Agnieszka Kobryń-Pietrasiewicz odnosiła w Polsce ogromne sukcesy w produkcji serów kozich. Wraz z mężem postanowili jednak zmienić swoje życie, porzucić to, co znane i zamieszkać na słonecznej wyspie Evia. Dziś zajmuje się sprzedażą nieruchomości.
Czasami mówimy sobie: rzucę to wszystko i wyjeżdżam, tam gdzie ciepło, najlepiej na wyspę. W Pani przypadku, na słowach się nie skończyło, rzeczywiście wraz z mężem zamieszkaliście na Evii. Skąd taka decyzja?
Agnieszka Kobryń-Pietrasiewicz: Od kilku lat narastało w nas przekonanie, że gdybyśmy mogli, gdybyśmy byli młodsi, to chcielibyśmy wyjechać z Polski. Z bardzo wielu powodów. Z jednej strony zaczęło do nas docierać, że musimy zmienić styl życia. Po prostu zaczęło nam brakować sił na prowadzenie we dwójkę dużej farmy, na pracę w takim wymiarze i intensywności. Z drugiej strony czuliśmy, że dusimy się w katolicko-zaściankowej Polsce z coraz gorszą sytuacją kobiet. Ludzie, sytuacja polityczna, klimat i pogoda – to wszystko zaczęło być dla nas nie do zniesienia. Wizja spędzenia reszty życia w przygnębiającym kraju z żenującą ilością słońca w roku – delikatnie mówiąc, nie wydawała nam się szczególnie atrakcyjna. Aż nagle dotarło do nas, że nie musi tak być. ŻE MOŻEMY – tak po prostu. Że możemy wszystko sprzedać, wyjechać, kupić dom w przyjaznym, ciepłym kraju i resztę życia spędzić ciesząc się słońcem i bliskością turkusowego morza. I tak też zrobiliśmy. Po prostu. Jak to my.
W zmienianiu życia mieliście już pewną wprawę, przed laty porzuciliście życie w mieście i zamieszkaliście na farmie na końcu świata, te doświadczenia pomogły?
– Porzucając przed laty życie w mieście i przenosząc się na farmę na odludziu, zaczynaliśmy wszystko od zera. Mieliśmy tylko siebie, dwa psy, trzy koty i swoje doświadczenia. No i sporo długów. Ale też mnóstwo chęci, radości życia i wiary w przyszłość. Wiary w siebie nawzajem. Tacy jesteśmy i to nas nakręca, motywuje. Pierwsze lata były bardzo trudne. Minęło trochę czasu, zanim zbudowaliśmy swoją zawodową tożsamość i zaczęliśmy odnosić sukcesy w branży serowarskiej. Ale cały ten proces bardzo nas wzmocnił, utrwalił wiarę w siebie, zaufanie do własnych możliwości. Nabraliśmy pewności, że cokolwiek zdecydujemy, cokolwiek przyniesie życie – razem damy sobie radę ze wszystkim. Dlatego, mimo że przeprowadzka do innego kraju niewątpliwie była skokiem na głęboką wodę – mieliśmy komfort głębokiego przeświadczenia, że tak czy inaczej wszystko będzie ok.
W branży serowarstwa odnosiliście sukcesy, były nagrody, renoma, chyba trudno to porzucić?
– Serowarstwa nietrudno, dużo trudniej kozy, ale ponieważ cały biznes przejęły dzieci i w każdej chwili można się dowiedzieć i sprawdzić, co słychać, poszło to bezboleśnie. A dlaczego nietrudno? Bo to bardzo ciężka fizyczna praca, na którą już nie miałam siły, bo w branży serowarstwa osiągnęliśmy bardzo dużo, a może nawet wszystko, co można było w Polsce, konkursy, nagrody, wyróżnienia… były już normą. Kocham zwierzęta, lubię ich towarzystwo – to pomimo wyczerpującej pracy było fascynujące każdego dnia, ale serowarstwo przestało być wyzwaniem, a ja lubię mieć cel, szczyt do zdobycia, to mnie napędza do działania i dodaje energii. Trudne było dlatego, że w Polsce mieliśmy ugruntowaną pozycję, stabilne zarobki, a w Grecji czekała niepewność, w pięknych okolicznościach przyrody i pogody, ale jednak niepewność. Byliśmy odważni, opłaciło się, jest naprawdę dobrze.
Jak wyglądała przeprowadzka?
– Kiedy podjęliśmy decyzję o wyjeździe z Polski, zaczęliśmy działać po swojemu, czyli konkretnie, metodycznie, bez zwłoki. Wiedzieliśmy, że gwarancją bezproblemowego przeprowadzenia całej operacji jest jak najszybsza sprzedaż nieruchomości w Polsce, czyli naszej ukochanej farmy. O dziwo, udało się to zrobić bardzo szybko – na pewno za sprawą urody i magii tego miejsca, ale też dzięki sprawności i zaangażowaniu naszej agentki nieruchomości. Jednocześnie szukaliśmy już domu na Evii. Długo z tym nie marudziliśmy – wystarczyło, że zobaczyliśmy plaże od strony Morza Egejskiego i już wiedzieliśmy: TO TU!
Budżet jakim dysponowaliśmy pozwolił nam na zakup solidnego domu z kawałkiem ziemi – do gruntownego remontu. No i wtedy zaczął się szalony czas – jednocześnie zamykaliśmy wszystkie sprawy w Polsce i remontowaliśmy dom w Grecji, kursując w tę i z powrotem. Zupełnie nie znaliśmy Grecji, jej realiów życia codziennego. Nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać, co może nas zaskoczyć. Nie mieliśmy pojęcia, gdzie i co kupić w kwestii remontu, dlatego staraliśmy się jak najwięcej rzeczy zabrać z Polski. Potem okazało się, że to niekoniecznie było dobre rozwiązanie, ale to już inna historia…
Summa summarum – dorobek naszego życia, który koniecznie chcieliśmy zabrać ledwo upchaliśmy do dwóch ciężarówek, a pozostałą część rozdaliśmy. Po wyprawieniu w drogę konwoju z gratami, sami zapakowaliśmy się z trzema psami do naszego SUV-a i nie oglądając się za siebie, ruszyliśmy w podróż w jedną stronę. Polska do końca nie chciała nas wypuścić, próbując zatrzymać nas grudniowymi zamieciami śnieżnymi i metrowymi zaspami, ale jakoś daliśmy radę się przebić. Po 36 godzinach potwornie męczącej podróży, dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia szczęśliwie dotarliśmy na naszą Evię.
Czym zachwyciła Was Evia?
– Decydując się na zamieszkanie w Grecji, początkowo braliśmy pod uwagę Kretę. I tam ukierunkowaliśmy nasze poszukiwania. Jednak bardzo szybko nastąpiła brutalna konfrontacja oczekiwań z rzeczywistością. Przede wszystkim okazało się, że założony budżet, który mieliśmy na zakup domu jest absolutnie niewystarczający na cokolwiek sensownego. Kreta była dla nas po prostu zbyt droga. Zupełnie nie w naszych klimatach była również skala turboturystyki jaka ma miejsce na Krecie i kilku innych popularnych wyspach. My szukaliśmy czegoś spokojnego. I wtedy od znajomych Polaków po raz pierwszy usłyszeliśmy o Eubei/Evii. Musieliśmy ją odszukać na mapie, bo nie mieliśmy pojęcia o jej istnieniu. Okazało się, że to druga co do wielkości grecka wyspa, którą sprytni Grecy chowają dla siebie nieopodal swojej stolicy. Można na nią wjechać mostem, a podróż z Aten trwa niespełna godzinę.
Tak, Evia zachwyca. To Grecja w pigułce. Jest na niej wszystko. Wschodnia strona to cudowne plaże i dzikość Morza Egejskiego. Na zachodzie spokojne wody Zatoki Eubejskiej. A pomiędzy nimi góry, wąwozy, rzeczki, a nawet wodospady. Gaje oliwne i historyczne miasteczka ze starożytnymi zabytkami. Palmy i drzewa laurowe, figi i pomarańcze. Upał i wiatr. Łagodne zimy. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Od początku nie czuliśmy się tu obco. Evia wydała nam się egzotyczna, ale jednocześnie na tyle swojska, że nie doznaliśmy szoku kulturowego. I bardzo szybko okazało się, że w tej pięknej krainie żyją równie piękni ludzie. Radość życia i serdeczność mieszkańców pozwoliły nam bezboleśnie się zaaklimatyzować i szybko poczuć, że jesteśmy u siebie. Że to nasze miejsce.
Szybko się zadomowiliście? Macie ulubione plaże, knajpki, zakątki?
– Kiedy myślimy o zamieszkaniu w Grecji, wyobraźnia podsuwa nam od razu wizję białego domku przy plaży. W naszym przypadku też tak było – w romantycznym impulsie czegoś takiego chcieliśmy. Jednak na miejscu, po zapoznaniu się z warunkami, realiami i szeregiem innych istotnych czynników zdecydowaliśmy się na rozwiązanie bardziej praktyczne i roztropne. Kupiliśmy dom nieco oddalony od morza, ale na tyle blisko, by móc w kilka minut być na plaży. Dom położony na sporej działce (jak na greckie warunki), w bezpiecznej wiosce, ale bez kłopotliwego sąsiedztwa, blisko koniecznej do życia infrastruktury (sklepy, tawerny), ale jednocześnie zapewniający prywatność, którą cenimy. Z dobrą drogą dojazdową – co na greckiej wyspie nie jest wcale oczywiste.
Greckie jedzenie jest pyszne, różnorodne i znane na świecie, ale trzeba powiedzieć sobie prawdę – souvlaki i baklava to potrawy dla turystów. Grecy nie jadają ich na co dzień. Po roku eksperymentów znaleźliśmy w pobliskim miasteczku Neochori tawernę, w której podawane jest smaczne, greckie jedzenie w przyzwoitych cenach. Nazywa się Ksenichtis. Jeśli mamy chęć zjeść poza domem, to idziemy właśnie tam. I polecamy innym. Większe, okresowe zakupy robimy oczywiście w marketach w stolicy naszego regionu, miasteczku Aliveri. No takie czasy – nawet na greckich wyspach. Ale korzystamy też chętnie z asortymentu zaprzyjaźnionej tradycyjnej piekarni Stavrosa Kargasa (pyszne niedietetyczne pieczywo i greckie słodkości) oraz sklepiku Marii Resta w naszej Perivolii, w którym są najlepsze sery i oliwki.
Ale nie zapominajmy o plażach – w końcu głównie dla nich tu przybyliśmy. Siłą rzeczy najczęściej wybieramy się na najbliższą, czyli Kalamos – 4 km od domu. Ale ponieważ jest to najpopularniejsza plaża na wyspie, korzystamy z niej tylko poza sezonem wakacyjnym. Od lipca do września ilość turystów na Kalamos jest dla nas nie do przyjęcia. Natomiast po sezonie to NASZA plaża. A w sezonie turystycznym zwiedzamy inne plaże w okolicy: piękną, ogromną, kapryśną Mourteri, zaciszną i kameralną Mageiras czy spektakularną Stomio (własność naszego przyjaciela).
Widać, że chłoniecie z mężem tę greckość. Pani została ponoć jedyną Polką tańczącą na Evii tańce ludowe?
– Na Evii na pewno jedyną, myślę że jedną z niewielu w całej Grecji. Zawsze lubiłam zajęcia ruchowe, choć oczywiście nie wszystkie – od aerobiku i tego typu aktywności starałam się trzymać jak najdalej. Natomiast uwielbiam Chi kung, tai chi i wiele form tańca. Muzyka grecka jest niesamowicie energetyzująca, a słynnej sceny z filmu „Grek Zorb’a z tańcem na plaży głównych bohaterów nie da się zapomnieć. Ja spełniam pragnienia i marzenia na bieżąco – nie marzyłam o wygranej w totolotka tylko o tym, aby tańczyć razem z Grekami ich cudne tańce, trzymać się za ręce – kobiety, mężczyźni, dzieci, staruszkowie – w jednym rytmie i jednym krokiem – to wspaniałe! I tak znalazłam w sąsiedniej wiosce grupę taneczną działającą przy Stowarzyszeniu Kulturalnym w Avlonari prowadzoną przez wspaniałą nauczycielkę i tancerkę Stamatulę Kioussi. Zaakceptowano mnie, przyjęto jak swoją. Grecy taniec i muzykę mają we krwi, dodatkowo od małego uczą się tego w szkole. Dla mnie to same nowości – muszę bardziej się starać, poświęcić na to więcej czasu i uwagi. To nie jest łatwe, ale daje radę – zwłaszcza, że Grecy pomagają, przymykają oko na błędy, poprawiają… Przed występami zakładam tradycyjny stój grecki i czuję się naprawdę na swoim miejscu – pomocne dłonie sąsiadów dodają otuchy. Tańczę już prawie rok, regularnie co tydzień, przed występami nawet codziennie – jestem z tym szczęśliwa.
Słońce, taniec, morze to jedno, a trzeba urządzić się jakoś w nowym życiu… Pani swoje greckie życie zawodowe związała z branżą nieruchomości, reprezentuje Zodos, jedną z najstarszych agencji na wyspie. Jak do tego doszło?
– Zakupu pierwszej greckiej nieruchomości – domu, w którym obecnie mieszkamy, dokonaliśmy za pośrednictwem agencji Zodos Real Estate. Kiedy opadł kurz po całej operacji, właściciel agencji Dimitris Zodos zapytał mnie, jakie mam plany na życie i pracę w Grecji. Wtedy jeszcze mieliśmy tylko w perspektywie zakup i prowadzenie małego pensjonatu dla turystów. Po kilku rozmowach ustaliliśmy, że spróbuję swoich sił w Zodos Real Estate na zasadach partnerskich. W ostatnich miesiącach pobytu w Polsce, ukończyłam kurs zakończony egzaminem i zostałam licencjonowanym pośrednikiem w obrocie nieruchomościami z uprawnieniami na całą Unię Europejską. Jednak nauka w Polsce a praktyka w Grecji to zupełnie inna sprawa. To było jak zderzenie ze ścianą. Przygotowanie pełnej dokumentacji nieruchomości do sprzedaży zakończonej aktem notarialnym wymaga wielu lat doświadczenia, wiedzy, i nie ma co ukrywać – wielu znajomości w greckich urzędach. Każdego dnia uczę się od mojego mentora i nauczyciela a jednocześnie już teraz przyjaciela rodziny – Dimitrisa. Jestem mu bardzo wdzięczna za umożliwienie tak dobrego startu w nowych warunkach.
Sprzedaż nieruchomości stała się moją pasją, spełniam się zawodowo i bardzo lubię swoją pracę. Siedziba Zodos Real Estate mieści się w pięknej greckiej kamienicy przy głównej ulicy miasta Aliveri. Elegancki, klasyczny wystrój, masywne meble – wszystko to dobrze obrazuje charakter agencji – prestiż, tradycja, uczciwość, dyskrecja – mamy wielu zadowolonych klientów, a pieczęć Zodos Real Estate została postawiona pod wieloma wysokobudżetowymi inwestycjami w całej Grecji. Jestem dumna, że mogę być reprezentantem tego biura na Polskę.
Ma Pani chyba szczęście do ludzi?
– Zdecydowanie mam! Zaczynając od mojego wspaniałego męża – to moja druga połowa pomarańczy – bez tej jednomyślności, wspólnego ramię w ramię przez życie, wsparcia, nie wydarzyłoby się aż tyle! Jacek jest zawsze w cieniu, dyskretnie, bez stania w blasku fleszy. Dlatego mogę gnać do przodu, wspinać się na szczyty i robić rzeczy czasem szalone. Jacek jest moim murem, ostoją, zdrowym rozsądkiem i wielkim szczęściem. Ludzi, na których dobrze trafiłam w życiu było całkiem sporo, zdecydowanie więcej niż tych niefajnych. Skupmy się na Grecji… Pierwszym Grekiem, którego poznałam po przyjeździe na Eubeę był właśnie Dimitris. I tu zaczyna się lawina… kupiliśmy dom, a Dimitris został naszym sąsiadem, zaczęłam pracę w Zodos Real Estate, Jacek i Dimitris zaprzyjaźnili się – co w wykonaniu mojego męża nie jest łatwe, bo to wielki introwertyk. Dimitris pokazał i pokazuje nam nadal jak żyją Grecy, co i kiedy jedzą, jak sadzić pomidory, jak naprawić piec, jak zbierać oliwki i gdzie tłoczyć oliwę, którego elektryka zawołać do awarii i tysiąc innych, ważnych greckich spraw. Dla mnie jest jak starszy brat – można się sporo od niego nauczyć, zawsze wstawi się za tobą, jak jest potrzeba, ale potrafi też wkurzyć i doprowadzić do szewskiej pasji. Dimitris Zodos dla nas to jak jackpot. Jeździmy we trójkę na wycieczki, pijemy kawę, siedzimy w tawernach i pracujemy – myślę, że tu widać to moje szczęście do ludzi ewidentnie.
Jak wygląda oferta Zodos?
– Nasze nieruchomości leżą w całej Grecji. Znakomita większość znajduje się na Eubei – mamy tu domy wolnostojące całoroczne i wakacyjne, działające gotowe biznesy – hotele, tawerny, beach bary. Są również perełki dla inwestorów – działka z plażą i kompletnym pozwoleniem na budowę kompleksu turystycznego w najszybciej rozwijającej się części wyspy Evia na Agios Apostoli. Piękne, luksusowe domy z dostępem do dzikich plaż i zapewniające absolutną prywatność. Natomiast w innych częściach Grecji wysokobudżetowe inwestycje, ekskluzywne rezydencje i duże, działające biznesy. Podsumowując, jeśli ktoś pragnie zamieszkać w Grecji lub zainwestować tu pieniądze, to współpracując z Zodos Real Estate – dobrze trafi! Przeprowadzimy go przez wszystkie formalności bezpiecznie, dyskretnie, kulturalnie i maksymalnie szybko. Znajdziemy, to czego chce i o czym marzy. Własna wyspa? Proszę bardzo – mamy! Współpracujemy z notariuszami, prawnikami, tłumaczami przysięgłymi, geodetami i architektami, a także wiodącymi agencjami nieruchomości w całej Grecji.
Czyli dzięki Wam każdy z nas może mieć własną grecką nieruchomość. Zamieszkać, mieć wakacyjną posiadłość, apartament do wynajęcia albo inny biznes. A zostając przy apartamentach, to Wasz kolejny pomysł na greckie życie. Czym jest Yaga of Evia?
– Instalując się w Grecji mieliśmy świadomość, że wcześniej czy później będziemy chcieli (i musieli) znaleźć sposób na zarabianie pieniędzy, żeby nie przejadać wszystkich oszczędności. Zresztą – na emeryturę jeszcze za wcześnie. Z racji tego, że Grecja to głównie turystyka – wybór branży narzucał się sam. Tak więc zanim jeszcze dostałam pracę w agencji, zaczęliśmy rozglądać się za niewielką nieruchomością w korzystnej cenie, którą moglibyśmy przekształcić w niewielki hotelik. I znaleźliśmy – mały domek do generalnego remontu, na pięknym kawałku ziemi, umiejscowiony wręcz idealnie, bo na skrzyżowaniu dróg prowadzących na okoliczne plaże. Nie namyślając się długo dokonaliśmy zakupu i rozpoczął się remont. I wtedy okazało się, że jeśli to ma mieć sens, to musi on być naprawdę gruntowny. I taki był. W ciągu kilku miesięcy budynek i jego otoczenie całkowicie zmieniły swoje oblicze. Powstał miły dla oka pensjonat, w którym stworzyliśmy dwa niewielkie, wygodne, niezależne, w pełni wyposażone apartamenty. Nazywają się Orfeusz i Gaia. Każdy ma łazienkę, aneks kuchenny, własny parking i przestrzeń przydomową. I mimo tego, że projektując je trzeba było pójść na wiele kompromisów, to z efektu jesteśmy bardzo zadowoleni. A co równie ważne – nasi goście również.
To komfortowa baza dla ludzi, którzy chcą na własną rękę odkrywać uroki Evii. Chcę zaznaczyć, że przy całym tym projekcie nieocenione okazały się doświadczenie oraz wiedza Jacka na temat wykończenia i projektowania wnętrz – bez niego trudno byłoby ogarnąć takie przedsięwzięcie. A na pewno nie z takim efektem. Sezon niedawno się skończył, a my zaczynamy już przyjmować rezerwacje na przyszły. Jeśli więc ktoś chce sam przekonać się o walorach Evii – zapraszamy do kontaktu. Rezerwacji można dokonać zarówno przez Airbnb, jak i bezpośrednio u nas.
Zarażacie gości miłością do Evii?
– Myślę, że nie jest to naszą misją. Ani nawet celem. Choć z racji tego, że jesteśmy hotelarzami – ociera się to o konflikt interesów. My zakochaliśmy się w tej wyspie i uważamy ją za swój dom. Ale nie każdy będzie to widział tak jak my – i bardzo dobrze. Evia jest bajeczna, piękna, przyjazna, ale w Grecji jest mnóstwo takich miejsc. A na świecie jeszcze więcej. Umożliwiamy naszym gościom spojrzenie na ten zakątek Grecji swoimi oczami i wyciągnięcie własnych wniosków. Ludzie, których oczaruje spokój i dzikość Evii to inny rodzaj turystów od tych, których zachwycają tętniące nocnym życiem Mykonos czy Santorini. Jeśli ktoś się u nas zatrzyma, odpocznie i spędzi urlop na tyle przyjemnie, że postanowi tu wrócić – będzie nam bardzo miło. Ale nie zależy nam na najeździe turystów na masową skalę. Jak mówiłam – to nasz dom. A w domu ważne są spokój i bezpieczeństwo.
Grecja to dziś Wasz dom? Nie myślicie o kolejnej zmianie?
– Nie. Grecja to DOM. Jesteśmy tu szczęśliwi.