, koncertowały orkiestry dęte. Przy takiej okazji poznali się przodkowie naszego przewodnika.

Babcia pochodziła z Ostatniego Grosza, dziadek był „kawalerem tutejszym”, chociaż pradziadek Leon Cecota (od strony mamy) został sprowadzony przez Hantkego z jego zakładu w Dąbrowie Górniczej. Był kowalem i mieszkał w domu robotniczym przy obecnej ul. Limanowskiego.

Ku tym domom robotniczym wędrujemy. Mijamy budynki wyglądające na nowsze. To bloki powstałe u schyłku lat 40., w części na miejscu boiska klubu sportowego Racovia (później RKS Raków). W piłkę grali tam i dziadek, i ojciec Grzegorza Basińskiego. Przekraczamy ul. Limanowskiego. W oczy rzucają się autentyczne bruki mające dobrze ponad 100 lat. Mijamy kolejny ceglany budynek z początku minionego wieku.

– Czy tu nie wygląda, jakby się czas zatrzymał? – pyta retorycznie nasz przewodnik – przecież wystarczy postawić kamerę i można kręcić film o rewolucji 1905 roku. Ta tablica drewniana na ścianie ceglanego budynku pod numerem 47 też wygląda jak z tamtych czasów. Jest to jednak legenda stanu wojennego. Na niej wieszane były ulotki Solidarności, których jakby nikt z władz nie zauważał. W stanie wojennym je zamalowano, ale nie zerwano. Każdy pamiętał o tym, że się skrywają pod farbą. Wisiały tutaj jeszcze kolejne dziesiątki lat…

Sekrety miasteczka Raków 2
Pałac Barnarda Ludwika Hantke

Szpital i szkoła dla robotników

Za ulicą stoją dwa szeregi domów robotniczych. Były pozbawione kanalizacji, rodziny miały do dyspozycji tylko jedną izbę. Między domami są przerwy – tam zlokalizowane były sławojki, studnie i szopki gospodarcze. Po II wojnie budynki zmodernizowano, dodając na każdym poziomie zdrój z zimną wodą oraz po dwie toalety. W jednym z tych domów mieszkali na piętrze pradziadkowie Grzegorza Basińskiego, a vis a vis nich rodzina Romana Sitkowskiego, nieżyjącego już historyka Rakowa.

To on opowiadał, że ul. Limanowskiego była granicą między światem domów majstrowskich i robotniczych, a zarazem linią wyznaczającą ostre antagonizmy często rozładowywane z udziałem pięści. Majstrowie byli już inteligencją tamtych czasów; robotnicy niewykwalifikowanymi pracownikami, wyrwanymi z pobliskich wsi z wszystkimi przyzwyczajeniami obyczajowymi i kulturowymi. Ta wieś zresztą też jest obecna na Rakowie w postaci bieda-domków z kamienia wapiennego, pamiętających może czasy początków huty.

W osiedlu hutniczym przybysze ze wsi znajdowali cywilizacyjne i oświatowe wsparcie. W domu od strony dzisiejszej ul. Okrzei mieściło się przedszkole Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci (późniejsze TPD). Jedno z pierwszych zdjęć ojca Grzegorza wykonane zostało w połowie lat 30., na bujanym koniku, właśnie w tym przedszkolu. W kolejnym domu przy tej ulicy mieścił się szpital huty Hantke, znacznie później przeniósł się na Kucelin, gdzie zwany był Szpitalem Hutniczym. Natomiast w kamienicy po drugiej stronie ulicy mieszkał personel lecznicy wraz ze sławą rakowskiej medycyny, doktorem Mieczysławem Michałowiczem. Posługując się pseudonimem „Leonard”, stał na czele PPS-u w 1905 roku. Organizował tajną wizytę Józefa Piłsudskiego w 1906 roku. Wykryty przez ochranę w 1907 roku musiał uciekać wraz z rodziną.

Wychodzimy na ul. Okrzei. Znów jesteśmy między budynkiem dawnego szpitala a kamienicą personelu medycznego. Przed nami kolejny okazały gmach, w narożniku ulic Okrzei i Limanowskiego. Tu mieściła się druga rakowska szkoła podstawowa, w której uczyła się np. mama Grzegorza i jego wujowie.

– Na dole w kamienicy był sklep, o którym zawsze, jeszcze w czasach mojej młodości mówiło się Konsum – wspomina wychowanek Rakowa. – Sądziłem jako historyk, że nazwa przetrwała po II wojnie światowej. Tymczasem Romek Sitkowski oświecił mnie: „tak, nazwa niemiecka, ale z pierwszej wojny”.

Te osiedla hutnicze były ostoją PPS. Okazuje się, że w szeregach tej organizacji – i to od 1905 roku – był wspominany już Leon Cecota, czyli pradziadek Grzegorza Basińskiego. Przez carat zesłany został na wojnę do Mandżurii. Tam zginął jego brat, a on przeżył dzięki temu… że był kowalem przydatnym w każdej armii. Później w PPS-ie działał również dziadek naszego przewodnika. W 1939 roku żołnierz 7 Dywizji Piechoty, później ZWZ i AK, uczestnik Akcji Burza, więzień UB. Obaj z rodzinami byli mieszkańcami domów robotniczych Rakowa.

Tak doszliśmy do ostatnich domów w szeregach „familoków”. Grzegorz Basiński pokazuje okna (te z płotkami na parapetach), za którymi mieszkali jego przodkowie. Blisko było stamtąd do kładki, prowadzącej do kina „Hutnik”, gdzie dzisiejszy pan od historii budował swoją świadomość filmową.

– To prawda, że ci nie z Rakowa mogli tutaj „dostać bęcki” , gdy wracali z kina – śmieje się Basiński. – Dla rakowiaków za to była to bardzo bezpieczna dzielnica. Tu długo (a może wciąż jeszcze?) pokutowała ta świadomość, że kto „z innej wsi”, ten wróg. Przyniesiona z rodzinnych wiosek przez zatrudnianych w hucie. Przez wiele pokoleń funkcjonował antagonizm: Raków – Błeszno. W pobliżu, w okolicach późniejszego kina „Relax”, istniał też przecież legendarny lumpenproletariacki „Pekin”.

Jeszcze w latach 80. – zapewnia – Raków, to była mała wioska. Tu wszyscy się znali, ludzie mieszkali wielopokoleniowo, było widomo czyim synem, czyim wnukiem jesteś. Dziś, kiedy idę tymi uliczkami, z rzadka widzę znajome twarze. Starsze pokolenie odeszło, młodsze wyprowadziło się do bloków o lepszym standardzie, do własnych domków. Mieszkanka w domach robotniczych zamieniły się w lokale socjalne.

Sekrety miasteczka Raków 3
Budynek dyrekcji Huty Częstochowa i tor kolejowy do huty

W mieście, a jak na wsi

Kiedy idziemy między tymi domami, cały czas otacza nas sporo zieleni, na podwórkach rosną stare drzewa rzucające cień. Przy piaskownicy biegają dzieciaki, matki plotkują na ławeczkach. Obszczekuje nas jakiś zajadły pies. Panowie też mają swoje ławeczki i oddają się wiadomym zajęciom. Klimat małego miasteczka czy popegeerowskiej wioski.

Wędrujemy ul. Limanowskiego. Kiedy na końcu osiedla dochodzimy do rozległego placu z dwoma „socjalistycznymi” blokami w tle, okazuje się, że jeszcze za pamięci naszego przewodnika teren ten służył jako ryneczek. Przyjeżdżały tu wozy konne z produktami, stały stragany, w drewnianym budyneczku funkcjonowała nawet stała jatka.

Im dalej posuwamy się ul. Limanowskiego ku torom kolejowym, tym bardziej otoczenie staje się prawdziwie wiejskie. Niektóre domy z łamanego kamienia wapiennego mogą podobno pamiętać I wojnę światową. To świat pierwotnej wsi Raków. Jeden z budynków ma dla Grzegorza Basińskiego znaczenie sentymentalne. Tu (nr 60) mieszkał i prowadził piekarnię pan Lewandowski.

– Jest rok 1982 – mówi rakowianin – bieda straszna. Jestem uczniem SP nr 34 na Rakowie, rodzice wysyłają mnie po chleb. Odstałem w kolejce cztery godziny, czytając książkę. Doszedłem do lady, przede mną sprzedane są ostatnie bochenki. Stary Lewandowski popatrzył na mnie: to ja ci swój chleb dam – powiedział. Przynoszę ten chleb do dziadków i dziadek mi opowiada, że kiedy UB go wypuściło, wrócił do huty, ale dorabiał sobie jako konserwator u Lewandowskiego. Więc piekarz wiedział, czyim wnuczkiem jestem. Z szacunku dla mojego dziadka oddał mi ten swój bochenek.

Lewandowski też był lokalną legendą, a pamięć o jego piekarni trwa do dziś. Po prostu był znakomitym fachowcem i dobrym człowiekiem. Podobnie jak np. Paweł Pasierbowicz, hutnik i sportowiec. Słynął z mistrzowskiego wytapiania surówki żelaza, mówiło się, że jeśli Pasierbowicz puścił surówkę, to tylko najwyższej jakości. Wszyscy pamiętają też księdza Władysława Pająka, który zaznaczył się również w rodzinie Basińskich. Wspominany już dziadek PPS-iak specjalnie wierzącą osobą nie był. Kiedy wyszedł z więzienia bezpieki, babcia nie pracowała, mama Grzegorza była małą dziewczynką. Wtedy ks. Pająk zgłosił się z pomocą.

– Powiedział dziadkowi: mam dla pana pieniądze – relacjonuje wnuczek – Pan walczył za Polskę, został niesłusznie uwięziony, należy się panu nasza pomoc. Wtedy dziadek pepeesiak odpowiedział: dziękuję za piękny gest, ale dopóki te dwie ręce są sprawne, postaram się rodzinę utrzymać. Na zawsze została jednak w naszej rodzinie pamięć o prawdziwym kapłanie, który potrafił wznieść się ponad podziały światopoglądowe, po prostu pomagał wszystkim potrzebującym. Chciałbym, żebyśmy my w dzisiejszej Polsce potrafili się tak pięknie różnić!

Z ul. Limanowskiego przejściem podziemnym przechodzimy pod torami kolejowymi. Okazuje się, że ten tunel jest widoczny na archiwalnym zdjęciu dworca Błeszno z początku XX wieku. Nad nami stacja Częstochowa-Raków. Na jego temat Grzegorz Basiński również ma w zanadrzu ciekawostkę. Rodzice opowiadali mu mianowicie, że jeszcze długo po wojnie, mimo że huta od dawna była potęgą, a dzielnica Raków rozrastała się, przystanek kolejowy nosił nazwę: Błeszno. Tak było do przełomu lat 50. i 60. Kolejną ciekawostką jest domek stojący między peronami. Kiedyś mieściły się w nim kasy, dawno już zlikwidowane, a domek, mimo kolejnych modernizacji dworca, wciąż trwa w prawie niezmienionym kształcie.

Zaraz za wyjściem z tunelu po lewej stronie stoi czerwona kamienica niemal schowana pod estakadą. To dom Ślęzaków, w którym mieściła się tajna siedziba PPS w czasie rewolucji 1905 roku. Po prawej stronie dawny budynek dyrekcji huty, sugerujący architekturą lata powojenne jako czas powstania. Okazuje się, że jego lewa strona, ta bardziej odległa od torów, powstała na przełomie XIX i XX wieku jako pierwsza siedziba dyrekcji.

Sekrety miasteczka Raków 4
Huta Częstochowa

Był tu Józef Piłsudski

Gdy patrzy się na to skrzydło, za nim czerwienią się ceglane ściany dwóch znacznej wielkości budynków. To domy inżynierskie, kiedyś oddzielone od biurowca torami wewnętrznej kolei hutniczej. Dawniej te kamienice były trzy, ale jedną rozebrano w latach 70.

– Jeśli wspominamy ważne dla Rakowa postaci, musimy opowiedzieć o Januszu Głuchowskim, pseudonim „Janusz”, synu wicedyrektora huty w tamtych pierwszych latach – mówi Grzegorz Basiński. – Był rok 1906, kiedy w jednym z tych trzech budynków pojawił się z tajną wizytą Józef Piłsudski. Musiał być ochraniany przez tzw. „piątki” PPS-u, czyli bojówki złożone z pięciu osób. Właśnie Janusz Głuchowski dowodził taką „piątką”. Co prawda o tym, że ochranianym przez niego był tow. „Wiktor” (jak nazywano wówczas Piłsudskiego), dowiedział się po zakończeniu zadania.

Z domu inżynierskiego późniejszy Marszałek wyjechał do domu państwa Janotów (chrzestnych mojej babci) położonego kilkaset metrów dalej nad Wartą. Głuchowski uczestniczył w strajku szkolnym w pierwszym w Częstochowie Gimnazjum Męskim (dziś IV LO). Został relegowany z grupy kolegów, dla których ich rodzice założyli pierwsze prywatne gimnazjum polskie. Później był w Legionach, walczył z bolszewikami, został generałem i wreszcie w 1939 roku pierwszym wiceministrem ds. wojskowych. Został tutaj zapomniany. Dobrze, że w szkole nr 20 (z inicjatywy Rafała Piotrowskiego, też rakowianina) ufundowano dedykowaną mu tablicę.

Historyk przypomina, że z racji intensywności działań PPS w 1905 roku Raków nazywano Republiką Rakowską. Te tradycje patriotyczne i niepodległościowe przenosiły się w dzielnicy przez wojnę obronną w 1939 roku, Armię Krajową, aż po Solidarność roku 1980. Raków, nim stał się częścią Częstochowy (decyzją Józefa Piłsudskiego), w 1928 roku był wcale niemałym, samowystarczalnym miasteczkiem, ze szkołami, przedszkolem, szpitalem, licznymi sklepami itd. Co po dziś dzień da się odczytać z pamiątek Starego Rakowa. Oprowadzający nas po nim z lekkim zawstydzeniem wyznaje, że do „miasta”, jak mówiono o centrum Częstochowy, pojechał po raz pierwszy, żeby złożyć podanie do szkoły średniej. Wcześniej nie miał takiej potrzeby.

– Nie potrafię sobie wytłumaczyć, dlaczego Ślązacy, dumni ze swoich familoków troszczą się o ich zachowanie, a my tak lekko traktujemy tę spuściznę – snuje refleksje Grzegorz Basiński. – Mamy tu prawdziwe perełki tej architektury z przełomu XIX i XX wieku, osiedla jak to, ale i osadę Elaneksu czy Wełnopolu, którym pozwala się niszczeć. Ich przestrzenie są chyba marzeniem deweloperów. Kiedy byłem przewodniczącym Komisji Kultury Rady Miasta, zaprosiliśmy na posiedzenie Konserwatora Wojewódzkiego (jeszcze województwa częstochowskiego). Na pytanie o ochronę zabytków świeckiego budownictwa odpowiedział nam, że w Częstochowie jest tylko jeden zabytek – Jasna Góra. Tymi osiedlami zajmowały się zakłady, do których należały. Kiedy ich zabrakło, zabrakło w ogóle gospodarza. Efekty widać coraz wyraźniej.

Sekrety miasteczka Raków 5
Kaplica św. Józefa na Rakowie – wnętrze

Tadeusz Piersiak

Czytaj także: PELCERY. Zaniedbany skansen wielkiej przeszłości czy mały Nikiszowiec?